ru – pl – A. Szumska

Życie ciekawych ludzi

Książka Lidii Sawik „Kosmos Białorusa”, wydana w Mińsku w 1998 r., opowiada o życiu i twórczości
wybitnego uczonego Białorusa Borysa Kita (1910-2018 ) – obywatela Ameryki, utalentowanego
matematyka, fizyka, doktora filozofii, akademika Międzynarodowej Akademii Astronautyki


Przekład z języka białoruskiego Ireny Kuprys

Lidija Sawik

KOSMOS BIAŁORUSA

Spis rozdziałów

O autorce
Wstęp autorki
Przedmowa
Potomek chłopskiego rodu
Działalność na niwie oświaty w białoruskich szkołach
Emigracja i działalność naukowa w SZA
Przejazd do Niemiec. Pedagogiczna i profesorska praca na uniwersytetach Europy
Kobiety i rodzina w życiu Borysa Kita
Powrót w intelektualne życie Białorusi, do jej historii i wdzięcznej pamięci rodaków

O AUTORCE

Sawik Lidija Siemionowna – pisarz, krytyk literacki, literaturoznawca, starszy naukowy pracownik Instytutu Literatury Akademii Nauk Białorusi, docent Białoruskiego Uniwersytetu Kultury, członek Związku Literatów Białorusi.

Pochodzi z rodziny rdzennych Białorusinów (matka – z okolic Płocka, ojciec – z okolic Słucka). Ukończyła Wydział Filologiczny Białoruskiego Państwowego Uniwersytetu, aspiranturę odbyła w Instytucie Literatury, obroniła kandydacką dysertację o zagadnieniach rozwoju współczesnej białoruskiej prozy. Zajmuje się zwrotem twórczego dziedzictwa represyjnej i emigracyjnej białoruskiej literatury. Wydała monografie: „Poczucie czasu”, „Pod spokojnym niebem Ojczyzny”, „Powrót”, broszurę „Aby nie wygasło ciepło Ziemi”. Współautorka książki „Pisarze Białorusi i dzieje białoruskiej literatury 20 – 30 lat”, „Białoruska kultura zagranicza”. Publikuje na łamach republikańskich czasopism i gazet artykuły na aktualne tematy. Ukazały się w druku jej recenzje o twórczości J. Niemanskiego, S. Baranowa, B. Mikulicza, S. Grochowskiego, J. Skrygana, I. Meleża, A. Osipienki, W. Korotkiewicza, W. Bykowa, B. Saczanki, J. Sipakowa, A. Kudrawca , W. Kuźko, A. Żuka, M. Siadniowa, N. Arsieniewej, W. Dudzickiego, F. Iliaszewicza, W. Słuczanskiego, i innych pisarzy. Jest autorką wielu (więcej jak 200) artykułów przeznaczonych dla encyklopedyjnych wydań. Bierze aktywny udział w ruchu narodowego Odrodzenia, występuje z wykładami przed różną audytorium. Członek i sekretarz Rady Związku Białorusów świata „Baćkauszczyna”. W 1995 r. wybrana honorowym akademikiem Międzynarodowej Akademii Nauk Eurazji. Żyje w Mińsku.

WSTĘP AUTORKI

Niezatarte wrażenie po pierwszym spotkaniu z B. W. Kitem
i realizacja pomysłu napisania książki o jego życiu

Na zdjęciu L.S. Sawik i B.W. Kit, 1992 r.

Białoruska ziemia dała światu wielu utalentowanych ludzi, do których należy i Borys Włodzimirowicz Kit. On z do tych ludzi, którzy stanowią chlubę każdemu narodowi w każdym kraju. Na Białorusi do niedawna jego imę było prawie niewiadome. Dziś jesteśmy zobowiązani naukowe, pedagogiczne, życiowe ośągnięcia, wiadomego w całym świecie człowieka, który jest ciekawy nie tylko jako naukowiec, ale i jako Osoba, patriota Ojczyzny, wpisać do naszej narodowej historii.

Pierwszy raz ja zobaczyłam Borysa Kita w domu u Macieja Siadniowa koło Nowego Jorku w Glen Cove, dokąd on zajechał na Boże Narodzenie pod Nowy 1992 rok odwiedzić starego przyjaciela, wybitnego białoruskiego poetę na emigracii, w drodze z Frankfurta-nad-Menem do Waszyngtonu, gdzie żyją synowie Wołodzia i Wiktor, wnuczki i prawnuk, bardzo podobny do swego pradziadka. Mnie wzruszyła młoda, żywa, czarująca osoba Borysa Kita, jego prędka mowa na czystym białoruskim języku, umiejętność z matematyczną dokładnością powiedzieć główne o sobie i bardzo zaciekawić właśnie pewną ścipłą niedomówką, za którą odczuwało się wielkie życie. Jak było przyjemnie słuchać, znajdując się tak daleko od swego domu, ojczystą mowę, dowiedzieć się, że to twój rodak, który nie był na ojczyźnie pół wieku, ale tak zakochany w Nowogródku, naprawdę pięknym zakątku Białorusi, który dał światu takie talenty, jak Adam Mickiewicz, Tomasz Zan, Ignacy Domejko, Jan Czeczota, Janko Niemanski, Janko Bril... Borys Kit – jeden z nich, i on marzy, aby Nowogródek stał się uniwersytetskim miastem, na wzór Oxforda albo Cembridge...

Borys Kit spieszył do Waszyngtonu i ja nie miałam możliwości dokładnie go wypytać, dowiedzieć się więcej o jego losie. Ale to nie było ostatnie nasze spotkanie. Latem 1992 roku pierwszy raz po upływie 50 lat Borys Kit odwiedził Ojczyznę, gdzie okazało się dużo jego uczni, znajomych, krewnych, którzy byli radzi widzieć go w Mołodecznie, Mirze, Koreliczach, Nowogródku, Mińsku...

Ockneła się przeszłość, poszły wspomnienia, zadawały się pytania i dzielny Borys Kit nie podążał odpowiadać, wspominać, zapoznawać się z tymi, kogo znał w dzieciństwie, w młode lata, w czasie pracy w białoruskich szkołach... „Po prostu się nie wierzy, że mi się udajało przyjechać do was, – mówił on na spotkaniu. – Powrót do Ojczyzny — Białorusi, gdzie ja spędziłem najlepszą porę życia – młode lata, to najważniejszy moment w moim życiu. Tak się stało, że ja, jak i wielu innych Białorusinów, w pewnym czasie byłem zmuszony wyjechać za granicę. Ale za granicą myśmy nie zapominali o swojej Ojczyźnie, nieśliśmy jej sławne imę w świat i robiliśmy wszystko, co było możliwe, na jej korzyść. Szkoda, nas już mało zostało i ja siebie odnoszę do „ostatniego z magikanów”, moje pokolenie już odchodzi. Dużo kto nie doczekał tego szczęśliwego momentu, kiedy się zaczął wielki ruch Odrodzenia i dużo emigrantów mają dziś możliwość przyjechać na Ojczyznę, która stała się niezależną. I my dzisiaj odznaczamy nie tylko spotkanie z naszą szkołą, ale i Odrodzenie naszej drogej i kochanej Ojczyzny. Wiadomo, ciężko bywa z początku, ale ja wierzę, że przez jakiś czas i nasza Białoruś stanie się pełnoprawnym, o wysokiej kulturze, ekonomicznie silnym, niezależnym państwem, które zajmie honorowe miejsce wśród narodów świata .”

Ta wiara wzruszyła wszystkich, kto słuchał człowieka, który przeżył długie, złożone i ciekawe życie, bogate na wypróbowania, osiągnięcia, zdarzenia, spotkania. On powrócił do Ojczyzny, aby podtrzymać swoich rodaków w ciężki czas wyboru, oczarowany, jak i większość świadomych Białorusinów, ideą odrodzenia narodu.

Tak się stało, że i tym razem nie wystarczyło Borysowi Kitowi czasu, z powodu wielu spotkań, odpowiedzieć na moje pytania, dokładnie opowiedzieć o swoim życiu.

I oto w październiku 1992 roku ja miałam możność odwiedzić B.W. Kita w Niemczach, we Frankfurcie-nad-Menem, dokąd on mnie życzliwie zaprosił. Nikt już nie przeszkadzał słuchać, zapisywać najciekawsze momenty z życie Człowieka o niezwykłym losie z ogromnego kosmicznego statku „Ziemia”, który wniósł swój wkład, by ludzkość z tego statku wyrwała się we wszechświat.

Dzięki jemu ja zwiedziłam znakomite turgieniewskie miejsca we Wiesbadenie, w Bad Homburgu, gdzie nieraz bywał Dostojewski, zobaczyłam siedlisko rosyjskiej cesarzowej Aleksandry Fiodorowny w Darmstadcie, starożytne rycerskie zamki, pałace, muzea, godzinami chodziłam po ulicach Frankfurtu, byłam w domu muzeum J. W. Goethego, z bólem w sercu dziwiłam się, jakie tu uporządkowane, piękne i bogate życie, w porównaniu z naszym, w kraju któreśmy pokonali... Ale przyczym tu rosyjska i niemiecka historia, kiedy obok Białorusin, który zdołał dokazać, że on niczym nie jest gorszy od Amerykańców, Europejczyków, człowiek o głębokiej i wielostronnej wiedzy, z wspaniałą pamięcią na daty, światową historię, ludzi, literaturę... I tylko raz, kiedy Borys Kit przytoczył mi cytatę z „Wiosennych wód” Turgieniewa (akcja odbywa się we Frankfurcie i Wisbadenie, Sanin – boharer utworu, zamyślił się o starości, a jemu było tylko 52 lata) mnie się wydało, że on wspomniał o swoich wieku, a było mu w tym czasie 82 lata. Jednak wszyscy, kto się spotykał z Borysem Kitem, zdawali sobie sprawę, że starość do niego jeszcze nie przyszła. Z natury optymista, aktywny, życzliwy do ludzi, celny, on jest szczęśliwy z możliwości powrotu do Ojczyzny i pełen chęci zrobić dla niej cokolwiek, co w jego mocy. Zakochany w swojej Jemie — Tamarze, ladnej, wykształconej kobiecie, z którą więcej jak dwadzieście lat razem i z którą odwiedził wiele państw, on idzie przez życie, po tych miejscach, gdzie kochali, cierpieli bohaterowie utworów Turgieniewa, rosyjska arystokracja... I Borys Kit jest arystokratą ale arystokratą ducha, intelekta, a to potęga większa, od tej arystokracji, która traciła swoje siły, środki na modnych europejskich uzdrowiskach. I Borys Kit bogaty i szczęśliwy od świadomości, że nie zmarnował życia, z godnością niesie w sercu miłość do Białorusi, nie zapominając ojczystej mowy, nie zdradzając świętego w duszy. Jemu się udało tak ułożyć swoje życie, że osiągnął naukowej karjery, ale do ostatniego czasu zostaje wiernym swemu powołaniu pedagoga i z honorem mówi o sławnych w świecie ludziach: „To są moje uczniowie...” A możliwie szczęśliwy dlatego, że szczyci się synami, którym oddał wszystko lepsze i teraz nie odczuwa samotności, a możliwie dlatego, że jego dobre dzieła wracają do Ojczyzny, od której był oderwany tyle lat? A może dzięki temu, że miał bezinteresowny, szczery, cierpliwy, otwarty białoruski charakter, zawsze gotowy robić ludziom dobro?... Takie myśli pojawiały się u mnie w czasie naszych wędrówek po Niemczach, gdzie ja niekiedy ledwie mogłam podążać za młodym, rzeźwym krokiem Borysa Kita i za jego ciekawymi opowiadaniami o niemieckiej historii, nie przestając się dziwić jego pamięci, szyrokiej, gruntownej wiedzy i szczególnie tym spokojnym stosunkiem do bajkowego piękna Niemiec, za którym stoi życiowe doświadczenie człowieka, który objechał i zobaczył cały świat – stary i nowy: Europę, Amerykę, Afrykę, Indie, Japonię, Indonezję Egipt, Hong Kong, Turcję, który żył w Waszyngtonie i w Los Angeles; znał znakomitych uczonych – niemieckich, amerykańskich, rosyjskich, japońskich, którzy tworzyli kosmiczne statki i rakiety, matemamyków i fizyków o światowej sławie, dlatego że sam poświęcił temu swoje życie, chociaż był niemniej utalentowany w dziedzinie historii, malarstwa, lubił i podziwiał klasyczną muzykę i literaturę, wierzył, że duszy zmarłych przesiedlają się do żywych ludzi, nawet podobni do nich zewnętrznie. W tym on się przekonał, kiedy pewnego razu spotkał na ulicy kobietę, która była, jak dwie krople wody, podobną do jego pierwszej miłości – dziewczynki z Białorusi, która zgineła w czasie wojny...
Kto on, ten romantyk?
Borys Kit – matematyk, fizyk, chemik, doktor filozofii z dziedziny matematyki i historii nauki, akademik Międzynarodowej Akademii Astronautyki, aktywny członek Amerykańskiego Towarzystwa Astronautyki, honorowy członek zarządu Niemieckiego Towarzystwa Astronautyki, członek Komitetu Międzynarodowej Akademii Astronautyki (Paryż), akademik i wice-prezydent Międzynarodowej Akademii Nauk Eurazji. On zasłużony profesor Waszyngtońskiego Marylandzkiego Uniwersytetu, złoty medalista Niemieckiego Towarzystwa imienia Germana Oberta. Wysoko poważany w całym naukowym świecie, on wraca do swojej Ojczyzny – Białorusi, gdzie o nim do ostatnich czasów nawet nie wspominali. Ale on nie chowa krzywdy w sercu, pełen chęci pomóc w urządzeniu na Białorusi narodowego uniwersytetu, bo tutaj rozpoczeła się jego droga w wielkie życie, droga utalentowanego pedagoga, uczonego, który oddaje swoją wiedzę, w pełnym sensie tego słowa, bo doskonale znając angelski, niemiecki, francuski, polski, ukraiński, bialoruski języki, on w różnych środowiskach, z każdym człowiekiem odczuwa siebie lekko i łatwo może znaleźć wspólne zainteresowanie i porozumienie. On zachował swoją białoruską, chłopską rozwagę, tolerancję do różnych politycznych poglądów, jakie istnieją w odrodzeniowym ruchu. Jego życie ciasno związane z życiem białoruskiego narodu, z ścieżkami, drogami białoruskiego inteligenta, uczonego, który dzięki swoim wrodzonym zdolnościom potrafił wyjść na światową arenę, zachowując wierność narodowemu duchu, wierność Ojczyźnie, która znowu powołała go, jako nakaz, jako pamięć.


PRZEDMOWA

Książka ta – powieść o życiu i działalności wybitnego białoruskiego uczonego Borysa Kita. W niej są odzwierciedlone nie tylko wydarzenia z jego życia, ale i dzieje epoki, jak się one odbiły na losie tej utalentowanej osoby. Społeczeństwo, białoruskie odrodzenie 20-30 lat, wojna, emigracja – właśnie one stanowią to społeczno-historyczne tło, które pozwala zrozumieć działalność tego fascynującego człowieka – jakim jest Borys Kit – prawie jednolatek stulecia. Historyczne wydażenia mogą być jednakowe dla wielu, środowisko – bardziej konkretne pojęcie, ale i tu w nasz wiek można wydzielić wspólne rysy, charakterystyczne dla pokolenia, do którego należał Borys Kit. Wewnętrzny świat każdego człowieka, głęboko indywidualny, chociaż wiadomo zależy od okoliczności, w jakich żył, wychowywał się, pokazał siebie w naukowej i społecznej działalności. Jak zauważył sam Borys Kit, „...Moje życie upływało w określoną historyczną białoruską epokę. Trzeba było walczyć o istnienie, uczyć się w trudnych warunkach, szukać pracy, by móc zarobić na utrzymanie siebie i rodziny, zmieniać miejsca życia, państwa i kontynenty, szukać dla siebie i swojej rodziny bardziej spokojnego od politycznych i wojennych konfliktów miejsce życia...”
W książce są pokazane wszystkie okresy z życia Borysa Kita od dzieciństwa – początek XX stulecia, do honorowego wieku – końca XX stulecia.

POTOMEK CHŁOPSKIEGO RODU

Korelicze – siedlisko rodu Kitów. Lata dziecinne Borysa Kita w Sankt-Petersburgu (1910-1918)
Głód, wojna, śmierć matki. Nauka w polskiej szkole w Koreliczach.
Kształtowanie się osobowości Borysa Kita (1918-1926)

Nauka w Nowogródzkim gimnazjum (1926-1929)

Korelicze – siedlisko rodu Kitów. Lata dziecinne Borysa Kita w Sankt-Petersburgu (1910-1918)

Dziady i pradziady Borysa Kita pracowali na ziemi, pochodzili ze wsi Ogrodniki korelicka gmina nowogródzki powiat. Dzisiaj tu jedna z ulic rejonowego miasteczka Korelicze grodzieński obwód Białorusi. Miasteczko pięknie wygłąda w zieleni brzóz i dębów, znajdujących się wzdłuż drogi Mińsk – Mir – Nowogródek – Grodno, króra przechodzi przez Korelicze. Pierwsze wzmianki o Koreliczach odnoszą się do XIV stulecia, kiedy to nieduże miasteczko wchodziło w nowogródzkie województwo Wielkiego Księstwa Litewskiego. W 1505 r. Korelicze spalili krymskie Tatary, a w 1655 i 1706 – Szwedzi. W 1705 r. przez Korelicze przejeżdżał car Piotr Pierwszy w czasie swojej podróży do Europy Zachodniej. On się zatrzymał w Koreliczach i nocował w domu gospodarza Abiarżanskiego, w samym centrum miasteczka. W 1795 r. Korelicze weszły w skład Rosji i były podarowane cesarzową Katarzyną Drugą księciu Wittgenstejnu. Aktywny udział wzieli mieszkańce miasteczka w powstaniu 1863-1864 r. Podczas Pierwszej wojny światowej Korelicze przecinała linia frontu. W okresie lat od 1921 do 1939 roku Korelicze, jak i sąsiedni Mir i Nowogródek i cała Zachodnia Białoruś, znajdowały się pod władzą Polski. Raniej miasteczko było słynne z wyrobów fabryki słudzkich pasów. Budynek fabryki przetrwał do naszych czasów. Po Pierwszej wojnie światowej rodzina Kitów żyła w domu blisko tej fabryki. Korelicze, jak i wieś Ogrodniki, były znane ze swych ogórków, które sadzili na eksport. .

Dziadek Borysa Kita – Aleksander Kita (Kita – oznacza wiązankę siana. Wszyscy krewni uczonego mieli nazwisko Kita, a u Borysa Władzimirowicza ostatnia litera „a” zgubiła się w związku z mnóstwem zmian miejsc zamieszkania, zmianą dokumentów i on wiadomy jest jako Kit) miał nieduże gospodarstwo w Ogrodnikach, około czterech hektarów ziemi, która była podzielona na dwie części między synami – Michałem i Włodzimierzem. Z powodu braku środków na utrzymanie rodziny, która się składała z siedmiu osób: ojca, matki, dwóch synów i trzech córek (Juli, Olgi i Anny), dziadek zmuszony był szukać dodatkowy dorobek w sąsiednim (w odległości 7 km) majątku u hrabia Chreptowicza w Szczorsach, położonych nad Niemnem. Ród Chreptowiczów – stary, doskorynowski, słyął z oświaty, stosowania przodujących metodów agrotechniki i przeóbki produktów rolniczych, wczesnym zniesieniem pańszczyzny i osobliwie ze swojej dużej, jak na tamte czasy, biblioteki. Były w niej książki z różnych dziedzin wiedzy na wielu językach, rękopisy, muzealne kolekcje. Bibliotekarzem pracował tu Jan Czeczota. Z książek często korzystał Adam Mickiewicz, kiedy bywał w Nowogródku. Nadchniony malowniczym widokiem Szczorsów, pięknym parkiem nad Niemnem, wybitny poeta napisał niemało utworów, poświęconych temu kraju. Biblioteka i muzeum zawsze były otwarte dla naukowców i literatów, wśród których byli: Władysław Syrokomla, A. Jelski, Joachim Lelewel, Jan i Jędrzej Śniadeccy, Daniłowicz i inni. Los majątku i wyjątkowej biblioteki, jak i innych narodowych bogactw – tragiczny. Pałac Chreptowiczów był zrujnowany w czasie rewolucji i wojny domowej, zachowało się jedynie zewnętrze budynka biblioteki. Książki, rękopisy, obrazy okazały się w muzeach i bibliotekach Sankt-Petersburga, Moskwy i Kijowa. Teraz w Grodno entuzjaści białoruskiego odrodzenia ustalili Fundusz Chreptowicza, który się stara o zwrot tych cennych bogactw do białoruskich bibliotek i muzeów.

Żywe są świadki tamtych wydarzeń stare dęby w parku, brzozy i topola wzdłuż wielkiej drogi, odrestaurowana cerkiew, w której bywał na nabożeństwach Aleksander Kita. On począł pracować w tym wysokokwalifikowanym gospodarstwie z początku jako sezonowy robotnik, a potem dzięki swojej uczciwości, umiejętnościom, życzliwości w prędkim czasie staje administratorem. Podrosłe dzieci Aleksandra Kity – Jula i Włodzimierz (ojciec przyszłego akademika) wyjechali szukać szczęścia i lepszego losu do stolicy Rosji – Sankt-Petersburga. Drugi syn – Michał – został żyć w Ogrodnikach na roli, a dwie córki – Olga i Anna – wyszły zamąż w sąsiednie wioski.

Po przyjeździe Włodzimierza Kity do Petersburga na początku XX stulecia (w Koreliczach on ukończył szkołę śriednią), on był zmuszony dużo pracować i jednocześnie się uczyć jakiejkolwiek specjalność, przystosować się do życia w mieście. On postąpił na kursy sygnalistów i po ukończeniu nauki urządził się na pracę w Ministerstwie poczt i telegrafów. Posłali go pracować do miasteczka Szuwałowa, które się znajdowało na granicy z Finlandią. W tym czasie Włodzimierz Kita zawiera związek małżeński z Ksienią Dmitriewną Zurową, która pochodziła z chłopskiej rodziny ze wsi Tupikowo kaszynskiej gminy twierskiej guberni i ona także przyjechała na zarobki do Petersburga. Tutaj, w domu na prospekcie Suworowa, u nich urodził się syn Borys – 24 marca (6 kwietnia) 1910 roku. Ochrzcili go w cerkwi klasztora Smolny .

Sankt-Petersburg był nie tylko stolicą państwa Rosji, centrum społecznego życia wielkiej imperii, ale i osobliwym białoruskim centrum, dokąt na naukę i pracę przyjeżdżali chłopcy i dziewczyny z Białorusi. Tutaj na ogólnokształcących kursach Czerniajewa uczył się Janko Kupała, w Petersburgskim Imperskim Uniwersytecie uczył się Janko Niemanski (urodzony w Szczorsach), Radosław Ostrowski, pracował Tiszka Gartny, żyli bracia Iwan i Anton Łuckiewicze. Rodaków z Białorusi zawsze gościnnie przyjmował w swoim domu profesor Bronisław Epimach-Szypiła. W Petersburgu była organizawana pierwsza białoruska polityczna partia – Białoruska Rewolucyjna Gromada (BRG), na czele której stał Iwan Łuckiewicz (on uczył prawo i archeologię w Petersburgu). Borys Kit był wtedy jeszcze, dzieckiem, które się wszystkim ciekawiło, tylko zaczynało wchodzić w życie, uczyło się rozumieć mowę, ludzi, wydarzenia. Jego dziecinna pamięć zachowała niemało momentów z życia w Petersburgu. Ojciec w wolny czas brał syna na spacer, pokazywał mu najbardziej piękne budynki, pałace, katedry, place i ulice słynnego miasta nad Newą, które założył Piotr Pierwszy i było wybudowane wysiłkiem mnóstwa prostych ludzi w tym i Białorusinów. Największe wrażenie wywarła na chłopca Piotropawłowska twierdza, sobór, gdzie on zobaczył groby zmarłych cesarzy, z których najbardziej mu się spodobał grobowiec Piotra Pierwszego z białego marmuru.

Kiedy żyli w Szuwałowie, ojciec, zawzięty rybak, starał się zaciekawić syna tym pożytecznym zajęciem. Na zawsze zachowała wrażliwa dziecinna pamięć Borysa Kita piękno nadzwyczaj uroczej przyrody, z mnóstwem jeziór i rzek przedmieścia stolicy. Dużo razy cołą rodziną jeździli do sąsiedniego Pergałowa, najczęściej w złote jesienne dni, najpiękniejsze dni w okolicach Petersburga, po prostu do lasu po grzyby i jagody.

Finlandia wchodziła wówczas w skład Rosji, jako duże księstwo. Będąc dorosłym, Borys Kit odwiedził Finlandię. Wspomniało się dzieciństwo, on i teraz widział wpływ Rosji, szczególnie w Helsinki, gdzie dużo rosyjskich pomników, budynków, cerkwi. A wtedy, dzięki stałym delegacjom służbowym ojca, rodzina miała możność spędzać wakacje w Finlandii, żyć tam po parę miesięcy. Ten czas wspomina się Borysowi Kitowi, jako spokojne, ciekawe momenty bezpiecznego, szczęśliwego dzieciństwa, które tak prędko upłyneło. Otoczony ojcowską opieką, harmonią okolicznej przyrody, wszystko to posiało dobre wschody w duszy dziecka. On dobrze pamiętał, jak oni z mamą nieraz bywali w petersburgskich teatrach. Szczególne wrażenie na małego Borysa wywarło przedstawienie w narodowym teatrze „Tarasa Bulby” Gogola. On przyjmował grę artystów, jako rzeczywistość i goszko płakał, widząc scenę, jak palili na stosie, przywiązanego do drzewa, Tarasa Bulbę. Możliwie i to wpłynęło na jego nieprzyjęcie okrucieństwa Polaków, ich chęci polonizować Białorusinów, Ukraińców, co później w 30-te lata Borys Kit odczuł na własnym losie, kiedy jako dorosły począł walkę o interesy Białorusinów, pracując na niwie oświaty.

Sielanka tego życia, w pojmowaniu dziecka, była wstrzymana, kiedy się zaczeła rewolucja w lutym 1917 roku i od razu po dokonaniu październikowego przewrotu. W tym czasie ojciec powrócił na stare miejsce pracy do Petersburga i rodzina (młodszy syn Kitów – Jura, który się urodził w Szuwałowie, zmarł i był pochowany na miejscowym cmentarzu) zamieszkała na na ulicy Szamszowej, na skrzyżowaniu z Wielkim prospektem. Wrażliwa pamięć Borysa Kita zachowała najbardziej jaskrawe sceny z rewolucyjnych wydarzeń 1917 roku w Petersburgu. Pewnego razu z matką byli oni na polu Marsowym i obserwowali pogrzeb ofiar rewolucji. W ogromnym tłumie ludzkim płoneły czerwone flagi i brzmiał Internacjonal (Międzynarodówka). Ale na całe życie, obok tych wspomnień, zachowało się uczucie chłodu, od którego pokutowała cała istota chłopca i on nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie oni powrócą do domu, w domu ciepło i chciało się, jak możno prędzej, zapomnieć to widowisko. Październikowy przewrót, jak później zrozumiał Borys Kit, był dokonany bez rozgłosu, dużo kto go nawet nie zauważył i zrozumieli co zaszło, tylko wtedy, kiedy się zaczął straszny głód i ludzie umirali, dosłownie, na ulicach. Ojciec później opowiadał, że on nie mógł popaść na pracę z powodu walki między rewolucjonistami, żandarmeriją i kozakami, która najczęściej odbywała się na mostach przez Newę i on był zmuszony wynajmować lódkę, aby się przedostać przez rzekę i w czas popaść na pracę, ponieważ codziennie mósiał tam być, jako telegrafista-specjalista po zagranicznej łączności. Matka częściej zaczeła bywać na wsi u swoich rodziców, aby dostać cokolwiek z produktów żywnościowych. Wyprawy te były bardzo niebezpieczne, ale to ją nie powstrzymywało. Raz ona wzieła ze sobą syna, by zostawić go na wsi, gdzie tymczasem nie było głodu. Do wioski Tupikowo trzeba było jechać z początku po staronikołaewskiej drodze kolejowej Petersburg-Bałagoje-Riazań, wychodzić na stancji Kaszyno. To rosyjskie miasto zapamiętało się Borysowi domami z drewna i rzeźbionymi ornamentami na oknach, potężnymi postaciami wieśniaków z dużymi i szyrokimi brodami, którzy chodzili po czystych, przytulnych ulicach, w drogich białych koszulach, przepasanych kolorowymi pasami. Od Kaszyno do wsi jechali na wozie i wieś z pagórka odkrywała się przed oczyma wyjątkowo pięknym widokiem. Duża osada, w środku której stała wielokopułowa cerkiew i oczarowywał rozlany błękit jeziora. Borys był tu już z ojcem i matką raniej na Wielkanoc i pamiętał, jak dzieci bawiły się czerwonymi jajkami, a na ulicy było dużo świątecznie ubranych ludzi. Domy były u wszystkich mocne, trwałe, obszerne W domu stał duży rosyjski piec. Matka wtęczas na Wielkanoc zostawiła małego Borysa na wsi i on strasznie tęsknił do mamy i napisał nawet jej list. Sam zaniósł go na stancję Sawcyno, ale zapomniał petersburgski adres. Wiadomo list nie był odprawiony, ale chłopczyk bardzo wierzył, że mama otrzma list i natychmiast przyjedzie i skończy się jego samotność. I teraz on nie zechciał zostać na wsi i oni wrócili do chłodnego i głodnego Petersburgu, aby w taki ciężki i niespokojny czas być razem. Po wielu latach Borys Kit często wspominał tamte miejsca, zwłaszcza, kiedy czytał „Annę Kareninę” Lwa Tołstego (w języku niemieckom, aby go lepiej oswoić), dlatego że w Kaszynskiej gminie znajdowała się własność bohaterów powieści: Wronskiego, Jabłońskiego, Lewina. Zanużając się w cudowne opisy rosyjskiej przyrody, on jakby znowu wędrował po znajomych z dalekiego dzieciństwa ścieżkach...

W tamte głodne dni 1918 roku bardzo się przydała umiejętność ojca łapać ryby wędką, tym on chociażby trochę mógł podtrzymywać rodzinę. A jednak tego nie wystarczało. Dobywać żywność było wcąż trudniej i trudniej. Ojciec postanowił odprawić syna i żonę na Białoruś, na swoją ojczyznę w Ogrodniki. Odbywała się ta podróż właśnie tak, jak i opisana w powieści Borysa Pasternaka „Doktor Żwaga” i pokazana w amerykańskim filmie o tej samej nazwie. Tam jest scena: parowóz rusza i w ostatnią chwilę na schody przepełnionego ludźmi towarowego wagonu wskoczył człowiek. On prosi się do wagonu, ale rozjątrzeni pasażerowie, spychają go na kolej i on popada pod koła pociągu... Właśnie taką scenę widział mały Borys, kiedy jechał z mamą na Białoruś. Był to koniec 1918 roku. Z nimi razem jechał stryjek Michał z synem Pawłem i córką Nadzią. Z wielkim trudem dotarli do Mińska, gdzie możno było cokolwiek kupić z jedzenia, na które się narzucili głodni podróżni. Na wieś jechali furmanką. Najpierw zamieszkali u cioci Olgi, rodzina której żyła w Sapatnicy, w 10 km od Ogrodników. Matka była zmuszona powrócić do Petersburga, zostawiając ośmioletniego syna pod opiekę cioci.

Głód, wojna, śmierć matki.
Nauka w polskiej szkole w Koreliczach.
Kształtowanie się osobowości Borysa Kita
(1918-1926)

To był trudny okres i dla Białorusi. Głód był wszędzie. Dzieci chodzili na pole, zbierali gniłą kartoflę, pokrzywę, lebiodę i gotowali z tego jakąkolwiek strawę. Na wsi żył jeszcze dziadek i często z dworu hrabia Chreptowicza, gdzie pracował, przynosił chleb, jak mógł, podtrzymywał wnuków. Z powodu złego odżywiania, gorszych warunków życia, w porównaniu z mieszkaniem w Petersburgu, stęsknony po rodzicach, chłopiec często chorował. Ale w prędkim czasie mama z ojcem przyjechali z Petersburga i wszyscy razem przenieśli się żyć do Korelicz. Z początku żyli w wynajętych mieszkaniach, dopóki ojciec budował własny dom na kawałku ziemi, króry otrzymał od dziadka w Ogrodnikach. Nareszcie zamieszkali we własnej chacie, chociaż była jeszcze niewykończoną, bez podłogi, ale to był swój kąt, bez którego żyć na wsi niemożliwie. Niedługo gospodarzyła w nowym domie Ksienija Dmitriewna, jej chore serce nie wytrzymało ciężkich doświadczeń, jakie wypadły na los ich rodziny i jakie były wywołane rewolucją i wojną domową. Ona zmarła w 1920 roku, zupełnie młodą, trzydzieścioletnią, porzucając syna, który ją tak mocno kochał i był całym sercem do niej przywiązany. To było wielkie nieszczęście dla dziesięcioletniego chłopca. Obraz rodzonej matki, młodej, ładnej na zawsze pozostał w sercu. Ojciec sam na wsi nie mógł się sprawić z gospodarką i przez pewen czas ożenił się powtórnie na miejscowej kobiecie Alinie Szwed, która pochodziła ze wsi Walewka, obok jeziora Świteź. Ona była pracowitą, spokojną, serdecznaą wieśniaczką i stała się drugą mamą osieroconemu chłopcu. W prędkim czasie u Borysa pojawili się brat i siostra.

W latach 1918-1920 na Bialorusi toczyła się polsko-sowiecka wojna i znowu ziemia okazała się na skrzyżowaniu wyniszczających wojennych działań. Niemiecka okupacja zmieniła się na polską interwencjł. Polska zaczeła wojnę w drugiej połowie lutego 1919 roku. Na zajętych ziemiach Białorusi Polacy zlikwidowali sowieckie porządki. Polska burżuazja i obszarnicy marzyli o odrodzeniu państwa polskiego w granicach 1772 roku. Nie na próżno oni starali się wszelkimi środkami zachować za sobą zajętą ziemię, organizując Wileński i Miński obwód, a w ich granicach – powiaty i gminy. Dla kierowania tym obszarem przy sztabie Litewsko-Białoruskiego frontu był zorganizowany Generalny komisariat Wschodnich ziem. Polityczny przeciwnik, on że i potencjalny, był poddany represjom. W życiu kulturalnym była przeprowadzana polityka polonizacji. Językiem państwowym był ogłoszony język polski. Jednak w 1920 roku Armija Czerwona zaczeła następować i do sierpnia Białoruś była całkowicie wyzwolona. Armia pod dowództwem Tuchaczewskiego kontynowała prędkie nastąpienie. Polacy odstępowali, porzucając armaty, patrony, uzbrojenie. Według wspomnień Borysa Kita, on z chłopcami, kiedy pasli krowy, natykali sił na pudła i skrzynki z bojowymi patronami, oddzielali proch, robili z prochu rakiety i zapuszczali ich w niebo. Możliwie, że tu robił Kit pierwsze swe kroki, jako przyszły akademik astronautyki. W tamte trudne czasy, jako dziesięcioletni chłopak, chyba nie miał na celu takiego zamiaru, chociaż pewnie nie odczuwał trudności życia w takim stopniu, w jakim to odczuwali dorośli.

Wojsko M. Tuchaczewskiego na podejściu do Warszawy natkneło się na silny opór polskich jednostek. 16 sierpnia oddziały polskie pod dowództwem Józefa Piłsudskiego rozbiły lewe skrzydło wojska Tuchaczewskiego zmuszając Armię Czerwoną do odwrotu. W tej sytuacji władza radziecka zmuszona była pójść na pertraktacje z polskimi władzami o wstrzymaniu wojennych działań i przyszykowaniu się do pokojowej umowy. 12 października 1920 roku w Rydze byli podtwierdzone poprzednie umowy między Rosyjską Sowiecką Federalną Respubliką i Ukrainą z jednej strony i między Polską – z drugiej strony. Umowa przyznawała niezależność Ukrainy i Białorusi, ale państwa te traciły duże obszary swego terenu, burzyli linię granicy między Polską i krajami sowieckimi. Białoruskie narodowe oddziały (BNO) odniesli się ujemnie do umowy. Rada BNO wystąpiła z memorandum protestu przeciw podziału republiki na dwie części i wysuneła wymaganie o udziale swych przedstawicieli w układach, dlatego że raniej postanowieniem wojennej rady BSSR deligacji RSFR było polecono przedstawiać interesy Białorusi w czasie pokojowych pertraktacji. Wyniki walki, z punktu widzenia faktów zewnętrznej polityki, podtwierdzone były pokojową umową RSFR i USSR z Polską, podpisaną 18 marca 1921 roku w Rydze. W rezultacie białoruski naród okazał się sztucznie rozdzielony państwową granicą. Obszary Białorusi, które odeszły do Polski, wynosiły 108 tys. kw. km. z ludnością więcej jak 4 mil. osób. Obszar BSSR zmniejszył się do sześciu gmin mińskiego obwodu – Mińska, Borisowska, Babrujska, Igumienska, Mozyrska i Słucka, w nich żyło więcej jak półtorej miliona ludzi. Gomelewska i Witebska guberni były włączone w skład RSFR. Tak na żywo była pokrojona ziemia Białorusi pomiędzy dużymi, potężnymi państwami – sąsiadami. Według umowy władze Polski powinne były dać Białorusinom i Ukraińcom „..wszystkie prawa, jakieby pozwoliły swobodny rozwój kultury, języka i spełnienia religijnych obrzędów”. Jednak te zobowiązania nie spełniały się. Zachodnia Białoruś stała się agrarnym dodatkiem przemysłowych regionów Polski, rynkiem zbytu i źródłem taniego surowca i roboczej siły. Co to oznaczało dla prostych ludzi możno zbadać na przykładzie rodziny Kitów. Ogrodniki, jak i Korelicze okazali się w zakresach Polski, władze której liczne chłopskie i obszarnicze ziemie Białorusinów oddali polskim obsadnikom. Biedni wieśniaki – Biarorusini byli zmuszeni iść pracować u Polaków, a gospodarstwa o małej ilości ziemi, mogli zapewnić sobie nawpół głodne istnienie. Rodzina Kitów, mająca nieduży nadział ziemi, musiała ciężko i dużo pracować, aby się jakoś utrzymać. Borys pomagał ojcu, czym tylko mógł w swoje lata. Było to zwykłe życie wiejskiego podrostak, który stale był zajęty niełatwymi chłopskimi sprawami: pas krów, konia, niańczył młodszych brata i siostrę, kiedy rodzice pracowali w polu. Zimą pracy było mniej i ojciec uczył syna czytać, pisać, rachować. Dzięki wrodzonym zdolnościom on prędko się nauczył czytać, pisać, a zwłaszcza mu się podobała arytmetyka.

W 1924 roku Borys Kit był przyjęty do 4 klasy polskiej szkoły, bo białoruskiej w Koreliczach nie było. Uczył się on bardzo dobrze, wykazując specjalne zdolności do rysowania. Jego rysunkami były ozdobione korytarze szkoły i jego rysunki były na wystawie malarzy w Poznaniu. Na to zwrócił uwagę dyrektor szkoły Dulemba. On obejrzał wraz ze szkolnym inspektorem rysunki Borysa Kita i obiecał starać się dla niego stypendium w Akademii malarzy w Warszawie. Niestety, z tego nic nie wyszło. Sprawa w tym, że jeden z nauczycieli szkoły Stiepan Romanowicz był Białorusinem i patriotą Białorusi. On wykładał język białoruski i matematykę. Uczniowie bardzo lubili nauczyciela Romanowicza, bo na jego lekcjach było zawsze ciekawie. Na całe życie pozostała w pamięci uczniów treść saterycznych bajek, które on przerabiał z nimi na swoich lekcjach. Matematykę on wykładał tak żywo i dostępnie, że najbardziej złożone zadania stawały się jasne i zrozumiałe uczniom, często wykorzystywał przykłady z życia chłopów. On nie lubił polskich obsadników, liczył ich kiepskimi gospodarzami i oni wszyscy szli u niego pod znakiem – „minus”. Krytycznie nastrojony i nieostrożny nauczyciel pewnego razu rozpoczął lekcję o dodatnich i ujemnych liczbach w taki sposób: wywołał do tablicy Borysa Kita, jako lepszego z matematyki ucznia, – „Kit, wyobraź sobie, że ty jesteś obsadnikiem na Białorusi. Jesienią ty skosiłeś pewną ilość żyta. Co robią na ogół obsadnicy? Ty się lenisz młócić i wieziesz żyto na rynek, gdzie sprzedajesz za pewną sumę pieniędzy, na przkład za 500 zł. Tak, jak to był twój dochód, my postawimy przed tą cyfrą znak „+”. Po otrzymaniu pieniędzy, ty poszłeś do karczmy i wypiłeś trochę wódki, na przykład na 50 zł., dlatego postawimy znak „–” przed cyfrą 50 ”. Takim sposobem nauczyciel wprowadzał pojęcia z algebry o dodatnich i ujemnych liczbach. Wszystko by nic, ale dzieci polskich obsadników opowiedzieli rodzicom, a ci zwrócili się ze skargą do dyrektora szkoły, że w czasie lekcji nauczyciel Romanowicz lekceważąco wypowiadał się o polskich obsadnikach. Zaczeły się badania. Przyjechało wyższe szkolne kierownictwo, zaczeli przesłuchiwać uczniów i pierwszym Borysa Kita. Borys Kit i inni uczniowie Białorusini w czasie badaಘ odrzucali winę nauczyciela Romanowicza i komisja nie mogła zwolnić go z pracy, ale przeprowadziła do innej szkoły. Uczniowie ciężko przeżywali jego odejście z ich szkoły. Dla Borysa Kita obrona nauczyciela Romanowicza skończyła się na tym, że mu nie dali obiecanego stypendium dla nauki w Warszawie w Akademii Sztuk. Karjera możliwego malarza była wstrzymana. Jednak ten wypadek miał przedłużenie. Nauczciel Romanowicz w znak wdzięczność swoim białoruskim uczniom: Kitowi, Wasilewskiemu, Wierbickiemu i Goćku postanowił „spłacić dług” – przyszykować w czasie letnich wakacji do wstąpienia w Nowogródzkie białoruskie gimnazjum. Te letnie wspólne zajęcia jeszcze bardziej zbliżyły nauczyciela i uczniów, zjednoczyły ich w chęci potrzymywać siebie wzajemnie, co się nieraz w przyszłości przydało. Tak się budziła u młodzieńców, którzy tylko wstępowali w życie, narodowa tożsamość, wysoki patriotyzm, ludzka godność. Rzetelnie i gruntownie przyszykował się Borys Kit i jego koledzy pod kierownictwem nauczyciela Romanowicza do szóstej klasy białoruskiego gimnazjum w Nowogródku.

Nauka w Nowogródzkim gimnazjum (1926-1929)

Nowogródek odegrał wielką rolę w życiu Borysa Kita, jak i w losach innych znakomitych nowogródczan. Istnieje pewien wpływ sławy starożytnego miasta na swych słynnych potomków. Wiadomo, że już w X stuleciu (jak świadczy M. Gajba w swojej książce „Nowogródek. Historyczny szkic” 1992) na miejscu dzisiejszego Nowogródka powstało słowiańskie osiedle. Upomina się miasto Nowogródek w kronice Ipatiewa. Niektórzy badacze liczą, że Nowogródek założył syn Włodzimierza Manomacha Jaropołek w 1116 roku, a białoruski historyk M. Jermołowicz, korzystając ze świadectw Safijskiej i Nowogródzkiej kronik, dowodzi, że miasteczko powstało w 1044 r. w czasie pochodu Jarosława Mądrego na Litwę. W XIII wieku Nowogródek staje się stolicą Wielkiego Księstwa Litewskiego, jego wzniesienie związane jest z imieniem Mindoga, jego syna Wojszełka. Kiedy wielkoksiążny tron zajął książę Witold (z 1392 po 1430) M. Gusowski w „Pieśni o zubrze” odznaczył, że
Księstwo Witoldaa liczą wszyscy kronikarze
Rozkwitem Księstwa Litewskiego, naszego kraju,
I nazywają tamten wiek złotym.

W czasie panowania Witolda obszar WKL był wielki – od Bałtyckiego do Czarnego morza, od rzeki Bug do źródeł Wołgi. Nieraz napadali na niego, niszcząc kraj, tataro-mongoły i niemieckie Krzyżacy. W bitwie pod Grunwaldem Witold stanął na czele białorusko-litewskich wojsk, wśród których były i nowogródzkie chorągwie. Krzyżacy byli rozbici i więcej nie śmieli napadać na Białoruś. W XVI wieku Nowogródek liczyły się jednym z największych miast WKL i otrzymał Magdeburskie prawa. One były odwołane w 1795 roku, kiedy Nowogródek wszedł w skład Rosyjskiej imperii w wyniku wojennych działań: wojny Północnej 1706 r. i rozbioru Rzeczypospolitej. Wtęczas po świadectwu miejscowych kronik, był zburzony Nowogródzki zamek, spłonęła większa część miasta. Zakończyła rujnować miasto i okolice armija Napoleona w 1812r. Wielkie straty i biedy Nowogródku, jak i całej Białorusi, przniosły Pierwsza, nie mówiąc już o Drugiej, wojny światowe. Za polskich czasów w skład Nowogródzkiego wojewódstwa wchodziły: Słonim, Szczuczin, Wołożyn, Nieśwież, Baranowicze. Tworząc takie Nowogródzkie województwo, władze chcieli jakoby odrodzić byłyłą wielkość miasta. Ale w gruncie rzeczy, znajdując się w składzie państwa polskiego, Białorusini byli bez praw jak politycznych, tak i ekonomicznych, nie mieli możności rozwijać swoje narodowo-kulturalne, oświatowe potrzeby. Dlatego wielu Biarorusinów-patriotów aktywnie się włączyło do walki o zachowanie białoruskiego gimnazjum w Wilnie i Nogródku, w których pracował w swojm czasie Borys Kit. On brał aktywny udział w walce o narodową oświatę w 30-40 latach. Jednak tę działalność poprzedzała nauka w białoruskim gimnazjum w Nowogródku i otrzymanie wyższego wykształcenia na uniwersytecie w Wilnie..

Nadzwyczaj ciekawą i pouczającą była historija białoruskiego gimnazjum w Nowogródku. Gimnazjum przetrwało 15 lat, ale pozostawiło po sobie głęboki ślad w historii kraju. Było otwarte od razu po sowiecko-polskiej wojnie. Na jego gmachu wisiał szyldzik „Wspgólne rosyjsko-białoruskie gimnazjum rodzicielskiego komitetu w Nowogródku”. Gimnazjum wychowa#322;o wielu białoruskich patriotów, szczerych i wiernych zwolennikó ojczystej ziemi, co było nieproste, gdyż cudze władze nie tylko nie sprzyjały, ale mogły zniszczyć nawet niewidzialne kiełki narodowego białoruskiego uświadomienia. Gimnazjum stało się dla uczni bliskim , kochanym, ojczystym. Mieściły się klasy w starym gmachu na placu rynkowym Nowogródka. Białoruskojęzyczne klasy zaczeły pracować już w 1921 roku i uczyli się tu przeważnie dzieci ze wsi. Za naukę w polskim gimnazjum trzeba było płacić 300 zł. rocznie, a 50 zł. kosztowała krowa, pud żyta – 2 zł. Dlatego rodzice, nawet zamożni, nie mogli posłać uczyć się swoich dzieci. Otwarcie białoruskiego gimnazjum było sprawą niezbędną. Gimnazjum istniało na składki rodziców, bez państwowej dotacji i dlatego nie wszyscy nauczycielie mieli możność otrzymać odpowiednią zapłatę. Pierwszym dyrektorem był Janko Ciechanowski, potem Piotr Skrabiec – oddany sprawie oświaty, patriota Białorusi. Borys Kit i dziś z głębokim uczuciem wdzięczności wspomina Piotra Skrabca: „Dziwny los związał mię z tym niezwykłym człowiekiem. Nasze z nim rolie stale się przeplatały i w różnych sytuacjach znajdywaliśmy porozumienie.” Dzięki staraniom P. Skrabca uczeń Borys Kit otrzymał przy wstąpieniu do Nowogródzkiego gimnazjum miejsce w bursie, w czasie nauki zawsze odczuwał jego troskę i opiekę. W 1934 roku, kiedy polskie władze zamkneli Nowogródzkie gimnazjum i P. Skrabiec był przeprowadzony do Wołkowyska, nauczycielem w polskim gimnazjum, wówczas już Borys Kit pomógł mu przyszykować się do kwalifikacyjnych egzaminów z języka polskiego. I później, kiedy Borys Kit otrzymał stanowisko dyrektora gimnazjum w Nowogródku (po zamknięciu Wileńskiego) on poprosił P. Skrabca wrócić z Wołkowyska do Nowogródeka. Dalniejszy los P. Skrabca (1881-1962) złożył się dramatycznie. Dyrektor, potem nauczyciel Nowogródzkiego gimnazjum szczery Białorusin, wykształcony, który z poświęceniem służył bialoruskiej sprawie, był poddany represjom władzą sowietów w 1945 roku i wysłany do Komi ASSR, później mieszkał w Kazachstanie (Pietropawłowski obwód, sowchóz Amangeldy). W 1957 roku był zwolniony, powrócił na Białoruś, żył u Zelwy (1957-1959), gdzie także po zwolnieniu z GUŁAGa żyła Łarisa Geniusz. Pracował P. Skrabiec jakiś czas nauczycielem, potem przyjechał do Nowogródka, gdzie i zmarł. Pochowany na cmentarzu w Nowogródku. Dzieci i wnuki P. Skrabca żyją w Mińsku.

Podobny los spotkał i nauczyciela Nowogródzkiego gimnazjum Michasia Czatyrkę. Jego lekcje historii podziwiali wszscy uczniowie. Borys Kit odnosił się do niego z wielkim szacunkiem, dlatego że nauczyciel nauczył go lubić historię ojczystego kraju i historię innych narodów. Między nauczycielem i ucznieniem ułożyły się poufalne i przyjaźne stosunki. M. Czatyrka żył z rodziną w Lubczy, ładnej miejscowości nad Niemnem. Miał dobry, duży dom. Było u niego czworo dzieci. Starsza córka Wiera uczyła się razem z Borysem w jednej klasie. M. Czatyrka miał zdać kwalifikacyjny egzamin z matematyki. Borys Kit, już wtedy doskonały matematyk (student USB w Wilnie), zgodził się przyszykować swego byłego nauczyciela do egzaminu. Przy władzy radzieckiej Czatyrka wraz z żoną popadł pod represje i ich wyweźli do Syberii, gdzie oni zgineli. Ich dzieci Jura i Irina, uczli się w Wileńskim białoruskim gimnazjum, właśnie w tym czasie, kiedy dyrektorem był tam Borys Kit. On się nimi opiekował.

Później w Nowogródzkim gimnazjum nauczycielem rysowania pracował Józef Drozdowicz, który zaszczepiał dzieciom miłość do przyrody i ojczystego kraju, historycznym zabytkom. Możliwie, że właśnie on obudził w nim niegasnącą miłość do swojej Ojczyzny. Borys Kit zawsze dobrym słowem wspominał ludzi, którzy w jego młodej duszy siali ziarna mądrości, dobroci, wieczności.

Jednak Nowogródzkie gimnazjum, jak i inne białoruskie gimnazja, działało według klasycznych wzorów, miało osiem klas i było prywatnym, ze wzglendu na to jego absolweńci nie mogli wstąpić do wyższych uczelni Polski. Wielu wyjechało do stolicy Czech, Pragi, gdzie, uwzględniają sytuację, ich przyjmowali bez wszelkich przeszkód, na podstawie świadectwa o ukończeniu gimnazjum i w zależności od stopni z egzaminów także wydzielali stypendium. To bardzo ciekawa i zajmująca stronica wzajemnych stosunków i przyjaźni bratnich słowiańskich narodów. Czechy dali schronienie białoruskiemu emigracyjnemu rządowi (BNR), oni że sprzyjali w nauce białoruskim studentom w czeskich wyższych uczelniach. O tym okresie napisana jest ciekawa powieść Wiktora Woltera „Urodzeni pod Saturnem”, która daje jasne przedstawienie o białoruskich studentach w Pradze, o znakomitym na całą Europę, uniwersytecie Karola. W Pradze otrzymali wykształcenie absolwenci Nowogródzkiego gimnazjum: Aleksander i Piotr Orsy, Mikołaj Gorszko (wiadomy działacz narodowego białoruskiego ruchu), z którym był dobrze znajomy Borys Kit. Później, kiedy gimnazjum w Nowogródku otrzymało status państwowego, jego absolweńci kształcili się w Wilnie, w Warszawie, w Poznaniu, we Lwowie i nawet w Innsbrucku.
«Białoruska szkoła brała za rękę ucznia i wiodła na drogi odkryć radosnych i bezcennych skarbów.” – pisał białoruski pisarz na emigracji Kastuś Akuła w swojej powieści „Za wolność”, udzielając duże znaczenie narodowej oświacie.

Tworzyć historię swego życia i wchodzić do historii Białorusi Borys Kit począł w czasie nauki w Nowogródzkim gimnazjum. Pierwszy raz na zajęcia we wrześniu 1926 roku ojciec odwióz go z Korelicz do Nowogródka na furmance, później nieraz drogę w 20 km on przechodził na pieszo – zimą i latem, aby okazać pomoc w gospodarce ojcu, którego lubił i cenił. Licząc kilometry przebyłej drogi, chłopiec nie przestawał się zachwycać pięknymi widokami ojczystej przyrody: pagórkami, lasami, jeziorami, Niemnem, śpieszącym na spotkanie z Wiliją. Uwielbione przez poetę Adama Mickiewicza jezioro Świteź i Jankiem Niemanskim jezioro Kromań, i dziś podziwiają swoim nadzwyczajnym pięknem każdego, kto zwiedził te miejsca i wpatrywał się w tajemniczą przepaść, wsłuchiwał się w padający potok, niosiących się fal. W drodze do domu, odpoczywając siedząc na schodach kaplicy, którą opisał w poemacie „Dziady” Adam Mickiewicz, romantyczne historie, jakie się odbywały w tych miejscowościach, i były dobrze znane Borysowi, ożywały w jego wyobraźni, i on jak gdyby stawał się uczestnikiem dawnych dziejów, wcielając się do bohaterów „Świtezianki”i bohaterów byliny „Nad Kromaniem”. Możliwiee stąd bierze początek źróło miłości do Ojczyzny, Białorusi, u przyszłego znanego na całym świecie akademika, które on zachował na całe życie. On zwiedził wiele państw, zachwycał się ich ekzotyczną przyrodę, ale zawsze stawił wyżej piękno miłej sercu, nieporównanej ojczystej przyrody.

Lata nauki w Nowogrtódzkim gimnazjum dla Boysa Kita odznaczone są celującą nauką, pogłębieniem wiedzy z historii ojczystego kraju, którą się osobliwie ciekawił, aktywną społeczną działalnością, i pierwszą miłością, która wypełniła jego życie całą gamą nowych uczuć (ta dziewczyna z Korelicz poczuła w nim potrzebę "...tam sięgnąć, gdzie wzrok nie sięga...", "opasać ziemskie kulisko.." i poświęciła mu wiersz pod tytułem "Młodzieniec dążący ku słońcu"). Ten okres (1926-1929) w ogóle bardzo ciekawy w historii Zachodniej Białorusi. Aktywna działalność Białruskiego roboczo-chłopskiego ruchu, który się ukształtował w 1926 roku w polityczną partię na czele z wiadomym białoruskim uczonym, społecznym działaczem Bronisławem Taraszkiewiczem. Jego program posiadał takie wymagania, jak niepodległość Zachodniej Białorusi, stworzenie roboczo-chłopskiej władzy, oddanie ziemi chłopom bez wykupu, zniszczenie systemu obsadników. Gromada prędko rosła, już w 1927 roku w swoich rzędach liczyła więcej jak 100 tys. ludzi, zorganizowannych prawie w 2 tys. grup. W jej działaniu brali udział i starsi gimnaziści Nowogrodzkiego gimnazjum. Borys Kit organizował we wsiach gromady, w tej liczbie i w Ogrodnikach, gdzie starszym gromady BRCHG był wybrany jego ojciec. Niebywały rost rzędów Gromady pokazał, że Białoruski naród dąży do swobody i że żyje i walczy o swoją niezależność. To narodowe zjednoczenie Białorusinów i dziś może służyć przykładem organizacyj, które prowadząy do wspólnej mety, łącząc ludzi, niepatrząc na wszelkie trudności. To był czas, kiedy zachodnia część mieszkańców Białorusi, która cierpiała pod polskim gniotem, z nadzieją patrzyła na Związek Radziecki i kierownicy Białoruskiej roboczo-chłopskiej Gromady poczęły się na niego orjętować. Bojąc się takiej siły władze Piłsudskiego zburzyli roboczo-chłopskie Gromady i dużo jej aktywistów okazało się w więzieniu.

Polityczna aktywność uczniów na tyle zaniepokoiła dyrektora gimnazjum, że on był zmuszony prosić niektórych działaczy białoruskiego ruchu, którzy w tym czasie cieszyli się wysokim autorytetem wśród białoruskiej ludność, by przyjechali do Nowogródka i jakimkolwiek sposobem wpłynęli na uczniów, zmusili ich więcej się zajmować nauką, a nie polityką. Ale to nie pomogło. W prądkim czasie za polityczną działalność, wielu najbardziej aktywnych uczniów, w tym i Borysa Kita, nauczciela Michasia Czatyrkę aresztowali. Przesłuchiwali parę dni, ale nikt w niczym się nie przyznał i nikt nie wydał swoich przyjacieli. Dlatego większa część gimnazistów była wypuszczona z komisariatu policji. Zatrzymali tylko tych, czyj związek z kompartią Zachodniej Białorusi był udowodniony. Oni byli osądzeni i przesiedzieli w więzieniach do 1939 roku. A kiedy wreszcie zjednoczyła się Białoruś, to zaczeły się stalinowskie represje, i wielu wiadomych i aktywnych działaczy Gromady, niebacząc na to, że siedzieli w polskich więzieniach, byli aresztowani radziecką władzą, i zgineli w więzieniach i obozach, jak się to zdarzyło z B. Taraszkiewiczem, S. Rak-Michajłowskim, I. Dworczaninym, Wołoszinym — przedstawicielem od narodu Białorusi w Polskim Sejme. Wszystkie te wydarzenia, ludzi których Borys Kit dobrze znał, nie jeden raz słuchał ich wystąpienia, zachował w pamięci na całe życie.

Po zburzeniu Białoruskiej roboczo-chłopskiej Gromady w Nowogródzkim gimnazjum przycichła polityczna działalność wśród uczniów. Temu sprzyjał i nowy dyrektor Janko Ciechanowski (1888-1938). On miał duży wpływ na Borysa Kita, właśnie tą swoją białoruskością. Jednak aktywna natura Borysa nie mogła się pogodzić z szarą codziennością w gimnazjum. On organizował kółko literackie. Był organizatorem wieczorów literackich, sam robił próby pisania wierszy, odczytywał je na zebraniach kółka. Głównym była nauka, ale aktywny udział w życiu gimnazjum, temu nie przeszkadzał, oprócz tego on nie zapominał o ojcui, często go odwiedzał, zwłszcza latem, kiedy pasł bydło, sąsiedzi go widzieli z książką w ręku. . Ojciec nie mógł mu materialnie pomagać, gospodarka była biedną i ojciec był zmuszony dodatkowo pracować to w majątku u hrabia Chreptowicza przy pokosie siana, albo przy produkcji cegeł. Dlatego Borysowi Kitowi, jak i innym celującym uczniom z biednych rodzin, pomagała na początku dyrekcja gimnazjum i komitet rodzicielski, dając możność uczyć się i żyć w bursie bezpłatnie, a później zaczęli pomagać władze gminne w osobie liberalnego i dobrze usposobionego do Białrusów starosty Gryniewicza i miejscowej społecznej działaczki, żony starosty, Tekli Gryniewicz.

W 1928 roku wojewodą w Nowogródku był Zygmund Beczkowicz, człowiek pozytywnie usposobiony wobec białoruskiej ludności. Kiedy on się dowiedział o trudnej sytuacji w Białoruskim gimnazjum wielu uczniów i nauczycieli, on począł się starać by gimnazjum był nadany statut państwowego gimnazjum. Dzięki jego wysiłkom Nowogródzkie, a zatem i Wileńskie gimnazjum otrzmali prawa państwowych, ale one stały się filiami polskich gimnazów. Uczniowie oprócz tego musieli potwierdzić nowy statut. Trzeba było zdać dodatkowo określone egzaminy przed komisją państwową pod kierownictwem profesorów, prorektora Wileńskiego uniwersytetu Masoniusa. Komisja składała się z członków, których wybrali poza szkołą, aby zachować pełną obiektywność. To były ekzaminy nie tylko dla uczni, ale i dla nauczycieli. Egzaminy trwały dwa tygodnie i były jak pisemne tak i ustne. Borys Kit pisał referat w języku francuskim o twórczośc Czateaubrianda, on już wtedy doskonale władał białoruskim, polskim, francuskim językami, których się uczył w gimnazjum. Borys Kit otrzymał świadectwo dojrzałości z dobrymi i bardzo dobrymi stopniami, tym samym on jednocześnie potwierdził swoje prawo na wstąpienie do uniwersytetu i na stypendium, a białoruskie gimnazjum jeszcze raz dowiodło gruntowność programów i metod nauczania. Nowogródzkie gimnazjum wyszsiło z prób zwycięsko.


DZIAŁALNOŚĆ NA NIWIE OŚWIATY W BIAŁORUSKICH SZKOŁACH

Studia na Uniwersytecie im. Stefana Batorego w Wilnie (1929-1933)
Wykładowca matematyki, dyrektor Białoruskiego gimnazjum w Wilnie (1931-1940)
Okręgowy inspektor oświaty miasta i rejonu Baranowicz (1940-1941)
Lata niemieckiej okupacji. (1941-1944)

Studia na Uniwersytecie im. Stefana Batorego w Wilnie (1929-1933)

We wrześniu 1929 roku Borys Kit był przyjęty na fizyko-matematyczny wydział Wileńskiego Uniwersytetu imienia Stefana Batorego. Przyjazd do miasta Wilna – centrum kulturalnego życia Zachodniej Białurusi, o bogatej kulturze, historii i tradycjach – otworzył nową ciekawą stronicę w życiu Borysa Kita. Miasto Wilna (z 1922 r. Wilno, a z 1939 r. Wilnius) – starożytna stolica Wielkiego Księstwa Litewskiego (WKL). Swoją nazwę miasto otrzymało od nazwy rzeki Wilnia (Wilenka). Z 1940 r. – stolica Litwy. Jak świadczą archeologiczne badania, terytorium Wilna była zaludniona jeszcze do X wieku przed n. e. Słowianie pojawili się tutaj w VI-VII stuleciu. W XI wieku miasto stało się centrum Wileńskiego księstwa feudalnego, które wchodziło w dzielnicę Połockiej ziemi. Tu kiedyś panowali książęta Ragwałowicze. A za czasów Wielkiego księcia Gedymina (1316-1387) Wilna stała się stolicą WKL. W 1397 roku miastu Wilnie były nadane Magdeburgskie prawa, co przyczyniło się do rozwoju handlowych i kulturalnych stosunków z sąsiednimi państwami. Na samym początku XVI stulecia w Wilnie zaczeła działać drukarnia F. Skoryny. On wydał tu „Małą podróżną książeczkę” (1522 r.) i „Apostoł” (1525 r.), a następca Skoryny P. Mietisławiec urządził drukarnię z cyrylicą, którą później wykupili bracia Mamonicze. W mieście wydawane były podręczniki, religijna literatura, prawa, „Statuty WKL” (1588), dużo innych pamiętników białoruskiego pisma. Po trzecim rozbiorze Rzeczypospolitej (1795 r.) miasto weszło w skład Rosyjskiej imperii i stało się centrum litewskiej a później Wileńskiej guberni.

Z Wilnem związana działalność K. Kalinowskiego, J. Tyszkiewicza, wybitnych Białorusinów późniejszych czasów: I. Bujnickiego, W. Ignatowskogo, W. Łastowskiego, S. Niekraszewicza, A. Czerwiakowa, J Kupały, J. Kołasa, Z. Biaduli i innych. Tutaj wydawane były gazety „Nasz los” i „Nasza niwa”. W 1919 roku w Wilnie było założone białoruskie gimnazjum. Po podpisaniu w Rydze pokojowej umowy w 1921 roku Wilno zdobywa polityczne znaczenie, staje się kulturalno-intelektualnym ośrodkiem Białorusi Zachodniej. Zaczęło działać Towarzystwo białoruskich szkół, otwierają się białoruskie muzea. Dzięki staraniom braci Łuckiewiczów, wydawane były białoruskie gazety i czasopisma. W 20-30 lata w Wilnie żyli i pracowali wiadomi działacze białoruskiego narodowego odrodzenia, nauki i kultury: A. Łuckiewicz, B. Taraszkiewicz, A. Stankiewicz, S. Rak-Michajłowski, W. Samojło, I. Dwarczanin, R. Szirma, G. Titowicz, F. Olechnowicz, M. Tank, P. Siergijewicz, J. Drozdowicz, M. Gorecki.

Właśnie w tym mieście i zaczeła się znajomość Borysa Kita z bogatym dziedzictwem białoruskiej historii. Po przyjeździe do Wilna, on z początku zamieszkał koło Ostrej Bramy w jednym pokoju z Jerzem Putramentem, który później stał się znakomitym polskim pisarzem. Razem z B. Kitem do Wileńskiego Uniwersytetu wstąpili jednoklasiści z Nowogródzkiego gimnazjum, którzy kiedyś razem uczyli się u nauczyciela Romanowicza: F. Wierbicki (w BSSR był aresztowany w czasie stalinowskich represyj i przepadł), J Gorecki (rozstrzelany niemcami w czasie wojny za nielegalną działalność). Wileński Uniwersytet, studentem którego został Borys Kit (zakończył go w 1933 roku w stopniu magistra filozofii z dziedziny matematyki), był jednym z najstarszych w Europie. Wileński Uniwersytet był założony w 1570 roku jako kolegium, ale już w 1579 roku polski król Stefan Batory wydał przywileje, na jej podstawie, on był nazwany Akademią, co dawało prawo przyswajać stopień naukowy, mieć wybieraną administrację, prawo własnej jurysprudencji. Pierwszym rektorem był wiadomy ideolog kontreformacji w Rzeczypospolitej Piotr Skarga. Wśród wychodźców Akademii były takie historyczne osoby, jak Smotricki, Simon Połocki. Z 1781 roku Akademia była przekształcona w Główną Szkołę WKL, kuratorem której stał się białoruski magnat Iachim Chreptowicz, a z 1803 roku akademia w końcu reorganizuje się w uniwersytet z czterema wydziałami: moralnych i politycznych nauk, medycznych i matematycznych nauk, literatury i sztuki wolnej. Wileński Uniwersytet dawał wykształcenie na poziomie lepszych europejskich uniwersytetów. Ten uniwersytet skończyło dużo utalentowanych ludzi, takich, jak A. Mickiewicz, J. Słowacki, I. Domejko i inni.

Po upadku powstania listopadowego 1831 r., car Rosji Mikołaj I okrutnie rozprawił się z narodem polskim. W 1832 r. on zamknął Wileski Uniwersytet, który znów począł pracować dopiero w 1919 roku, a już w 1920 roku odznaczał 350-lecie swego założenia. Znów zaczeły działać stare dobre tradycje: prawo eksterytorialności (policja nie mogła wstąpić na terytorium uniwersytetu), cyklicznie wybierany był rektor, który był zobowiązany otwierać nowy akademicki rok uroczystym przemówieniem przed studentami i profesorami (to był tak nazywany dzień inaguracji, kiedy wszyscy się zbierali w dużej sali, gdzie wisiał portret króla Stefana Batorego, profesorowie i dekanie byli ubrani w togi).

Przy uniwersytecie zawsze było mnóstwo różnych studenckich organizacji. Były i białoruskie studenckie organizacje takie jak: Białoruski związek studencki, Towarzystwo białorusoznawców, Białoruska studencka korporacja „Skoryna”, wydawane były czasopisma „Íîâûé øëÿõ”(Nowa droga) i „.Ñòóäýíöêàÿ äóìêà”(Studencka myśl), które zajmowali niezależne polityczne pozycje. Głównym społecznym centrum był Białoruski związek studentów, członkami którego stawali się Białorusini różnych politycznych kierunków. Związek działał na przeciągu 1920-1939 lat.

Borys Kit z pierwszego kursu przyjmował aktywny udział w życiu uniwersytetu. On wstąpił do Białoruskiego związku studentów, bywał na zebraniach takiej białoruskiej organizacji, jak Towarzystwo białoruskich szkół, która zjednoczyła więcej jak 14 tys. członków. Kierownikami i aktywnymi działaczami tej masowej kulturalno-demokratycznej organizacji byli: B. Taraszkiewicz, I. Dwarczanin, P Pestrak, P. Szirma, S. Rak-Michajłowski i inni. Towarzystwo białoruskich szkół miało dość szyroką sieć komórek i drukowane gazety o wielkim nakładzie („Biuletyn TBSZ”, gazeta „Øëÿõ”(Droga) i czasopismo „Áåëàðóñêi ëåòàïiñ(Kronika Białorusi). Jednak polskie władze uważnie śledzili za działalnością białoruskich organizacji. W 1927 roku oni zamkneli Białoruską roboczo-chłopską Gromadę, a w prędkim czasie zabronili i działalność Towarzystwa białoruskich szkół. Jej kierownik R.Szirma (1992-1978) popadł do więziena. Tak się stało, że razem z nim był aresztowany i Borys Kit i oni razem odbywali karę za białoruską działalność odrodzeniową.

Borys Kit w tym białoruskim odrodzeniowym ruchu był z młodych lat – to okres rozwoju patriotycznych uczuć w jego duszy, uświadomienie siebie jako Białorusina, któremu nie obojętny los narodu i Ojczyzny. On był oczarowany białoruskim odrodzeniowym ruchem, działalnością wielu patriotów, dążenia których daleko wybiegały poza sferę spraw osobistych. Oni szli w naród, budzili jego narodową świadomość, chęć narodowego odrodzenia. Borys Kit całym sercem przyjmował ich idee. Dla ich realizacji wybrał drogę oświaty. On rozumiał, aby Białoruś stała się niezależnym państwem, trzeba dużo pracować, nieść wiedzę ludziom i zaczynać trzeba z organizowania białoruskich szkół, opowiadać młodemu pokoleniu o bogatej białoruskiej historii, wpajać uczucia narodowego honoru i czci. Te swe przekonania on zaczął wcielać w życie w konkretnych działaniach.

Wykładowca matematyki, dyrektor Białoruskiego gimnazjum w Wilnie (1931-1940)

Jako student trzeciego kursu Wileńskiego Uniwersytetu, Borys Kit był zaproszony na stanowisko nauczyciela matematyki do Wileńskiego białoruskiego gimnazjum. Stąd bierze początek najbardziej obfity okres pracy Borysa Kita w białoruskiej oświacie. Lata jego pracy w tym gimnazjum (1931-1940) odznaczone są walką z polskimi władzami o istnienie białoruskich szkół. Historia białoruskich szkół – dramatyczna. Z pierwszych kroków, po wojnie (1914-1918), korzystając z czasowej swobody, społeczni działacze i patrioci zdołali zorganizować w Zachodniej Białorusi około 500 białoruskojęzycznych szkół i 8 gimnazjów. Było otwarte seminarium nauczycielskie, które szykowało wykładowców. Pracowały kluby, biblioteki, domy-czytalnie, powstawały kulturalno-oświatowe organizacje. Jednak polska szowinistyczna władza, która z początku dała jakoby demokratyczną wolność mniejszościom narodowym, w tej liczbie i etnicznym Białorusinom, w prędkim czasie przystąpiła do pełnej polonizacji.

Wiadomy białoruski uczony Arsen Lis pisał o tym czasie: „Jeżeli dwudzieste lata szły pod znakiem ustanowienia się, choćby na wschodniej części Białorusi, państwa, gdzie się odczuwał raptowny wzrost kultury wzdłuż Ryżskiej granicy, konsolidacja nacji, to z końca 20 lat, zwłaszcza w 30 lata zachodzi tragiczny regres w historii narodu. On się odznacza z 1927 roku, w znajdującej się pod Polską, Zachodniej Białorusi, kiedy władze Piłsudskiego-Mejsztowicza napadli na masowy ruch odrodzeniowy, jaki się rozwijał w odkrytych formach Białoruskich roboczo-chłopskich Gromadach. Zaczęły się represie i zakazy, z nadzwyczajną siłą przejawił się państwowy terror przeciw chłopów i białoruskiej inteligencji. Autorytarny reżym Piłsudskiego i totaritarizm stalinowskiej imperii okazali się tym żarnem, które zaczeło systematycznie i powoli niszczyć starożytną i tylko co się odrodzającą, po dwóch stuleciach upadku, Białoruską etniczną przynależność. Jak wygłądała na praktyce polityka polskich władz odnośnie do Zachodniej Białorusi? Zgodnie ze swoją kolonialną strategią polskie władze umocniały polskich obsadników, starały się rozszerzyć swój wpływ na wsi. Władze polskie pozakrywały białoruskie gimnazja, które były głównymi środkami białoruskiej oświaty, początkowe szkoły, zlikwidowali komórki Towarzystwa białoruskiego szkolnictwa, konfiskowali zbiory poetyckie Zachodniobiałoruskich poetów. Szła bezwzględna rozprawa z białoruskim elementarzem S. Pawłowicza „Pierwsze ziarenka”. W 1934 roku na Zachodniobiałoruskiej ziemi w Kortus-Brzozie był zorganizowany pierwszy w Polsce obóz koncentracyjny. Polityczny reżym dowojennej Polski stawał się totalitarnym...”

Celem była całkowita likwidacja białoruskich szkół i gimnazjów, asymilacja Białorusinów w Polaków. Wileński wojewoda Bociański wypowiedział się pewnego razu, że on zrobi wszystko, aby w ciągu 10 lat ani jednego Białorusina tu nie pozostało. Ta groźba zaczeła się realizować. Do 1928 roku z 8 gimnazjów pozostały 4: Radoszkowska, Klecka, Nowogródzka i Wileńska, a w 1934 roku pracowało już tylko jedno białoruskie gimnazjum w Wilnie (organizowane z inicjatywy I. Łuckiewicza w 1919 roku). To gimnazjum, jak i Nowogódzkie niosło światło wiedzy, świadomość narodowej tożsamości, istniało jedynie dzięki swemu wysokiemu autorytetowi, ogólnemu poparciu białoruskiej ludności, entuzjazmu i patriotyzmu białoruskich nauczycieli. Dyrektorem Wileńskiego białoruskiego gimnazjum, które się znajdowało w gmachu klasztoru bazylianów na ulicy Ostrej Bramy, był Radosław Ostrowski (w różne lata dyrektorami gimnazjum byli: M. Ancukiewicz, F. Gryszkiewicz, A. Stankiewicz, B. Taraszkiewicz...) Przy gimnazjum była bursa, bibliotyka. Uczyli się w gimnazjum głównie dzieci Białorusinów, którzy żyli na wsi blisko Wilna i wyznawoli katolicką wiarę. Tych uczniów trzymało w swoim ręku polskie szowinistyczne duchowieństwo, wrogo nastrojone przeciw Białorusinów...

Kiedy w 1934 roku w czasie nastąpienia na białoruski ruch, było zamknięte białoruskie Nowogródzkie gimnazjum, uczniom zaproponowali wstąpić do polskiego gimnazjum im. Adama Mickiewicza. To była przymusowa polonizacja białoruskiej młodzieży. R. Ostrowski, jako dyrektor, otwarcie krytykował polskie władze za taki stosunek do Białorusinów. On posłał Borysa Kita, jako człowieka dobrze znanego w Nowogródku, aby on nie dopóścił przejścia białoruskich uczniów do polskiego gimnazjum i przeprowadził wszystkich chętnach do Wileńskiego gimnazjum. Większość uczniów zgodziła się z propozycją białoruskiego nauczyciela. Ale miejscowy dyrektor polskiego gimnazjum ujrzał w czynach Borysa Kita bunt i posłał na niego skargę kuratorom szkolnych władz Wileńskiego okręgu, do którego należał i Nowogródzki okręg. Kuratorem wtęczas był pan Szelengowski – na szczęście jeden z liberalnych demokratów. W powiadomieniu szła mowa nawet o tym, że Borys Kit swoim działaniem podrywa fundament Polskiego państwa. Zbadaw sprawę, pan Szelengowski porwał doniesienie i powiedział, że Borys Kit postąpił, jak prawdziwy białoruski patriota. W prędkim czasie Szelengowskiego zdjeli ze stanowiska za liberalizm w stosunku do mniejszości narodowych, a zwłaszcza do Białorusinów i przysłali na jego miejsce zawziętego szowinistę pana Godeckiego. Razem z Szelengowskim odeszli z administracji i inni polscy demokraci. Ich zamienili na ludzi typu Bociańskogo. Kiedy on odwiedzał białoruskie gimnazjum, to zawsze robił uwagę, czemu wiszą portrety Janki Kupały i Jakuba Kołosa, a nie portrety Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego, był niezadowolony, że wszyscy mówią w języku białoruskim, zapotrzebował zaprowadzić wśród uczniów denucjatorów, którzy by informowali go, czego uczą na swych lekcjach nauczyciele Białorusini. Pod koniec 30 lat szowinistyczna polska atmosfera, w której znajdowały się białoruskie uczelnie, stała się niemożliwą. Białoruscy aktywiści postanowili wysłać do Warszawy delegację w składzie: R. Ostrowskiego, R Glinskiego i B. Kita, aby powiadomić wyższe polskie władze w jakim stanie znajduje się białoruskie gimnazjum w Wilnie, tym bardziej, że każdego roku grożą go zamknąć. Niestety, ta delegacja niczego nie osiągneła, na odwrót stało się jeszcze gożej. Niższe kierownictwo na poziomie kuratorów było niezadowolone ze skargi Białorusinów i zaczeło robić starania by zlikwidować ostatnie białoruskie gimnazjum. Z początku zwolnili dyrektora R. Ostrowskiego i przeprowadzili go nauczycielem matematyki do gimnazjum w Lodzi. A białoruskie gimnazjum natenczas było już filią polskiego gimnazjum, zaczeli go przeprowadzać całkiem na język polski. Pozornie udawali, że o to proszą rodzice uczniów białoruskiego gimnazjum. Wojewoda Bociański posłał swoich przybliżonych, aby ci pogróżkami albo różnymi obiecankami zebrali potrzebną ilość podpisów. Kuratorzy odprawili jakoby prośbę rodziców do Ministerstwa oświaty w Warszawie. Odpowiedź z Ministerstwa o przeprowadzeniu białoruskiego gimnazjum na język polski przyszła od razu, bez zbędnej zwłoki. Tak było zlikwidowane białoruskie gimnazjum w Wilnie. Odpowiedź była otrzymana we wrześniu 1939 roku, kiedy już się zaczeła Druga wojna światowa i Polska przestała istnieć, jako państwo, pod naciskiem niemieckiej armii.

Napad 1 września 1939 roku na Polskę hitlerowskich Niemiec, w gruńcie rzeczy, począł wojnę narodów. Naród polski bohatersko bronił się przed hitlerowskim naparciem. Jednak faszystowskie oddziały, mając przewagę w sile, technice, prędko posuwały się w kierunku granic ZSRR. Niemcy zajeli prawie cały teren Polski i hitlerowskie wojska podeszły do granic Zachodniej Białorusi i Zachodniej Ukrainy, ludność których okazała się także przed niebezpieczeństwem. Wydażenia rozwijały się błyskawicznie. 17 września Armija Czerwona zajeła Zachodnią Białoruś, w tym i Wilno. Polska administracja szkolna przestała działać. Jej miejsce zajeła białoruska pod kierownictwem Franciszka Griniewicza, który po prośbie uczniów i ich rodziców naznaczył Borysa Kita dyrektorem białoruskiego gimnazjum w Wilnie. Była jesiń 1939 roku.

Nie patrząc na trudny splot okoliczności, białoruskie gimnazjum w swoje ostatnie lata było twierdzą białoruskiego ducha. I uczniowie, i nauczyciele żyli ideją narodowego odrodzenia, tu sama historia pomagała. Z rozmachem, uroczyście odznaczały się białoruskie narodowe święta, najbardziej ważne daty, przeprowadzane były wieczory spotkań, akademii w chwałę powstania w Słucku i rocznicy 25 marca. Pracowały różne artystyczne, folklorne kółka. Młodzież mówiła po białorusku, chociaż w gimnazjum, które miało humanitarny ukłon, uczyli się łaciny, słowiańskich i europejskich języków. Tu pracowali, znani w białoruskim odrodzeniowym ruchu, ludzie: bracia Łuckiewicze, I. Dworczanin, F. Iljaszewicz, M. Gorecki, A. Smolicz, A. Gryniewicz, S. Pawłowicz, R.Szirma. Nowy dyrektor nieuchybnie się przytrzymywał lepszych tradycyj gimnazjum. Ale pracy było bardzo dużo w związku z napiętą sytuacją. Przybywało niemało uczniów z różnych końców Zachodniej Białorusi — przychodziło się otwierać więcej burs, aby zabespieczyć uczniów wszystkim niezbędnym i w pierwszą kolej — mieszkaniem. Trzeba było szukać nowych wykładowców i wychowawców. Jednak w prędkim czasie, Wilno i cały Wileński okręg, gdzie odwiecznie mieszkali Białorusini, odeszły do Litwy (luty 1940 roku). Wskutku, białoruskie gimnazjum okazało się w obcym państwie. Większa część ucznów Wileńskiego gimnazjum byli dzieci Białorusinów z Nowogródka, dlatego na ogólnym zebraniu postanowiono, aby dyrektor zrobił wszystko możliwe dla przeniesienia się ich do Nowogródka i kontynuował pracę w Nowogródzkim gimnazjum.

I Borys Kit począł działać. Najpierw on pojechał do kierownika okręgu A. P. Sowczaka, powiadomił go o sytuacji, opowiedział o historii Nowogródzkiego gimnazjum, budynek którego po jego zamknięciu w 1934 roku był zabrany władzami Polski, a budowali go w swoim czasie sami uczniowie wraz z rodzicami. A. P. Sowczak, dobrze się odnosił do B. Kita, zrozumiał go i podtrzymał jego patriotyczne wymagania. Gimnazjum w Nowogródku było znowu otwarte i dyrektorem był naznaczony B. Kit. Ile trzeba było mieć cierpliwości i siły ducha, przekonania w potrzebe sprawy, której on ofiarnie służył! Przewózł dzieci, urządził ich w bursie, uregulował normalny proces nauczania i zrobił to wszystko w ciągu tygodnia. W Wileńskim progimnazjum zostały uczniowie, rodzice których żyli w Wilnie i bliskich okolicach. Dyrektorem został ksiądz Adam Stankiewicz (1891-1949)– humanista, znany ze swojej kulturalno-oświatowej działalności. Całą siłę swego bogatego intelekta i gorącego serca A. Stankiewicz poświęcił białoruskiej narodowej idei i idei chrześciańskiej. On starał się obronić prawa białoruskiego narodu na swoją niezależność, uzasadniając ją z jednej strony – narodową przyrodą Białorusinów, z drugie strony – chrześciańską, ogólnoludzką ideją. On się przytrzymywał europejskiej koncepcji, według której kultura jest najbardziej skutecznym środkiem rozwoju narodowej idei. Swoje myśli on wypowiedział w książkach ( „Rodzona mowa w świątyni” i „Chrześciaństwo i naród białoruski”, „Dokror Franciszek Skoryna – Pierwszy białoruski drukarz”, „O życiu i działalności Kazimierza Swajaka”, „Witold Wielki i jego naród rosyjski”, „Profesor Bronisław Epimach-Szypiła”, „Michał Zabejda-Sumicki i białoruska narodowa pieśń”, „Historija białoruskiego wyzwoleńczego ruchu” i inne). Książki A. Stankiewicza rodziły się z kazań. On pierwszy zaczął mówić kazania w kościołach w języku białoruskim, posłuchać które przyjeżdżało wielu wierzących. Ale pracą duszpasterza nie ograniczała się jego działalność. Ksiądz A. Stankiewicz był delegowany od białoruskiego narodu do Sejmu w Warszawie, organizował białoruską drukarnię im. F. Skoryny, był dyrektorem białoruskiego gimnazjum, przewodniczącym białoruskiego centrum na Litwie, jednym z kierowników Towarzystwa białoruskich szkół i członkiem białoruskiego wydawnictwa. Nie było narodowo-demokratycznej sprawy w 20-40 latach, która by nie otrzymała aktywnego poparcia A. Stankiewicza – demokraty, szermierza o niezależność białoruskiego narodu, za tą swoją działalność popadł pod stalinowskie represje i był osądzony na 25 lat. Przepadł w jednym z obozów w Syberii.

Wśród takich ludzi, białoruskich patriotów, upływało życie B. Kita w 30 lata, on był jednym z tych, kto aktywnie pracował w imię narodowego odrodzenia i oświaty. Możliwie i jego czekał los wielu Białorusinów, którzy zgineli w stalinowskich obozach. Jednak wóczas on o tym nie myślał, kontynuował swoją pracę pedagoga.

Kiedy rozpowszechniła się wiadomość o otwarciu białoruskiego gimnazjum w Nowogródku, z pobliskich wsi i miasteczek przyszli zapisywać się dzieci Białorusinów. Młodemu dyrektorowi udało się podebrać kolektyw utalentowanych pedagogów, pracowali tacy nauczyciele, jak L. Borisoglegski (później profesor BNU w Mińsku), P.Skrabiec, E. Skurat, A. i M. Orsy. Nawiasem mówiąc, Borys Kit dobrze znał rodzinę Orsów, był z nimi w przyjacielskich stosunkach. Ich było czterech braci: starszy – Paweł Ors żył w Niegniewiczach, dzierżył tam karczmę i kiedy Borys Kit pieszo szedł do Lubczy, do nauczyciela historii M. Czatyrki, to on odpoczywał w Niegniewiczach, w gościnnym domu Pawła. Mikołaj Ors uczył się razem z Borysem Kitem w Nowogródzkim gimnazjum, aresztowany w czasie stalinowskich represji nie wrócił z GULAGa. Aleksandr Ors pojechał do Czech i tam otrzymał wyższe wykształcenie, później wykładał białoruski język i literaturę w Nowogródzkim gimnazjum. W czasie wojny pracował okręgowym inspektorem szkół w Nowogródku, po wojnie wyjechał do Ameryki (on ojciec Ały Ors-Romanowej – profesora chemii na uniwersytecie w Nowym Jorku). Piotru Orsie B.Kit pomógł przebrać się do Ameryki i oni razem organizowali białoruską kolonię w South River. O takich ludiach współdziałających z Borysem Kitem można napisać dużo, dlatego, że ten okres, był jednym z najlepszych w historii białoruskiego gimnazjum, wśród uczniów i wykładowców panowała atmosfera wielkiego entuzjazmu. W swojej dyrektorskiej, administratywnej pracy, Borys Kit naśladował tradycje założone byłymi dyrektorami, którzy wysoko cenili białoruskich wykładowców i młodzież, podtrzymywali ich w walce i obronie interesów białoruskich szkół i społecznych interesów Białorusinów. B. Kit nigdy nie należał do żadnej partii, poświęcając się całkiem pedagogicznej i naukowej działalności.
Nowogródzkie gimnazjum, nie patrzącząc na trudne materialne położenie, wychowało dużo wykształconych, utalentowanych ludzi bogatych duchowo, wysokomoralnych inteligentów Białorusinów z głębokim pouczuciem narodowego i ludzkiego honoru. Borys Kit hartował swych uczniów szykował do walki z poważnymi doświadczeniami losu, niezależnie od tego, gdzie im w przyszłości wypadnie żyć i pracować.

Okręgowy inspektor oświaty miasta i rejonu Baranowiczów (1940-1941)

Organizatorskie zdolności Borysa Kita, jego umiejętności pracować z ludźmi otrzymały wysoką ocenionę szkolnego rejonowego kierownictwa, chociaż mu niekiedy i robili uwagi, odnośnie niezupełnie „marksistowsko-leninowskiego” wychowania młdzieży, idei rusyfikacji, zjednoczenia języków. Tym niemnej, on był naznaczony okręgowym inspektorem szkół, pod jego kontrolem okazały się wszystkie szkoły Barnowickigo, Nowogródzkiego, Sołonimskiego, Wałożynskiego, Waukowyskiego powiatów.

Szyroko rozwinął swoją dzałalność w organizacji białoruskich szkół Borys Kit. W ciągu roku on odkrył setki początkowych szkół i dziesątki szkół średnich. A to było nie prostą i łatwą sprawą, w tak złożony i niespokojny czas, kiedy odczuwało się tchnienie bliskiej wojny. Trzeba było w każdej wiosce, miasteczku znaleść odpowiedni lokal, nauczycieli, stworzyć im odpowiednie warunki. Ubiegał się on także o jakiekolwiek przywileje dla nauczycieli, by mogły pojechać na wieś i owocnie tam pracować. Niełatwo było zabezpieczyć szkoły meblami, książkami, zeszytami. Borys Kit zwracał się z proźbą w różne instancje, potrzebował, starał się znaleźć wspólny język z każdym urzędnikiem, od którego zależało rozwiązanie tego lub innego zagadnienia. Ciągłe rozjazdy, odwiedzanie szkół, inspektorskie kontrole – zawsze życzliwy, gotowy pomóc, podpowiedzieć, nauczyć niedoświadczonych nauczycieli – na wszystko wystarczało energii, wytrwałości i cierpliwości u Borysa Kita. I on widział wyniki swojej działalności. Szkoły pracowały, dzieci się uczyły, a to było głównym, tym on żył, tym był natchniony.

Krótki czas między zjednoczeniem Zachodniej Białorusi z BRSR i początkiem wojny, oto ten czas przeznaczony Borysowi Kitowi dla działalności na niwe oświaty, okazał się nadzwyczaj obfitym i on sam był zachwycony, że może pracować dla dobra swojej Ojczyzny, pomagać nie tylko w oświacie, ale i w rozwoju narodowego uświadomienia u białoruskiej ludności. A to był pik stalinowskich represyj. Jednak rozwój białoruskich szkół i wszystkie problemy z tym związane były rozszczygnięte.

Jednocześnie z tą działalnością Borys Kit pracował jeszcze wykładowcą matematyki w instytucie dla nauczycieli w Baranowiczach. Jako wykładowca, on był bardzo szanowany wśród słuchaczy. Nigdy nie pouczał, on unosił audytorium niezwykle ciekawym, łatwo dostępnym wyjaśnieniem złożonych matematycznych formuł i twierdzeń. W Baranowiczach w pedagogicznym instytucie Borys Kit zapoznał się ze swą przyszłą żoną Niną Korsak, rodzice której mieszkali w miasteczku Lebiedziewo koło Mołodeczna. W Lebiedziewie urodził się ich pierwszy syn Włodzimierz, ale to znamienne zdarzenie w osobistym życiu Borysa Kita przypadło na początek Drugiej wojny światowej.

Lata niemieckiej okupacji (1941-1944)

Niemiecka okupacja przyniosła dużo biedy białoruskiemu narodowi. Zaczęto ustalać „nowe porządki”, gdzie rozstrzeliwanie pokojowej, spokojnej ludności, stało się zjawiskiem codziennym. Niemcy w straszliwy sposób rozprawiali się zwłaszcza z tymi, kto zajmował chociażby jakiekolwiek stanowisko przy władzy sowieckiej, albo się liczył komunistem. Borys Kit chociaż i nie należał do komunistycznej partii, ale zajmował dosyć wysokie stanowisko, był znanym człowiekiem w kraju. Kiedy on się dowiedział, że rozstrzelano inspektora szkół wieczorowych Henryka Dembińskiego ( znany polski demokrata), Borys Kit zrozumiał, że trzeba ratować swoje życie i rodzinę. Pieszo odprawił się on z żoną do Lebiedziewa, gdzie z początku znaleźli schronienie u rodziców żony. Borys Kit wyczekiwał jakiś czas, dopuki nie stało się bardziej bezpiecznie i począł pracować w miejscowej szkole, gdzie wykładał matematykę i język niemiecki. Ale on nie tracił nadziei na otwarcie nowych ośrodków oświaty. Wojna zastała go na piku aktywnej działalności na niwie narodowej oświaty.

Jako prawdziwy pedagog, on doskonale rozumiał, że nauka jest konieczna. Czy wolno wojną, albo innym powodem usprawiedliwić analfabetyzm? Kiedy Borys Kit dowiedział się, że Niemcy pozwolili początkowe i wąskoprofesionalne szkoły, on się zdecydował zaryzykować. Spotkał się ze szkolnym kolegą, inspektorem rejonu Mołodeczna Jaworskim, poradził się z nim i oni postanowili spróbować otworzyć nauczycielskie seminarium w Mołodecznie. W 1942 roku w wyniku wielkich starań oni otrzymali zezwolenie, gdy się zwrócili z tą proźbą do wyższych szkolnych władz w Mińsku. W miejscowej drukarni w Mołodecznie były wydrukowane i rozpowszechnione ogłoszenia o otwarciu nauczycielskiego seminarium. Złożyli podania około 300 młodych ludzi, którzy dobrze zdali wstępne egzaminy i przystąpili do nauki. Z lokalem kłopotów nie było (zajęcia odbywały się w byłym budynku szkoły pedagogicznej), jak i z personałem wykładowców. Jednak niedługą była radość założyciela i dyrektora seminarii Borysa Kita. Niemiecki komisarz Wilejskiego okręgu, kiedy się dowiedział o jej istnieniu, przyjechał do Mołodeczna, zamknął nie tylko seminarię, ale i drukarnię, w której były wydrukowane ogłoszenia. Zażądał aresztu dyrektora. Sprawa w tym, że seminaria była otwarta bez zezwolenia miejscowych władz, które liczyły, że jednej seminarii w Wilejce, dostatecznie dla okręgu, dla ludzi drugiego gatunku, niższej rasy, do których oni zaliczali Białorusinów.

Dyrektorowi udało się uniknąć aresztu. On wyjechał do Mińska. Nie przestraszył się i zwrócił się o pomóc do kierownika szkół Głównego komisariatu Białorusi. Lepsze, co on mógł zrobić dla Borysa Kita, – naznaczyć go dyrektorem seminarii w Postawach Głębockiego okręgu.

Oto jak opowiada o wypadkach w Postawach wiadomy białoruski uczony biochemik, kierownik Grodzieńskiej Asocjacji Andrzej Mojsiajonek: „ Te miesiące pracy wykładowcy w Postawach splotły się w kłębek sprzeczności, nieludzkich wypróbowań w wolce o prawo być człowiekiem, zachować życie i nie utracić ludzkie i narodowe oblicze, dać odpór wrogom białoruskości, intryganom i zostać rzeczywistym humanitarem, do czego i był przeznaczony w istocie swojej Borys Kit w białoruskiej pedagogicznej działalności”.

Z początku w Postawach wszystko szło dobrze. Uprzejmie spotkał Borysa Kita przedstawiciel miejscowego magistratu Adam Dasiukiewicz, były uczeń białoruskiego gimnazjum w Wilnie. Człowiek, który dużo zrobił, dla ochrony praw Białorusinów jeszcze w polskie czasy, agitował za chrześciańskie stosunki między Białorusinami i Polakami, troszczył się o samotnych i o przybyłych ludziach. Pracował w Postawach tylko parę tygodni, przyjechał z Warapajewa. Dasiukiewicz starał się o zachowanie i odkrycie szkół, dla dzieci, które chciały się uczyć, a szkoły na wsi zostawały puste wskutku braku nauczycieli. Dla seminarii w Postawach wydzielili duży i ładny budynek, byłego polskiego gimnazjum. We wrześniu 1942 roku zaczeli przyjmować seminarzystów, chętnych było o wiele więcej, aniżeli mogli przyjąć. Obok z B. Kitem pracował były przyjaciel z Wileńskiego białoruskiego gimnazjum Piotr Szczasny, sprzyjali i inni wykładowcy, dużo pomagał Adam Dasiukiewicz.

Z bólem w sercu, pomimo kłopotów jakie miał przy polskiej władzy, odniósł się Borys Kit do niechęci Niemców odnowić pracę polskich szkół w Postawach, a później oni nawet zabronili przyjmować polskich ucznów do seminarii. Przy czym tu dzieci katolików-Polaków? Borys Kit narażając się, zdecydował przyjąć zdolnch, nie zwracając uwagi na ich polskie pochodzenie. Za to on będzie prześladowany. Powoli i tutaj, jak i na całej okupowanej Białorusi, faszyski reżym zaczyna manifestować swą haniebną istotę. Areszty, morderstwa stają się na ulicach Postawów rzeczą powszechną, codziennym zjawiskiem. Okupanci odnosili się nieludzko do ludności, i najbardziej pokutuje żydowska wspólnota. Przyszedł czas likwidacji getta. Zajmowało się tą brudną sprawą Głębockie okręgowe SD. Zabici leżeli na postawskich ulicach setkami. Borys Kit przeżył ten okropny moment ze swymi uczniami w seminarii. Rychło zjawił się oficer SD – ekzekutor z pistoletem w ręku i zapotrzebował, aby dyrektor i uczniowie natychmiast oczyścili ulice od trupów. Borys Kit nie zgodził się i nie pozwolił, aby dzieci były wciągnięci do tego. Od rozstrzelania uratował go tylko przypadek. Natychmiast przyleciał Dasiukiewicz, kiedy usłyszał o zamiarze oprawcy, i wziął na siebie kłoty zwinązane z pogrzebem trupów.

Później, B. Kit przeżył krwawe zdarzenia w Postawach, w których gineli zabijając się wzajemnie Polacy i Białorusini, chrześcianie i ateiści, członkowie Armii Krajowej i czerwoni partyzanci, a jednocześnie sąsiedzi, rodacy, mieszkańcy Postawów... Gineli setkami, tysiącami...

Przyjemną wiadomością w te niewesołe dni było zezwolenie na otwarcie nowego ośrodka oświaty w Mołodecznie. To miała być szkoła handlowa. Borys Kit był naznaczony dyrektorem. Jednak on dalej wykładał w Postawach, a w Mołodecznie bywał czasami.

Stopniowo nad głową B. Kita zbierały się chmury. Wspomnieli wszystko: i zanadto patriotyczną białoruską działalność (jak to przy aryjskiej władzy), i stanowisko sowieckiego urzędnika w 1939-1941 latach, i humanizm w stosunku do Żydów i Polaków, i brak należytego respektu dla niemieckiej władzy, i zbyteczną niezależność. Sprawę, w lepszych tradycjach tamtych czasów, zaprowadził szef Głębockiej okręgowej policji Lewandowski. Aresztowali Borysa Kita w czasie kolejnej przejażdżki z Postawów do Mołodeczna na stancji Królewszczyzna.

Przywieźli w Głębokie i od razu rzucili do piwnicy, gdzie już było dużo aresztowanych. Zaczeły się badania esdeków. Sędzia sledczy stał na swoim: szpiegowstwo na korzyść Anglii i Ameryki, kontakt z partyzantami, naruszenie niemieckich postanowień na zajętych Niemcami ziemiach. Te straszne dni, a było ich 30, pozostały w pamięci Borysa Kita, jako okropne wspomnienia . «...Każdy dzień popadało do piwnicy 30 osób z nich 25 rozstrzeliwali w pierwszą noc. I to samo w ciągu 30 dni . Ciągnęli do piwnicy: więcej Białorusinów, których podejrzewali o związek z partyzantami; był tam i ksiądz i spekulianci, a wśród ostatnich w większości Polacy. Tak było. Jeden białoruski nauczyciel siedział ze mną. Rozmówił się... „Na wieś w nocy przychodzą partyzańci, biorą co im trzeba. W dzień zjawiają się Niemcy, którzy wszystko wiedzą. Aresztują za związek z partyzantami (dlatego, że nie doniosłem.). Czekam … Będę rozstrzelany... Weź moje buty”. W nocy go zabrali... Ja widzę jego... Rozmowa... Te same buty...”

Jednak znanego białoruskiego nauczyciela w ten krytyczny moment nie pozostawili przyjaciele i uczniowie. Funkcjonariusz BCR w Głębokim Modziejko podjął całą kompanię o zwolnienie aresztowanego pedagoga. Wszystko możliwe ze swej strony robił Adam Dasiukiewicz. Zwolnić nie udało się, ale z rąk B. Lewandowskiego B. Kita wyciągneli.
„ Dla rozwiązania sprawy ” przeprowadzili go związanego w okręgowe Wilejskie więzienie, gdzie się znajdowała główna terytorialna kwatera SD. Zmęczony nauczyciel nakoniec był zwolniony dzięki wysiłkom swego byłego ucznia Kastusia Kasiaka, który pracował w tym czasie doradcą w białoruskich sprawach przy gebistskomisariacie. Sprawę nie tylko wstrzymali, ale i pozwolili pracować na stanowisku dyrektora szkoły handlowej w Mołodecznie. Nie od razu mógł przystąpić do pracy Borys Kit wskutek doznanych przeżyć...

„...Pomimo przeszkód, jakie robiły okupacyjne władze, w sprawie edukacji narodowej, białoruscy patrioci kontynuowali walkę o nowe szkolne instytucje. Chwytali się za jakąkolwiek możność polepszyć przygotowanie nauczycieli i innych specjalistów (lekarzy, handlarzy, agrariuszy), dać chociażby minimalną możność uczyć dzieci. W drugiej połowie 1943 roku po strategicznej bitwie pod Kurskiem, wyzwoleniu dużych obszarów spod niemieckiej okupacji, niemiecko-faszyskie władze zaczeły bardziej uważnie przysłuchiwać się wymaganiom miejscowej ludności. Rzeką lała się krew białoruskich włościan w czasie karnych akcji, jednocześnie okupanci ubiegali się o wpływ wobec BCR i nacjonalistycznych organizacyj, widząc w nich możliwość przeciwstawić się rosnącemu partyzanckiemu ruchowi na Białorusi. Jednak nie będziemy sądzić tych białoruskich patriotów, którzy w ten trudny i złożony, okrutny i sprzeczny czas, spełniali swój moralny obowiązek, codziennie pełniąc funkcję lekarza lub nauczyciela. Widocznie, tak myślał i szkolny inspektor rejonu Mołodeczna Jaworski, który w ciągu dwóch lat walczył z władzami o otwarcie w Mołodecznie nauczycielskiej seminarii, a potem i szkoły handlowej. Nakoniec Niemcy machnęli ręką. Radosny Jaworski przybiegł do Barysa Kita z pozwoleniem. Wszystko się zapomniało, umówili skład kolektywu pedagogicznego, kierunki działań i zdecydowali się wykonać program średniej i wyższej handlowej szkoły, a faktycznie administracyjno-handlowego instytutu.” (A.Majsionek „Postawski szkic z życia akademika astronautyki” czasopismo „Kłosy”, 1992r. Postawy).
Do wszystkiego powiedzianego wyżej trzeba dodać, że A. Dasiukiewicza, który ratował B. Kita, trafił tragiczny udział, on był rozstrzelany Niemcami za patriotyzm, za to że ratował Białorusinów, przy każdej okazji, a K. Kasiaka rozstrzelali, bo na niego donieśli Polacy, którzy chcieli zniszczyć białoruską inteligencę rękami Niemców. To jeszcze jedna niezbadana stronica stosunków między wrogo nastrojonych wobec Białorusinów Polaków, którzy umyślnie działali przeciw Białorusinów w lata niemieckiej okupacji.

Takie wypadki, tragiczne losy niezliczonych ofiar okupacji, zmuszają obiektywnie zbadać działalność tych uczestników wojny, którzy udając współpracę z Niemcami, szczerze i niezachwiannie bronili pokojową ludność, swój naród. Nararzając życie, za tę ideę w trudny, skomplikowany, wojenny czas, walczył i Borys Kit, często patrząc śmierci w twarz, jednak mężnie, cierpliwie i uparcie kontynuował swoją pracę.

Po powrocie do Mołodeczna, Borys Kit począł robić wszystko możliwe, aby przekształcić szkołę handlową w administracyjno-handlowy instytut z humanitarnym ukłonem, który dzięki jego staraniom, jako dyrektora, i staraniom jego towarzyszy w dziedzinie oświaty, zreformowany zostaje naprawdę w narodową białoruską szkołę.

W pierwszym roku 1942 były organizowane dwa kursy. Abiturieńci polskich gimnazyj, albo sowieckich szkół, byli przyjmowani na drugi kurs, a na pierwszy kurs było przyjęto więcej jak 60 osób. Takim sposobem powstały dwie równoległe grupy.

Jesienią 1943 roku do instytutu przjeli 120 studentów. Oni się uczyli w trzech równoległych grupach. W większości były to dzieci z wiosek Mołodeczeńskiego, Wilejskieogo, Oszmiańskiego i Radaszkowskieogo powiatów. Przyjmowali chłopców o wiele więcej aniżeli dziewczynek. Konkurs wstępny był duży, dlatego że podały zgłoszenia około 200 osób. Znajdował się instytut na Mińskiej ulicy, w byłym prywatnym domu, tam urządzili klasy, pokój nauczycielski i kancelarię. Program rozliczony na 4 lata, realizował się w ciągu roku w dwie zmiany 6 dni w tygodniu. Uczyli wszystkie przedmioty szkoły średniej, a także handel, towaroznawstwo, buhalteriję i prawo.

Wykładać do tej uczelni zaprosili wielu profesorów, którzy doskonale znali swój przedmiot. Zastępcą dyrektora został prawnik z Wilna Demitriew, który się specjalizował na prawie handlowym. On wykładał handel i prawo, doskonale władał językiem angelskim, niemieckim, i dobrze mówił po białorusku. Wykładowcą białoruskiej literatury był Janko Dawidowicz. Esteta, inteligent, ładny, wychowany – wszyscy uczniowie byli w nim zakochani. Mówił on na kryształowo czystym literackim języku, był osobiście znajomy z M. Tankiem, znał na pamięć mnóstwo białoruskich wierszy. On potrzebował, aby uczniowie czytali białoruską, rosyjską i światową klasykę, ubiegał się o to, by uczniowie mówili w języku białoruskim i każdego tygodnia pytał, co ostatnio przeczytali. Język białoruski wykładała Olga Paguda – młoda, niebieskooka, światłowłosa dziewczyna, która w 1944 roku przeżyła osobistą tragedję – jej nażeczony – młody białoruski oficer, wśród białego dnia był zabity w Lidzie Polakami. Ona strasznie przeżywała to nieszczęście, studeńci, wiedzieli o tym, współczuwali swojej wychowawczyni.

Wykładowcą przedmiotu handlu był Szczasny z Nowogródka. On skończył wyższą szkołę handlu w Warszawie, władał angielskim i niemieckim, rosyskim i białoruskim językami. Wykładowca Kołaczow był związany z partyzantami, Borys Kit wiedział o tym, i pewnego razu, kiedy Niemcy przyjechali go aresztować, on podał im niedokładny adres, a sam uprzedził Kołaczowa, i dzięki temu on mógł się uratować przed nieuniknioną rozprawą, chociaż Kita przy tym narażał swoje życie.

Nauczyciele poświęcali się pracy, nie zwracając uwagi na głód i chłód, dlatego komitet rodzicielski przyjął decyzję, aby była ustalona opłata dla wykładowców. Co roku z każdego ucznia jeden pud mąki i jeden kilogram sadła, aby jakoś podtrzymać nauczycieli. Przy instytucie działało kółko twórczości amatorskiej, kółko literackie, do którego należeli nie tylko studeńci, ale i miłośniki poezji z okolic Mołodeczna. Kierował tymi kółkami szkolny inspektor Mager. Od wiosny 1943 roku zajęcia muzyką (pianino i skrzypce) prowadził rosyjski kompozytor i wirtuoza gry na skrzypce Komarowski. Jego, z obozu jeńców wojennych, wyzwolił Borys Kit, urządził na pracę, możno powiedzieć, powrócił do życia. Komarowski razem ze swymi uczniami często organizował koncerty myzyki klasycznej .

Ciekawą jest, niżej podana, wypowiedź o szkole handlowej jej byłego ucznia Michasia Łużynskiego, który żyje teraz w Australii, był dyrektorem Białoruskiej Rady w tym dalekim kraju: „Sama myśl organizacji szkoły handlowej była nadzwyczaj mądrą. Absolweńci mogli zająć chociażby jakiekolwiek stanowisko w handlowych organizacjach, otworzyć agencję importu i eksportu, otrzymać pracę buhaltera w jakimkolwiek przedsiębiorstwie, administratora w rejonowym albo miejskim urzędzie, sekretarza sądu. Jak wiadomo, u nas wszystkie te stanowiska były zajęte obcokrajowcami. Dyrektorem szkoły był Borys Kit. On cieszył się wielkim szacunkiem, bo wszyscy znali jego życiorys – był wykładowcą Wileńskiego białoruskiego gimnazjum i szczerym patriotą. On się wystarał dla nas wszystkich o uczniowskie zaświadczenia ze zdjęciami w języku niemieckim i białoruskim , które dawali nam możność jeździć do domu pociągiem. Niemcy wielcy formaliści i do papieru napisanego po niemiecku odnosili się z powagą... O dalniejszym losie wykładowców handlowej szkoły w Mołodecznie wiem mało. W wolnym świecie znajduje się tylko profesor Borys Kit, dzisiaj naukowiec o światowej sławie. Większość uczniów pozostała w domu. Są dwa dziesiątka w Polsce, troje – w Anglii, dwoje – w Kanadzie, jeden – w Australii... Wszyscy oni dobrym słowem wspominają dyrektora Borysa Kita, zasłużonego białoruskiego pedagoga, który narażał swe życie, by młodzież mogła otrzymać w straszny czas okupacji wykształcenie.. Serce przyspiesza rytm, gdy wspominam te niespokojne czasy, czasy walki i wzrostu narodowego uświadomienia u Białorusinów i nasz młodzieńczy w tym udział” (Gazeta „Białoruś”, luty 1983 roku).

Takim sposobem proces nauczania w szkole handlowej był dobrze organizowany i pomyślnie się realizował. Często dyrektorowi szkoły przychodziło się ratować swoich studentów od niemieckich rowów, zaliczać do szkoły więcej wszelkiej normy chłopców i dziewcząt, którym groził przymusowy wywóz do Niemiec. Dużo komu on takim sposobem uratował życie.

To, że Borys Kit zamiast prościejszej handlowej szkoły uczył studentów według programu dla instytutu, dowiedziały się niemieckie władze. On znowu się okazał przed realną groźbą aresztu. Była przyjęta decyzja natychmiast zamknąć instytut. O tym postanowieniu dyrektor nie powiadomił studentów i nie spieszył jego wykonywać, a w dalszym ciągu wykładał. Studeńci skończyli pełny kurs nauki, otrzymali dyplomy i powińszowania dyrektora i wykładowców. Oni się nie domyślali, że oficjalnie ich instytut już nie istnieje. Męstwo dyrektora i tym razem nie zawiodło.

Administracyjno-handlowa szkoła w Mołodecznie dała w czasie swojej działalności dobrą, gruntowną wiedzę studentom, dała poczucie narodowego uświadomienia. Borys Kit, człowiek czynu, otworzył tę szkołę, aby nie zostawić białoruskich dzieci, w tak trudny czas, aby nie pozbawiać ich intelektu, aby zachować w ich duszach wiarę w wysoką moralność.

Po świadectwu byłej uczennicy Borysa Kita A. Kanowicz: „W szkole w ogóle nie było jakiejkolwiek polityzacji, żadnych chwalebnych ód Hitlerowi i jego armii, nam nic nie mówiono o niemieckim narodzie i jego kulturze, ani jeden Niemiec nie przekroczył progu szkoły, my nie wiedzieliśmy, że nasz dyrektor włada niemieckim językiem. Nie było u nas żadnej krytyki Stalina i bolszewików; a w sercu każdy rozumiał, że Niemcy muszą być wypędzeni z naszej ziemi...

A o białoruskiej literaturze myśmy się dowiedzieli dużo nowego czego ani w polskich , ani w sowieckich szkołach nie słyszeliśmy. Myśmy się dowiedzieli o Kiryle Turawskim, Franciszku Skorynie, Simonie Połockim, Lwie Sapiedze, Budnie Cepinskim, Kastusiu Kalinowskim, o Wielkim Księstwie Litewskim, o białoruskiej literaturze końca XIX i początku XX stulecia. My śpiewaliśmy „Pogoń”, „Lubię nasz kraj”, „My wyjdziemy zgodną szeręgą” i inne pieśni. I literatura i piosenki budziły narodową świadomość i sprzyjały rozwoju ducha, a wiedza matematyki, fizyki, handlowej sprawy rozwijała nasz umysł. ” (Gazeta „Literatura i sztuka”, 24 stycznia 1992 roku).

Jak świadczą te wspomnienia o szkole handlowej nauczanie szło według szczególnego programu, jakiego nie znali ani polsko-niemieckie, ani sowieckie wykładowcy. Studeńci zapoznali się z historią, kulturą Białorusi, dowiedzieli się o jej obyczajach i tradycjach. Wykładowcy byli zwiastunami na niwie oświaty, działającymi inteligentami i patriotami. Dzisiaj możno przeczytać mnóstwo świadectw ucznów Borysa Kita, ich gorące uczucia wdzięczności, jakie oni wypowiedzieli swojemu dyrektorowi, po 50 latach na spotkaniu w Mołodecznie w lipcu 1992 roku.
"Borys Kit zajmował się uczniem, jak nieprzeciętny, wysokowykształcony człowiek, który aktywnie popierał różne inicjatywy ucznia. Nieraz nauczyciel przeszczegał nas od nieświadomych uczynków, od ryzykowania życiem. Nie uświadomialiśmy my wtedy, jak niełatwo było naszemu dyrektorowi, jemu groziła śmierć nie tylko ze strony okupantów, ale i od „swoich”. W lata powojenne władze sowieckie okrutnie się rozprawiali z wykładowcami szkół typu naszej. Widocznie, odczuwając to, Borys Kit postanowił opuścić Białoruś... Dzięki takim ludziom, jak Borys Kit, Iwan Dawidowicz, W. Mager, G. Wierbicki w tej szkole, która stała się naprawdę białoruską narodową szkołą, uksztełtował się mój obywatelski światopogląd, który, mimo życiowch trudności, pomógł mi stać wiadomym białoruskim artystem-malarzem. Ja jestem wdzięczny losowi, za to że w ciągu paru lat byłem uczniem i wychowankiem Borysa Kita, dlatego że nasza szkoła, powstała dzięki jego wysiłku, jak się potem okazało, stała się jedyną możliwością zanurzyć się w białoruskość, uświadomić siebie cząstką tego narodu. Właśnie tu myśmy się dowiedzieli starożytnej historii swego kraju, poznaliśmy jej literackie dziedzictwo, piękno ojczystej mowy, dlatego że prawie wszystkie przedmioty wykładane były w języku białoruskim, wysoko wykształconymi nauczycielami. Idea Ojczyzny, wierność nakazom lepszych synów swego narodu, stopniowo doszły do naszej świadomości, w nasze życie i tym niemniej, wielu uczniów, nauczycieli po wojnie byli osądzeni, wysłani do GULAG tylko za to, że w czasie okupacji uczyli się i pracowali w białoruskich szkołach. Jest nadzieja, że z czasem pojawi się prawdziwa i obiektywna historia tragicznego losu białoruskiej oświaty w czasie okupacji. Trzeba dokładnie ocenić działalność tych ludzi, którzy wiernie służyli sprawie wychowania białoruskiej młodzieży i niewątpliwie, że w tej sławnej plejadzie współdziałaczy na niwie narodowego odrodzenia imię Borysa Kita zajmie honorowe miejsce!” (Kastuć Choroszewicz, artysta-malarz „Nasz Dzień”, 21 lipca 1992 roku). Kastuś Choroszewicz (1927 roku urodzenia) – utalentowany białoruski malarz, odzwierciedla w swoich rysunkach piękno ojczstej przyrody Zachodniej Białorusi. Płótna jego wyrażają pałającą miłość malarza do ojczystego kraju, świadczą o tym, że żywa i będzie żyć Białoruś, kiedy jej naród daje światu takich utalentowanych ludzi.

Sam Borys Kit liczy, że historia szkoły handlowej w Mołodecznie – to historia kraju w czasie niemieckiej okupacji. „Założenie szkoły, krótki czas jej działania, ludzie którzy tworzyli jej historię w tak trudne lata – niezapomniana stronica w życiu Ojczyzny – powiedział on na spotkaniu, wypowiadając wdzięczność swoim uczniom za dobrą pamięć o nim. – Szkoła pokazała, jak pełne życia i światłych zamiarów studeńci w swoje młodzieńcze lata, uświadamiali siebie częścią Białoruskiego narodu, który przeżył męczące stronice historii pod niemiecką okupacją. Wy dowiedliście swoją nauką, że możecie przeciwstawić się niemieckoj ideologii z jej dzieleniem ludzi na wyższą i niższą rasę, że jesteście warci czci nazywać się ludźmi...”


EMIGRACJA I DZIAŁALNOSC NAUKOWA W SZA

Niemcy (1944-1948)
SZA (1948-1972)
Założenie białoruskiej kolonii w South River (1948-1950)

Życie w Kalifornii. Początek działalności naukowej (1950-1958)
Naukowa działalność w Waszyngtonie (1958-1972)

Niemcy (1944-1948)

W 1944 roku Borys Kit z rodziną wyjechał na Zachód. Trudno było opuszczać Ojczyznę, gdzie poczęto było tak dużo dobrych spraw, tyle sił było poświęcono rozwojowi białoruskich szkół, gdzie pozostawali krewni, bliscy ludzie, uczniowie – cząstka duszy. Wyjeżdżał on z Lebiedziewa na furmance z małym synem i żoną i nie myślał, że w dzień rozstania z ojczystym krajem na stancję kolejową przyjdzie duża grupa jego wychowanków, aby wypowiedzieć wdzięczność, poszanowanie człowiekowi, który wzniecił w nich światło wiedzy, przyszykował w trudną życiową drogę i dał świadomość, że można i trzeba się rozwijać zawsze – niezależnie od okoliczności. Kto wtęczas mógł pomyśleć, że spotkanie odbędzie się aż po 50 latach, kiedy dużo z nich już nie będzie wśród żywych. Jedni za naukę w szkole handlowej byli osądzeni, inni, aby wyżyć, trzymali to w sekrecie, wielu wyjechało za granicę, a niektórym udało się przezwyciężyć wszystkie trudności i dzięki gruntownej wiedzy, otrzymanej w szkole, stać wysokowykształconymi specjalistami, jak doktor nauk medycznych profesor P. M. Kuziukowicz, wykładowca Halina Zieńko, Zofija Makowska, Jarosław Kościuk, chirurg U. Sawczuk, malarz K. Choroszewicz.

Borysowi Kitowi powiodło się na emigracji. On miał możność i tam zajmować się pedagogiczną działalnością. Przyrodzony pedagog, on uczył, wychowywał młodzież, poczynając od szkoły do uniwersytetu. Na emigracji on, wszechstronnie rozwinięty, nie stracił się w wielojęzykowym, sprzecznym środowisku obczyzny. Dzięki wytrwałości, wiedzy, życzliwości on był i został Białorusinem, począł zarabiać sobie i Ojczyźnie chwałę i sławę. Jego aktywna, pracowita, cierpliwa natura w dalszym ciągu tworzyła historię własnego życia, które jaskrawą stronicą wpisało się do historii całej ludzkości.

Z początku Borys Kit z żoną i synem popadł do Bawarii, do miasta Offenbach-Lindau, a później do Monachium (Munchena), który był strasznie zrujnowany w czasie wojny, ocalały tylko jego ładne okolice. W nowo odbudowanym Borys Kit był później, w 70 lata, kiedy na radiostancji „Swoboda” pracował jego dawny przyjaciel M. Siadniow. Borysa Kita i dziś przyciąga to starożytne niemieckie miasto historycznymi i kulturalnymi pomnikami, mnóstwem muzeów, teatrów, galerii obrazów, zdolnością bawarców urządzać ciekawe, wesołe święta. A wtenczas w okolicach Monachium znajdował się obóz dla przesiedlonych ludzi, żyli tu w większości Ukraińce. Tutaj działało ukraińskie gimnazjum, w którym wykładał matematykę Borys Kit w ciągu trzech lat i jednocześnie sam się uczył na wydziale medycznym uniwersytetu w Monachium(1945-1948). Razem z B. Kitem wstąpił i jakiś czas się uczył Witaut Ramuk, później doktor medycyny, aktywny działacz społeczny. Razem z żoną Wierą emigrował do Chicago. Przydała się Borisowi Kitowi znajomość niemieckiego języka, który oswoił jeszcze w studenckie lata. Jednym z najbardziej zdolnych jego uczni w ukraińskim gimnazjum był Jura Olchiwski, który później stał się wiadomym amerykańskim uczonym, profesorem jednego z uniwersytetów w Waszyngtonie.

Jednak trzeba było myśleć o stałym miejscu zamieszkania. Obóz dla przesiedlonych ludzi – to czasowe schronienie, możność określić się, uświadomić swój stan i przyjąć decyzję, dokąd się udać, gdzie znaleść trwałe miejsce życia, pracę, która by odpowiadała zdolnościom i zamiłowaniom, co było dla B. Kita nie mniej ważnym, niż materialne dobra, chociaż on rozumiał że dla pełnowartościowego i swobodnego życia człowieka materialne dobra są ważne i potrzebne.

I on przyjął decyzję przebrać się do Ameryki. Było niełatwo jednemu z pierwszych wybrać się z emigracyjnego obozu w Niemczach. Pomogły dokumenty o niemieckim prześladowaniu w czasie jego działalności w białoruskiej oświacie. Jednak nie mając ani krewnych, ani znajomych w SZA, trzeba było z początku znaleść organizację-sponsora, która by pomogła w przejeździe i urządzeniu się w tym dalekim kraju. Taka organizacja znalazła się – „Światowa pomóc cerkwi”. Borysowi Kitowi udało się z jej pomocą realizować swój plan. Można tylko się domyślać jakie męczące i sprzeczne uczucia przeżywał on, kiedy wraz z żoną i siedmioletnim synem, stąpił na kołyszący się pokład parostatka i przez pewen czas pierwszy raz zobaczył słynną statuę Swobody w Nowym Jorku i jemu strasznie zechciało się z powrotem – bliżej Ojczyzny. Możliwie, że on wspomniał, jak w wieku swego syna razem z matką porzucił chłodny i głodny Petersburg w przepełnionym nieszczęśliwymi ludźmi wagonie. I teraz na parostatku on myślał o trudnościach – rewolucjach, wojnach, represjach, rozruchach, przebudowach, jakie musi przeżyć Ojczyzna i jej naród. Opuszczać Ojczyznę zawsze jest trudno, tym bardziej, jeżeli nie wiesz, czy kiedykolwiek powrócisz do niej...

SZA (1948-1972)
Założenie białoruskiej kolonii w South River (1948-1950)

Plany się zyściły. Pierwsze kroki po amerykańskiej ziemi Borys Kit zrobił w końcu 1948 roku. Nowy Jork wywar wielkie wrażenie, swoim wyjątkowo majestatycznym, kontrastowym widokiem, niepodobieństwem do europejskich miast. Tutaj wychodźca z Białorusi dowiedział się, że w sąsiednim mieście South River żyje kilku dawno przybyłych, jeszcze po Pierwszej wojnie światowej, rodaków z Lebiedziewa. I Borys Kit z rodziną jedzie do South River. South River – nieduże miasteczko stanu New Jersey, z dwu i trzech piętrowymi domami. Borysowi Kitowi udaje się wynająć mieszkanie u gospodyni Korsak, ona miała takie same nazwisko jak i jego żona. Wśród starych emigrantów pojawia się koło znajomych, którzy się starali pomóc nowo przybywającym rodakom. W prędkim czasie Borys Kit urządził się na pracę w farmaceutyczną fimę, gdzie pierwsze trzy miesiące pracował w dziale produkcji, a potem był przeprowadzony do laboratorium jako chemik-kontroler, sprawdzał jakość lekarstw, które produkowała ta firma. Laboratorium znajdowało się o parę kilometrów od South River, w sąsiednim miasteczku New Brunswick – zielonym, cichym, bardzo miłym, gdzie i dzisiaj żyje dużo Białorusinów. Borys Kit był szczęśliwy świadomością, że zdołał wyjechać z Europy, zburzonej i spustoszonej wojną. Jednak myśl o rodakach, którzy pozostali w Niemczach, nie dawała mu spokoju. On zaczyna szukać sposobu, jak im pomóc przebrać się do Ameryki. I nieoczekiwanie pomóc przyszła z góry. W 1949 roku amerykański prezydent Harry Truman wydał zapotrzebowanie na przesiedlenie 200 tysięcy emigrantów z obozów w Niemczach. Proces przesiedlenia był ułatwiony. Dostatecznie było, aby człowiek, który mieszka w SZA, podpisał podtwierdzenie, że bierze na siebie wszystkie kłopoty związane z przejazdem, wynajęciem mieszkania, spotkaniem emigrantów.

Borys Kit uchwycił się za taką rzadką możliwość. W ciągu krótkiego czasu on wypisał setki podtwierdzeń dla Białorusinów, żyjących wówczas w Niemczach. Sam on nie mógł podpisać takiej ilość podtwierdzeń, to zrobili po jego proźbie inni mieszkańce South River. Szczególnie mu pomogli w tej sprawie Szawrowski i Filipowicz. Niemal codziennie przychodziło się Borysowi Kitowi jechać do Nowego Jorku, aby spotkać swoich rodaków. Jego mieszkanie w South River stało się punktem czasowego zamieszkania przybywających, dopóki nie znaleziono odpowiedniego mieszkania, gdzie przybyli Białorusini mogli żyć jakiś czas, szukać dla siebie mieszkanie albo dom, pracę, przy aktywnej pomocy Borysa Kita.

Wysłał Borys Kit także zaproszenie Fiodorowi Iliaszewiczowi – białoruskiemu poecie, literatu, redaktorze białoruskiej gazety w Białymstoku, swemu staremu i dobremu przyjacielowi. Oni razem kiedyś pracowali w Wileńskim gimnazjum. Fiodor Iliaszewicz wykładał białoruski język i literaturę. Kiedy w rodzinie Iliaszewicza urodziła się córka Maryla, to Borys Kit został jej chrzestnym ojcem. W dzień, kiedy przyszło zaproszenie do Ameryki, Fiodor Iliaszewicz zginął w autokatastrofie. Jego rodzina pozostała w Polsce. Maryla żyje w Szczecinie, jest doktorem newrologii, a jej mąż – Krzysztof Marlicz – profesor medycyny, doradca prezydenta Polski w tej dziedzinie, rektor medycznej akademii. I dzisiaj Borys Kit podtrzymuje kontakt z rodziną Maryli Marlicz, często bywa w Szczecinie, jak i rodzina Marliczów odwiedza go we Frankfurcie nad Menem.

Zaprosił Borys Kit do Ameryki nauczyciela Wadejkę, byłego dyrektora gimnazjum w Baranowiczach, chirurga Szczorsa, który później był wybrany wice-prezydentem amerykańskiego towarzystwa medyków, kompozytora Mikoła Kulikowicza, który przyjechał do Ameryki, urządził się w Nowym Jorku i przysłał list-podziękowanie. Zaprosił Łapickiego, który założył białoruską prawosławną cerkiew w South River, nauczycielkę Olgę Poźniak-Siadniową, swoją byłą uczennicę z Wileńskiego białoruskiego gimnazjum, Dorofejczika (dziada fizyka W. Zareckiego z Białorusi, który teraz żyje w Niemczach), Światosława Kowsza, także byłego swego ucznia, który w 1949 roku był kierownikiem białoruskiego obozu przesiedlonych osób we Watenstedt (Niemcy). Tutaj było uporządkowane życie, wydawana była gazeta, którą redagował Fiodor Iliaszewicz i Aleksander Gatkowicz (teraz żyje w Angli), pracowało białoruskie gimnazjum imienia Janki Kupały. Po przybyciu do Ameryki S. Kawsz aktywnie się zajmował sprawami Białorusinów, był jednym z założycieli białoruskiej cerkwi Jefraksini Połockiej. W South River on razem z białoruskim popem był członkiem redakcji czasopisma „Biełaruskaja dumka”, jakiś czas był kierownikiem Białorusko-Amerykańskiego Komitetu Pomocy. Niemożliwie wyliczyć wszystkich tych Białorusinów, którym Borys Kit pomógł przejechać z obozów przesiedleńców do Ameryki. Nieprosto było emigrować, tym kto nie znał języka kraju w którym miał zamieszkać, było trudno im znaleść pracę, Borys Kit i w tym pomagał. On znał języki francuski, niemiecki i dlatego dosyć prędko zaczął mówić po angelsku. A dzięki temu, że Borys Kit na uniwersytecie w Wilnie uczył fizykę, matematykę i chemię, a w Monachium jakiś czas studjował medycynę, to jemu udało się otrzymał dosyć wpływowe stanowisko w farmaceutycznej firmie, co pozwoliło mu urządzić wielu rodaków na pracę w różne działy tej firmy (na przykład jakiś czas pracował tu, wiadomy białoruski pisarz, Jurij Wićbicz).

Ci białoruscy emigranci, którzy się już urządzili, w swoją kolej, wysyłali zaproszenia krewnym i znajomym. Liczba Białorusinów prędko się powiększała. Dużo kto zamieszkał w sąsiednich z South River New Brunswick, Passaic, albo w Nowym Jorku.

Tak, „...Dzięki wysiłku Borysa Kita powstała w South River największa białoruska kolonia w SZA”, (Włodzimierz Brylewski „70-lecie profesora Borysa Kita”, gazeta „Białoruś” Nr 276, 1980 rok). Witaut Kipiel w swojej książce „Białorusini w SZA”, która była wydana w Mińsku w 1993 roku, także podkreśla rolę Borysa Kita – założyciela pierwszej kolonii w SZA w powojenne lata: „Inni Białorusini, którzy przybyli do SZA po wojnie, jak na przykład, doktor Borys Kit, nie tylko zebrali koło aktywnych ludzi, którzy mogłi przyszykować potrzebne papiery imigrantom, ale i założyli pierwsze powojenne organizacje w białoruskim środowisku. Działalność tych nowatorów natchnęła innych. Ci, którzy przybywali trochę później, znajdowali nowych sponsorów i organizacje, które pomagały przyjechać do Ameryki nowym Białorusinom imigrantom. Proces ten nabrał szyroki rozmach w końcu 1948 roku i na począ 1949 roku.”.

Aby nadać bardziej uporządkowaną formę białoruskiemu ruchu w SZA, był założony Białorusko-Amerykański Komitet Pomocy i Borys Kit był jednym z pierwszych jej kierowników. Oto jaką informację podaje o działalność tego komitetu w swojej książce Witold Kipiel: „...Organizacja była zaregistrowana w Albany, stan Nowego Jorku, pod nazwą „Zjednoczony Białorusko-Amerykański Komitet Pomocy” 8 listopada 1948 roku. ("United Byelorussian-American Rilief Committee"). Celem organizacji było okazanie pomocy Białorusinom w czasie emigracji i zamieszkania w SZA. Komitet szukał sponsorów dla imigrantów i prowadził aktywną kompanię w sprawie zjednoczenia nowoprzybyłych rodaków. Z czasem organizacja zaczeła społeczną, kulturalną i polityczną działalność – organizowywała literackie wieczory, lekcje języka agielskiego, pomagała szukać pracę, a także założyła wydawnictwo czasopism „Białorusin w Ameryce”, „Białoruskie słowo w Ameryce” i gazetę „Białoruska Trybuna”. To były pierwsze powojenne białoruskie wydania w SZA. Komitet organizował filii w Passaic i South River, w stanie New Jersey, Nort-Galuwud, w stanie Kaliforni i w Nowym Jorku. Kierownikami komitetu byli: doktor Iwan Jermaczenko (1948-1949), doktor Borys Kit (1949-1950), doktor Mikoła Szcziors (1950-1951), Mikołaj Łapicki (1951-195-76), a. Światosław Kowsz (1976-1986), a. Meczysław Brynkiewicz ( z 1988 roku). Zjednoczony Białorusko-Amerykański Komitet Pomocy pracuje po dzień dzisiejszy. On nabył drukarskie wyposażenie i z 1960 roku pomaga w druku periodycznego rocznego wydania „Białoruska dumka”. Komitet prowadzi szyroką społeczną, kulturalną i oświatową działalność, a przy okazji wypowiada polityczne pogłądy i potrzeby Białorusinów”.

Borysowi Kitowi w jego działalności organizatora i założyciela białoruskiej kolonii dużo w czym pomogli Ukraińcy. Oni często występowali w imieniu Białorusinów, zwłaszcza na początku, kiedy jeszcze było mało Białorusinów. Borys Kit umiał się domówić z różnymi ludźmi, jemu było ważne sedno człowieka a nie narodowość, czy polityczne poglądy. Kiedy do South River zaczeli przyjeżdżać Białorusini, różnych politycznych kierunków, poczęły się kłótnie, sprzeczki, rozbieżność zdań. Borys Kit miał nadzieję, że możliwie tu, w tym cudzym kraju, oni się zjednoczą i będą razem działać na wspólne dobro, ale pogodzić ich nie udało się i Borys Kit rozczarowany postanowił opuścić South River i przejechać do Kalifornii (1950).

Życie w Kalifornii. Początek działalności naukowej (1950-1958)

W Los Angelesie Borys Kit zatrzymał się u znajomych Polaków, krórzy także żyli w obozie dla przesiedlonych osób w Watenstedcie, gdzie w większości znajdowali się Białorusini. Żona tego Polaka była Białorusinką, jej siostrę Borys Kit także sprowadził do Ameryki. Ona właśnie poprosiła go odwiedzić jej krewnych Micisów w Los Angelesie, z gościnności których i skorzystał Borys Kit na początku swego przyjazdu do tego nieznanego amerykańskiego miasta. Tu on począł szukać pracy w dziedzinie chemii farmaceutycznej, praktykę on już otrzymał w South River. Niestety, tutaj przemysł farmaceutyczny nie była tak rozwinięty i Borys Kit urządził się na fabrykę, która produkowała teleaparaty. To była trudna i bardzo niebezpieczna praca. W prędkim czasie on przeszedł do laboratorii chemicznej doktora Wilarda, która znajdowała się w Hollywoodzie, na odpowiedzialną pracę chemika kontrolera. Po upływie dwóch miesięcy prywatne biuro po zatrudnieniu znalazło mu pracę chemika kontrolera przy produkcji lekarstw, głównie witaminów, gdzie jego bezpośrednim kierownikiem był Dan Edkins – wybitny organizator chemicznej industrii w Kalifornii. U niego z Kitem ułożyły się dobre stosunki, oni zaczęli się przyjaźnić rodzinami i później Dan Edkins z żoną nieraz przyjeżdżali do Borysa Kita w gości do Waszingtonu i do Frankfurtu nad Menem.

W firmie Dana Edkinsa Borys Kit pracował trzy lata (1951-1953). A w 1953 roku Dan Edkins założył nową firmę, zabrał ze sobą Borysa Kita i do 1956 roku trwało stosunkowo spokojne i materialnie ubezpieczone życie w Los Angelesie. Jednocześnie Borys Kit zajął się sprawami Białorusinów, zaczął organizować ich kulturalne życie w Kalifornii.

A poczęło się z osobistej, rodzinnej uroczystości. W ten samy dzień, kiedy Nina urodziła drugiego syna, Borys Kit wracając ze szpitala, zaszedł do magazynu, który był własnością Ukraińca Mikoły Nowaka. Rozmówili się, zapoznali się, odznaczyli urodziny nowego człowieka i postanowili razem zebrać białorusko-ukraińską grupę. Borys Kit począł chodzić na zebrania Ukraińców, przemawiał w imieniu Białorusinów. Przyjechał do Kalifornii Czesław Najdziuk, prawnik z wykształcenia, były uczeń Borysa Kita z Wileńskiego gimnazjum, który także emigrował do Ameryki. On brat Jazepa Najdziuka – autora podręcznika białoruskiej historii i wiadomego działacza narodowego ruchu w Zachodniej Białorusi (Najdziuk rodem z Waukawyska, wieś Repla), redaktor czasopisma „ Szlach mołodzi” (1929-1939). Książka Jazepa Najdziuka i Iwana Kasiaka „Białoruś wczorej i dziś” wydana ponownie wydawnictwem „Nauka i technika” w Mińsku, 1993 rok.

Czesław Najdziuk dobrze władał językiem litewskim i występował przed Litwinami, w ich ojczystym języku. Litwini już dosyć mocno się ukorzenili w Ameryce i żyli po całej Kalifornii. I Białorusini, i Litwini, i Ukraińcy odczuwali siebie tutaj jak bracia i łączyła ich miłość do opuszczonej – bliskiej i tak dalekiej – Ojczyzny.

Borys Kit i Czesław Najdziuk reprezentowali Białorusinów na wspólnych zebraniach z Litwinami i Ukraińcami. Prowadzili aktywną pracę po zjednaniu Białorusinów, którzy przybywali do Kalifornii najczęściej po zaproszeniu Borysa Kita. Po przebraniu się Czesława Najdziuka z South River do Los Angeles, przyjechała także rodzina białoruskich artystów Mialencewych. Ojciec – Olimn Mialencew – pianista i kompozytor, matka – Maria Mialencewa – śpiewaczka, ich córka Nona – tancerka. Przed wojną oni byli artystami Białoruskiego Państwowego Akademickiego teatru opery i baletu. Po wojnie byli wywiezieni do Niemiec, popadli w amerykańską strefę okupacji. Miasiencewy dużo pomagali w założeniu białoruskich organizacji, często występowali z programem białoruskich koncertów przed Ukraińcami i Litwinami. Sponsorami ich koncertów często był Instytut Międzynarodowych Spraw w Los Angeles. Borys Kit pamiętał program jednego z Mialencewych koncertów, na początku którego on wystąpił z przemówieniem „Białoruski naród w emigracji w walce o niepodległą Białoruś”. W dalekiej Kalifornii dzwięczały, ściskające serce, melodie kochanej Ojczyzny: «ß òàáóí ñòåðÿãó» „Ja stadninę koni strzegę”, «Âîë áóøóå – âåñíó ÷óå» „Wół buszuje – wiosnę czuj”, «Õëîïåö ïàøåíüêó ïàõàå» „Chłopiec orze ziemię”, «Âàñèëüêè» „Blawateki”, «Íå õîäè òû êàëÿ õàòû» „Nie chodź ty koło chaty”, «Ëÿâîíèõà» „Lawonicha”, «Ëþáëþ íàø êðàé.» „Lubię nasz kraj”... U obecnych mokre były oczy, odczuwało się że serca odzywały się na znajome z dzieciństwa piosenki rodzinnego kraju...Takie koncerty miały silne emocjonalne oddziaływanie, przyczyniały się do bardziej ścisłego związku rodaków. Białoruskie sprawy w Kalifornii w dalszym ciągu się rozwijały i po wyjezdzie Borysa Kita do Waszyngtona. Tu pozostali Mialencewy, Czesław Najdziuk i wielu innych Białorusinów. To była pierwsza białoruska fala emigrantów, którą założył i zjednoczył Borys Kit dla żyjących w tej części Ameryki Białorusinów.

Ciekawe wspomnienia o życiu pierwszych Białorusinów w Los Angelesie opisał Czesław Najdziuk: „Do Los Angelesa przyjechałem 13 października 1950 roku po zaproszeniu swojego nauczyciela i wychowawcy z Wileńskiego białoruskiego gimnazjum prof. Borysa Kita. Byłem ja wtęczas jeszcze nieżonaty i z początku mieszkałem w domu rodziny Borysa Kita w Nordh Hollywoodzie, to ułatwiało nam w naszym wspólnym wysiłku po nawiązaniu kontaktów i związków, jak rodakami, tak i z organizacjami innych narodowości. Ze swojego byłego życia w stanie New Jersey my mieliśmy upoważnienie w imieniu białoruskich organizacyj przedstawiać ich w Los Angelesie i propagować białoruskość. 9 grudnia 1950 roku w domu Kitów była założona filia Związku Białorusko-Amerykańskiego Komitetu Pomocy w składzie kierownictwa: przywódcą był wybrany Cz. Najdziuk, zastępcą – A. Micis, sekretarzem – Nina Kit, skarbnikiem – L. Stadnikow. Z tego czasu prowadziła się korespondencja z Głównym Zarządem Komitetu w South River. Podtrzymywane były kontakty i z Białoruskim Komitetem w Kongresie Ameryki. Wówczas w Los Angelesie aktywnie działali – Litwini i Ukraińcy. Oni mieli swoje kościoły i cerkwie. Trzeba było z nimi się skontaktować i zapoznać się bliżej. Spotkania odbywały się na wieczorach i uroczystościach, na które zbierało się dużo ludzi. W gościnie u Litwinów ja wystąpiłem z powińszowaniem w języku litewskim. Osobiste spotkania pozwoliły się zapoznać z wiadomymi działaczami, takimi jak profesor Bierżyszka, generał Rasztykis, Nikołaj Nowak. U Ukraińców występowali prof. B. Kit, mag. Cz. Najdziuk. Na szczególną uwagę zasługuje wystąpieniena po telewizji p. Niny Kit z demonstracją przyszykowania białoruskiej zupy „sytnik”. Pomagali swoim rodakom, jeżeli zachodziła potrzeba. 11 marca 1951 roku Borys Kit gościł u siebie w domu znakomitego śpiewaka Pawła Prokopienko i był na jego koncercie w Los Angelesie 26 marca 1951 roku. Stale wydawali w języku białoruskim drukowaną kronikę o życiu Białorusinów w Kalifornii w gazetach „Ojcowizna” («Áàöüêàóø÷ûçíà»), „Białoruś” («Áåëàðóñü»), „Białoruska Trybuna” («Áåëàðóññêàÿ òðèáóíà»), „Cerkowny Luminarz” («Öàðêîóíû Ñüâåòà÷»), „Bożą drogą” («Áîæûì øëÿõàì») i inne. Podtrzymywali ich pronumeratę i rozpowszechnienie. Nawet rozpowszechnialiśmy świąteczne pocztówki. Pisaliśmy powińszowania białoruskim organizacjom w związku ze świątecznymi uroczystościami rocznicą Akta 25 marca i powstania w Słucku. Pisaliśmy i donosiliśmy do wiadomości amerykańskie urzędy o białoruskich potrzebach, na przykład: 9 czerwca 1952 roku wysłaliśmy senatorom 43 stronice projektu ustawy o emigracji ofiar wojny. Z czasem stosuneki się zmieniał, przybywali nowi rodacy, a niektórzy wyjeżdżali z Los Angelesa, jak i rodzina Kitów. Napisać wspomnienia o tych czasach – niełatwo, potrzeba dużo czasu, którego stale brak na ciągle nowe potrzeby. Komuś wypadnie raniej czy później ocenić naszą działalność i dzisiaj bez strachu wręczyć dla powszechnej wiadomości w Białorusi, tym bardziej, że dużo udało się zrobić. Czesław Najdziuk&rdquo.

O pierwszych białoruskich organizacjach w SZA pisał i Iwan Kasiak w rozdziale „Druga wojna światowa” (w książce „Białoruś wczoraj i dzisiaj”, str. 354):

Borys Kit, jak prawdziwy patriota, oddał dużo sił i czasu dla organizacji białoruskich rodaków w SZA. Jednak nie ta działalność będzie główną dla niego z drugiej połowy 50 lat Niedługi okres życia w South River, przeprowadzenie się do Los Angelesa były osobliwą odskocznią przed jego się podjęciem na szczyt naukowej kariery. W swobodnym świecie każdemu człowiekowi wiadomo, z początku trzeba się zorientować, opatrzyć, zrozumieć na co jest warty i czego może dopiąć. Okazało się, że talent, wiadomości, wykształcenie Borysa Kita, otrzymane na Białorusi i na Wileńskim Uniwersytecie – dobry grunt, który może dać wydajny plon. Tutaj w Los Angelesie, zaczyna się kosmiczny okres w naukowej działalności Borysa Kita, kiedy on urządził się na pracę w wiadomą firmę «Nockwell In American Aviation» (centrum «Rockwell International»), która opracowywała prawie wszystkie najbardziej udane amerykańskie projekty kosmiczne i po aeronautyce, poczynając od pierwszych strategicznych, międzykontynentalnych systemów rakietowych, jak «Navaho» i wspaniałego projektu XX wieku «Apollo» (polot człowieka na Księżyc) do dzisiejszych czółenkowych kosmicznych statków «Shuttle». Trzeba zaznaczyć, że ta firma miała dział aeronautyki, gdzie prowadziły się prace nad projektami samolotów takich, jak R-54, z ich pomocą udało się zwyciężyć Niemców, zakończyć Drugą wojnę światową, gdzie były opracowane projekty dzisiejszych reaktywnych samolotów. Los Angeles w tym czasie był centrum produkcji rakiet, dużo firm pracowało w dziedzinie kosmicznych projektów, było dużo naukowych instytucyj. Firma w której pracował Borys Kit, miała wiele filii: rozwój komputerii, rakietowych motorów i inne.

Borys Kit trafił w prawdziwie naukową atmosferę i pracował w ciągu 25 lat w dziedzinie kosmicznych badań SZA. Przyjmował udział w kilku ważniejszych projektach, jako matematyk i systemny analityk. Zaczynał on ze znajomości z pracą kolegów, o wysokim poziomie zdolności intelektualnych, dla których były stworzone idealne warunki pracy, studiował naukową literaturę, wchodził w sedno ich badań. On był szczęśliwy od świadomośći, że się okazał wśród wyższej amerykańskiej naukowej elity .

Kierownictwo firmy, biorąc pod uwagę praktyczne doświadczenie Borysa Kita jako chemika z jego profesionalnym wykształceniem fizyka i matematyka, poręczyło mu zbadać możliwość wykorzystania płynnego wodoru dla systemu «Navaho». To był czas, kiedy o wykorzystaniu płynnego wodoru tylko się mówiło, o tym możno było tylko marzyć. Największą trudnością w tych badaniach było to, że płynny wodór prędko się ulatnia: po pierwsze on miał bardzo niską temperaturę, a po drugie on zawsze zjawiał się w dziwnych formach – arta-wodoru i para-wodoru. Arta-forma sama przechodziła w para-formę wydzielając dużą ilość ciepła. Zanurzając się w ten problem, Borys Kit odczuł siebie wynalazcą. On całkiem poświęcił się pracy, przesiadywał w bibliotekach, przeglądał naukowe badania uczonych w tej dziedzinie. O przeprowadzonej pracy on przyszykował sprawozdanie, wystąpił z naukowym referatem, który wyzwał ogólne zaciekawienie. Pierwsze rezultaty były dobre, dawały nadzieję i dlatego postanowiono było przedłużyć badania płynnego wodoru, jako przyszłego paliwa dla rakiet. To była pierwsza naukowa praca Borysa Kita, która miała duży wpływ na późniejsze badania płynnego wodoru, który dziś wykorzystuje się w dużych rakietowych systemach «Apollo», «Shuttle». Oskrzydlony naukowym osiągnięciem w tak ważnej dziedzinie, Borys Kit postanowił napisać pierwszy w tej dziedzinie nauki podręcznik o wszystkich możliwych paliwach dla różnych rakietowych systemów. Firma go w tym poczynaniu podtrzymała. Książka się ukazała w 1960 roku z wstępem znanego uczonego zalożyciela współczesnej aerodynamiki Teodora fon Karmana, z którym Borys Kit był zaprzyjaźniony. Książka była nadrukowana w poważnym wydawnictwie «Macillan Company» w Nowym Jorku pod tytułem: «Rocket Propellant Handbook». Ona prędko się rozeszła po całym świecie, razem z imieniem autora – Borysa Kita. Miała dużo gruntownych recenzyj, w których odczuwała się powaga podręcznika, jako pierwszego wydania w tej dziedzinie, tym bardziej, że błogosławił go do użytku sam Teodor fon Karman. Pokolenia inżynierów rakiet korzystali z tej książki, z niej i dzisiaj korzystają ci, kto się zajmuje problemami kosmicznych badań. W 1962 roku w Związku Radzieckim wydany był podręcznik J. M. Pauszkina „Chemia reaktywnego paliwa” wydawnictwem Akademii nauk ZSRR, w którym jest syłka na pracę Borysa Kita, na jego fundamentalny podręcznik. Późnoej, w czasopiśmie „Astronautyka” był opublikowany artykuł Borysa Kita „Moje własne wspomnienia o Teodorze fon Karmanie”, gdzie on opowiada nie tylko o życiu i o naukowej karjerze wybitnego uczonego, o ich wspólnej pracy z Teodorem fon Karmanem, ale także o tym czasie, kiedy się prowadziły badania paliwa dla rakiet, artykuł poświęcony był właśnie tym problemom. On był napisany na podstawie referatu, z jakim Borys Kit wystąpił w Brightonie (Anglija 1987r.) na kongresie astronautów. Oto nieduży urywek z tych wspomnień: „Ja się zapoznałem z doktorem Teodorem fon Karmanem w 1958 roku na kongresie astronautów w Amsterdamie i byłem zdziwiony o ile on był dostępny i prosty, ten wielki człowiek... On przyjaźnie, z szacunkiem odnosił się do każdego, kto się z nim znajomił, ciekawił się pracą, jaką ten lub inny uczony był zajęty, ciekawił się życiem osobistym, nie żałował czasu dla ludzi... Zanim napisać wstęp do mojej książki, on zechciał ją przeczytać i poprosił przynieść ją następnego dnia do hotelu. W umówiony czas ja przyszłem do doktora Teodora fon Karmana i zobaczyłem w jego pokoju dużo dzienikarzy i uczonych. To był czas, kiedy ZSRR wystrzelił pierwszego sztucznego satelitę Ziemi (4 października 1957 r.) i wszyscy zadawali uczonemu mnóstwo pytań. Kiedy doktor Teodor fon Karman zobaczył mnie, on wstrzymał rozmowę z dzienikarzami i zaczął mnie rozpytywać o mojej książce i o moim udziale w badaniu kosmosu. On był zadwolony, że wydanie mojej książki podtrzymuje «Norty American Aviation», firma, gdzie ja pracowałem i tym, że ja dobrze znałem jego ucznia Edwarda wan Driesta – wybitnego uczonego-badacza.

Po pierwszym kongresie w Amsterdamie ja wróciłem do Waszyngtona, gdzie kierowałem ważnym projektem dla Ministerstwa Lotnictwa SZA. Ja dużo czasu spędzałem w bibliotece kongresu w Waszyngtonie. I doktor Karman, wiedząc o tym, poprosił mnie zrobić adnotacje z publikacyj, jakie go ciekawiły. Rychło doktor Karman sam przyjechał do Waszyngtonu z cyklem lekcji, zadzwonił mi i poprosił przynieść adnotacje o paliwie dla rakiet, jakie mu były potrzebne dla wystąpienia w kongresie. On zaprosił mnie do siebie, aby się poradzić o niektórych powstałych pytaniach. Ja się zdziwiłem, dlaczego właśnie ze mną, a nie z innymi specjalistami w tej dziedzinie, na co otrzymałem odpowiedź: „Wszystko w porządku, doktor Kit, przeczytałem Waszą książkę o rakietowym paliwie bardzo uważnie, napisałem wstęp do niej, i liczę ją lepszym źródłem w tej dziedzinie. Ona mnie całkiem zadawalnia. Nawiasem mówiąc, doktor Kit, ja dzisiaj jeszcze nie jadłem śniadania. Czy ja mószę poprosić i dla Was o sztuciec stołowy? Co byście chcieli zjeść? Ja się zgodziłem i w prędkim czasie byłem w hotelu. Doktor Karman szedł mi na spotkanie ze swoj spalni w chałacie i był bosy. Trudno było uwierzyć, że ten mały człowiek, założył podstawy dzisiejszej aerodynamiki i ponaddzwiękowej epoki. Jedliśmy śniadanie i omawialiśmy niektóre pytania, potrzebne doktorowi Karmanowi dla wystąpienia z referatem w kongresie SZA.

Następnego dnia wieczorem ja spytałem d. Karmana, czy dużo pytań było po jego wystąpieniu u członków kongresu On spójrzał na mnie, uśmiechnął się i odpowiedział: „Borys, senatorzy spytali mnie tylko o różnicę między płynnym i twardym paliwem”.

Później ja się często spotykałem z doktorem Karmanem w Waszyngtonie. Serdeczne i przyjaźne stosunki powstały między nami. W czasie moich pobytów w Europie ja odwiedzałem d. Teodora fon Karmana w Paryżu (on pracował kierownikiem komitetu astronautyki przy NATO), prosił ocenić nowe astronautyczne idee moich kolegów i współpracowników po «North American Aviation» Rockwell International»), wypowiedzieć swoje zdanie.

W końcu swego życia doktor Karman bardzo się ciekawił historią astronautyki. W rozmowach, referatach, wystąpieniach on stale zwracał uwagę na źródła epizody z historii i literatury. Szczególnie mu się podobały książki Julio Werna – pisarza-fantasty technicznych odkryć (podwodnej lódki, telewizji, podróży na Księżyc). W 1962 roku ja słuchałem referatu doktora Karmana w Waszyngtonie na Kongresie międzynarodowego geograficznego roku. On się zachwycał opisem Julio Wernem podróży na Księżyc , który przedwidział nawet miejsce z którego będą zapuszczać rakiety – punkt 27° 7' północnej szerokości i 77° 3' – zachodniej długości (po Grinwiczu), gdzie dzisiaj blisko znajduje się centrum mysa Kennedy, skąd ruszają amerykańskie statki kosmiczne. Bardzo szkoda, że doktoro Karman nie mógł się pocieszyć pomyślnym polotem Amerykańców na Księżyc. On zmarł o sześć lat raniej tego znamiennego wydarzenia. Oprócz Julio Werna fon Karman ciekawił się Garrettem P. Servissem amerykańskim pisarzem XX wieku, także pisarzem fantastem. Teodor fon Karman podziwiał jego nadzwyczajną pamięć i wiadomości z literatury pięknej. Ja pomagałem mu w poszukiwaniu starych czasopism i gazet, w których kiedyś drukowali utwory Garrett P. Servissa. Ja znalazłem gazetę „Boston post”, zupełne próchną od starości, w której była wydrukowana „Wycieczka na Mars”, w bibliotyce kongresa zrobiłem kopię i przyniosłem Karmanowi. On był szczęśliwy, gdy otrzymał ten skarb, wykorzystał go dla podtwierdzenia swoich naukowych domysłów i hipotez, a mnie był bardzo wdzięczny za mój, jak on liczył, wkład w jego badania To był ostatni raz, kiedy ja widziałem doktora fon Karmana – cudownego człowieka, wybitnego uczonego i przyjaciela” (Dr.phil. Boris Kit «Meine personlichen Erinnerungen an Theodore von Karman». Astronautik. Heft 1,1987. s. 17).

Kiedy zmarł Teodor fon Karman na 81 roku życia, prezydent John F. Kennedy wypowiedział współczucie bliskim i żal, że odeszedł jeden z samych wielkich humanistów i uczonych świata. Pochowali Teodora fon Karmana w niemieckim mieście Aachen, gdzie on założył instytut aerodynamiki.

***

W 1957 roku był dokonany historyczny, światowego znaczenia wyłom w kosmos – Związek Radziecki urzeczywistnił skuteczny start pierwszego satelity Ziemi. Ta wiadomość wstrząsnęła cały świat. Wielu uczonych, odznaczając osiągnięcia sowieckich badaczy w dziedzinie kosmonautyki, pisali:

„Roztrzygnąć z powodzeniem w krótki czas tak trudny problem, jak wystrzał pierwszego satelity, mógł kraj, który ma niemałą ilość specjalistów i wielki naukowo-techniczny potencjał”. I dalej „ ...Ludzkość wdzięczna Korolowi za spełnione nadzieje. Zdobyć powszechne uznanie – znaczy być wybitnym działaczem nauki i kultury.” (German Obert – jeden z pierwszych pionierów rakietnej techniki, który brał czynny udział w pracy nad pierwszym amerykańskim satelitem, z 1958r. żył w FRN).

„Jeżeli Rosjanie zapuścili takiego satelitę – 83,6 kg., znaczy oni będą mogli podjąć i większy ciężar” (Jozef Kapłan – kierownik narodowego komitetu SZA, prowadzący międzynarodowe geograficzne badania).

”Człowiek więcej nie jest przykuty do swojej planety” (Fredrik Joliot-Curie – francuski fizyk).

„Radzieccy uczeni dużo zrobili dla rozwoju światowej kosmonautyki, dali mocny impuls do następnego prędkiego posuwania się naprzód.”(Borys Kit).

Naukowa działalność w Waszyngtonie (1958-1972)

Nadzwyczaj szeroki oddźwięk, wywołany pierwszym sztucznym satelitą Ziemi, był przyjęty w świecie, jako najwyższe osiągnięcie rozumu całej ludzkości. Amerykanie, dotknięci tym, że nie oni pierwsi wynieśli satelitę na orbitę Ziemi, uaktywnili swoją działalność w tym kierunku. Prezydent Ameryki postawił przed uczonymi zadanie: wyprzedzić sowieckich uczonych w badaniach kosmosu. Byli zaproszeni dla wspólnej pracy uczeni i specjaliści w zakresie budowy rakiet z całej Ameryki i Borys Kit okazał sił wśród nich, dlatego że pracował w tej dziedzinie, w dodatku dobrze znał język rosyjski. W 1958 roku on był wywołany z Los Angelesa do Waszingtonu i począł pracować w Ministerstwie Sił Lotnych SZA, w dziale kosmonautyki. Dodatkowo młodemu, perspektywnemu uczonemu poręczono obowiązki państwowego doradcy, eksperta po rozwoju międzynarodowej kosmonautyki, głównie sowieckiej. On począł nawiązywać kontakty we właściwej mu życzliwej manierze, tym bardziej, że od przyrody był nadzielony takimi cechami charakteru, jak cierpliwość, komunikatywność, dyplomatyczność. Cały czas będąc nad polityką, on nie odczuwał żadnej nieprzyjaźni do swego byłego państwa, nie był nacjonalistem, sprzyjał pokojowi, w duszy zachował niegasnącą miłość do Ojczyzny. Sowiecki sputnik, możno powiedzieć, pomógł Borysowi Kitowi wyjść na światową arenę. W Waszyngtonie on badał osiągnięcia w kocmonautyce innych państw, pisał artykuły, począ ?; bywać na kongresach, występować z referatami. W tym czasie on się spotyka i zapoznaje z mnóstwem znakomitych ludzi. Z Wernerem fon Braunem – niemieckim uczonym (zaczynał swoją naukową działalność w Niemczach, po wojnie w Ameryce w dalszym ciągu pracował nad udoskonaleniem techniki rakietowej), jak i z Teodorem fon Karmanem, Borys Kit pierwszy raz spotkał się na Międzynarodowym Kongresie w Amsterdamie (1958 r.), ale bliżej się zapoznali w Waszyngtonie w czasie światowego kosmicznego forum. Kiedy Borysa Kita przedstawili Wernerowi fon Braunowi, on powiedział: „Pan Kit, Wam nie trzeba drugi raz się przedstawiać, ja znam Was z Waszych prac” I Karman i Braun, nie patrząyś na swą genialność, byli prości i nic ludzkiego nie było im cudze. Wokół nich zbierali się utalentowani ludzie, których przyciągały nie tylko znakomite imiona, wiadome w całym naukowym świecie, ale i dostępność, prostota. Borys Kit dobrze znał sferę ich działania, czuł, że Teodor fon Karman (1881-1963) – więcej uczony (był profesorem Gettingenskiego uniwersytetu, zaczynał swoją naukową karjerę w Niemczach, z przyjściem do władzy Gitlera, emigrował do Ameryki. Napisał dużo prac o budowie samolotów i rakiet, po aero- gidro- i termodynamice i in.), a Werner fon Braun (1912-1977) był więcej administratorem, organizatorem nauki. (Począł jako konstruktor rakiet, jeden z kierowników niemieckiego wojenno-badawczego centrum rakiet w Paniamiundzie, gdzie była stworzona rakieta A-4. W 1945 roku emigrował do Ameryki. Tutaj pod jego kierownictwem były opracowywane rakiety „Redstoun”, „Jupiter”, rakietonośnik „Saturn” (dla kosmicznego statka „Apollo”). Później Borys Kit spotykał się z Braunem i jako uczony, i jako tłumacz przy spotkaniach z rosyjskimi uczonymi i z uczonymi innych państw. Borys Kit dobrze znał i był w przyjaźnych stosunkach z profesorem Fredrykiem Ordwiejem autorem wielu książek z dziedziny historii astronautyki, byłym współpracownikiem i współautor prac Wernera fon Brauna. Fredryk Ordwej – założyciel Międzynarodowej Federacji Astronautyki w 50-ch latach, i dziś pracuje w Ministerstwie Energetyki w Waszygtonie kierownikiem oddziału specjalnych projektów, jest także kierownikiem sekcji historii Międzynarodowej Akademii Astronautyki, gdzie Borys Kit często występuje z naukowymi referatami. Fredryk Ordwej – wiadomy uczony w Ameryce i na całym świecie – rekomendował Borysa Kita akademikiem w Międzynarodową Akadeiję Astronautyki. Ta akademia była stworzona na początku 60-ch lat Teodorom fon Karmanem. Jej celem jest zjednoczenie wybitnych uczonych świata, którzy się zajmują problemami astronautyki, aby wspólnie opracowywać przyszłe projekty (polot na Księżyc i Mars i in.), zespalać wysiłki uczonych świata w tym kierunku.

Każdego roku akademia przeprowadza kongresy po astronautyce, jej coroczne spotkania odbywają się jednocześnie z sesją Międzynarodowej Federacji Astronautyki, która się planuje zawczasu i przeprowadza się w różnych krajach świata w wielkich miastach. Do federacji wchodzą wszyscy, kto się zajmuje astronautyką, a do akademii wybierają tych, kto osiągnął bardzo dobrych sukcesów, wniós poważny wkład w naukę. Największą ilość członków Międzynarodowej Akademii Astronautyki stanowią uczeni Ameryki.

W 1960 roku w mieście Rochester (SZA) odbył się Międzynarodowy Kongres uczonych, zajmujących się atomową fizyką. W czasie jej przygotowania Borysowi Kitowi telefonowali z państwowego parlamentu i zaproponowali stać koordynatorem grupy 50-u uczonych, którzy przybyli na ten kongres ze Związku Radzieckiego. Tak się odbyła pierwsza znajomość z powszechnie znanymi sowieckimi uczonymi akademikami, utalentowanymi badaczami w dziedzinie fizyki atomowej i kosmosu: A. Błochincewym, N. Bogolubowym, A. Błagonrawowym, G. Budkierom, W. Wekslerom i innymi Z Niemiec na kongres przybył Werner Gejzenbierg – twórca kwantowej mechaniki, laureat Nobla, przybył także amerykański fizyk Robert Oppengejmer –. „ojciec” pierwszej bomby atomowej, jaka była stworzona pod jego kierownictwem w SZA.

Grupie sowieckich uczonych Borys Kit asystował po Ameryce, znajomił z jej egzotyką, znakomitymi miejscami. Byli oni i w Kalifornijskim Uniwersytecie Berkley (przedmieście San Francysco), jaki miał 50-t filii we wszystkich miastach Kalifornii. Uniwersytet Berkley – centrum jądrowych badań całego świata Na wydziale fizyki pracowało wówczas dużo laureatów Nobla. Wielu z nich wykryli nowe elementy chemiczne, uzupełniło tablicę Mendelejewa. Profesorowie uniwersytetu zaprosili sowieckich uczonych na naukowe spotkanie i na koktejl. Borys Kit był w centrum tych spotkań, zapoznał się ze wszystkimi laureatami Nobla. W dni rozjazdów on najbardziej się zaprzyjaźnił z D. I. Błochincewym (1907-1979), fizykiem, dyrektorem Instytutu badań jądrowych w Dubnie, kierownikiem prac po budowie pierwszej w świecie atomowej elektrostancji. D. I. Błochincew napisał dużo prac po teorii mechaniki kwantów, atomowej i jądrowej fizyce, teorii jądrowych turbin reakcyjnych, fizyce elementarnych cząstek, metododologii fizyki). Dziąki tym spotkaniom w Ameryce Borys Kit staje się wiadomym człowiekiem i wśród sowieckich uczonych, tym bardziej, że on gruntownie zapoznał się i osobiście brał udział w rozwoju i badaniach międzynarodowej kosmonautyki, zaciekawiony osiągnęciami sowieckich uczonych w tej dziedzinie on napisał swoją drugą książkę „Historia i dzisiejszy stan sowieckiej astronautyki”, ona wyszła w druku 1964 roku, ze współautorem Fredrykom Ordwiejem (otrzymał wyższe wykształcenie w Harwardzkim Uniwersytecie i Sorbonie, podarował Borysowi Kitowi dużo swoich książek, z ciepłymi, przyjacielskimi dedykacjami). Książka o historii sowieckiej astronautyki (600str.) stała się potrzebną, dla tych kto się zajmuje badaniem kosmosu, ona się znajduje w wielu bibliotekach świata, w tej liczbie i w bibliotece kongresa, w muzeum astronautyki w Waszyngtonie. Borys Kit wziął udział w pierwszych historycznych umowach między SZA i ZSRR o współpracy w dziedzinie kosmonautyki, gdzie się znowu spotkał ze znajomymi już uczonymi, którym raniej asystował po Ameryce. I później, w ramkach tej współpracy, on był stałym uczestnikiem, doradcą, kierownikiem, tłumaczem naukowych pertraktacji i spotkań, kiedy różne delegacje sowieckich uczonych przyjeżdżali do Ameryki .

W 1963 roku Borys Kit przeprowadza się na pracę w dział kosmonautyki Międzynarodowej Korporacji Telefonicznej i Telegraficznej łączności (International Telephone and Telegraph Corporation). Głównym celem tej firmy było badanie i budowa satelitów łączności. Borys Kit został doradcą prezydenta tej firmy, dużo się zajmował badaniem środków łączności z Księżycem. Był to czas przygotowania się do polotu Amerykańców na Księżyc. Tutaj u Borysa Kita pojawia się możność skupić uwagę na uporządkowaniu swoich naukowych dosiągnięć. On pisze artykuły do czasopism po astronautyce, referaty, z którymi występuje na międzynarodowych kongresach po kosmonautyce.

W naukowym świecie Ameryki istnieje tradycja — dla wykonania dużych projektów zbierać lepsze siły, tworzyć czasowe kolektywy specjalistów o samej wysokiej kwalifikacji. Jednak, kiedy prace dobiegają końca, wielu uczonym, którzy wykonali swoje zadanie, trzeba było szukać innego miejsca pracy. Tak się stało i z kolektywem, który pracował nad wyprowadzeniem na orbitę Ziemi sztucznego satelitę. Ale główny zespół badaczy pozostał by w dalszym ciągu kontynuować prace po konstrukcji załogowych (pilotowanych) kosmicznych statków, szykować polot na Księżc. Borysowi Kitowi nie przyszło się szukać innej pracy, jemu było poręczone matematyczne opracowanie środków łączności w tych projektach. Wykożystanie matematyki dla powyższenia efektywności operacyj w każdej dziedzinie ludzkiej działalności – ta nowa nauka pojawiła się w Anglii w czasie Drugiej wojny światowej po doskonałych wynikach matematycznie rozliczonych operacyj przeciw niemieckich podwodnych łodzi w Atlantyckim oceanie (służby radarowe).

Matematyczna praktyka bardzo się przydała później Borysowi Kitowi w czasie pracy w różnych instytucjach: narodowym biurze standartów, w Ministerstwie Handlu, zatem w kwarterze sztabu armii, w Ministerstwie Komunikacji. W Ministerstwie Handlu on zajmował się głównie badaniem metody podwyższenia efektywności administratywnej działalności za pomocą matematyki. On roztrzygał trudne praktyczne zagadnienia, jakie przewidywało racjonalne społeczeństwo Ameryki, które dążyło byś we wszystkim pierwszymi w świecie . W czasie jego pracy w biurze standartyzacji, przy prezydeńcie SZA była sformowana grupa uczonych, do której weszły specjaliści z różnych dziedzin, w tej liczbie i Borys Kit, dla zbadania rozwoju technologii i porównania jej między Europą, Ameryką i Japonią. Biorąc pod uwagę rezultaty, przeprowadzonej pracy, B. Kit przyjmował aktywny udział w przygotowaniu referata dla prezydenta Lyndona Johnsona na ten temat. Kiedy w 1967 roku w Genewie przeprowadzał się Światowy Kongres po standartyzacji, Borys Kit był oficjalnym amerykańskim delegatem, był wybrany sekretarzem komisii po standartyzacji elektronnej produkcji (ma podziękowanie za tę pracę).

W Ameryce, jak wiadomo, korzystają z angielskiego systemu miar, wówczas jak prawie cały świat przeszedł na metryczną systemę miar (na przykład – amerykańską elektryczną lapkę nie możliwie wykorzystać w Europie). Borys Kit, jako matematyk, podliczył, ile środków spowodu tego tracą Amerykanie. Z grupą ekspertów-ekonomistów on podliczył, że na przykład, firmie „Gieneral Electric” kosztowałoby 6 600 milionów dolarów, aby przejść na wyrób nowej produkcji. Dlatego wiele prywatnych firm nie może od razu przejść na europejskie normy, organizują specjalne działy, które oddzielnie produkują dla Europy swoją produkcję. Z takimi matematycznymi obliczeniami badawcza grupa Borysa Kita zwróciła się do kongresu, który postanowił stopniowo przechodzić na europejską systemę miar, chociaż prywatne firmy nie zmusisz..

Pracując w matematycznym dziale Ministerstwa Komunikacji i Transportu, Borys Kit rostrzygał problemem, jak ulepszyć efektywność pracy transportu wykorzystując komputery, ile będzie kosztowało przenieść drogę kolejową w przedmieście i wiele innych zagadnień. Dla rozwiązania tych problemów musiał nawiązać kontakty z różnymi uniwersytetami w których istniały badawcze centra i poręczać im, aby oni kontrolowali pracę różnych gałęzi przemysłu. Wszystko to świadczy, że Borys Kit zawsze odczuwał puls czasu, naukowo-technicznego progresu i jako uczony, zawsze znajdował sposoby wykorzystania swoich wiadomości w życiu nie zamykając się w wąskiej teoretycznej dziedzinie. Zdolność wykorzystania wiedzy realnie na praktyce dała mu możność przyłączyć się do grupy amerykańskich uczonych, profesorów i dokonać podróży dookoła świata w końcu 60-ch lat, wystąpić z lekcjami w wielu krajach (Japonii, Indii, Ispanii, Kanadzie, Anglii, Szwecji, Norwegii, Finlandii, Niemczach i in.). Borys Kit przeczytał cykl referatów i w Polsce, w Krakowskim Uniwersytecie. Tu mu się przydało to, że jego Ojczyzna – Białoruś, w lata jego młodości, znajdowała się w składzie Polski. Ale z żalem wspominał, że w 30-te lata polskie władze ogłosili go „nieprawomyślnym” i jemu był wzbroniony wyjazd za granicę nawet z turystyczną grupą.

Dopiero, kiedy się wyrwał do Ameryki, objechał cały świat, odczuwając siebie wolnym człowiekiem, potrzebnym ludziom.
Prędko mineły lata w ciekawej, pasjonującej działalności.


PRZEJAZD DO NIEMIEC

Praca pedagogiczna i profesorska na uniwersytetach Europy (1972-1992)
Praca nad dysertacją (1972-1982)
Akademik Międzynarodowej Akademii Astronautyki (1991)

Praca pedagogiczna i profesorska na uniwersytetach Europy (1972-1992)

Ameryka stała się drugą ojczyzną dla Białorusa Borysa Kita, ona dała mu wszystko, co jest potrzebne człowiekowi dla normalnego życia w wolnym kraju. On się realizował jako uczony, zyściły się jego marzenia i nadzieje, tutaj wyrosli i żyją jego synowie. Jednak w sercu na zawsze pozostał obraz ojczystego kraju, chociaż i zamglony latami rozłąki. Możliwie dlatego, po wyjściu na emeryturę, Borys Kit wybrał dla stałego życia Niemcy, europejskie państwo o wysokiej kulturze i o wysokim poziomie życia, aby być bliżej Ojczyzny, dokąd on mimo wszystkio, marzył powrócić. Borys Kit nigdy nie zapominał o Białorusi, zawsze ciekawił się jej życiem, dobrze znał jej ciężką i męczącą historię, dlatego że sam był uczestnikiem i świadkiem jej historycznych wydarzeń.

W 1972 roku Borys Kit przybywa do Frankfurtu nad Menem – nadzwyczaj pięknego, starożytnego miasta, byłego centrum świętej Rzymskiej imperii, a dzisiaj jednego z najbardziej nowoczesnych miast Europy, gdzie po niemiecku racjonalnie łączy się daleka historia i dzień dzisiejszy. Miasto jest związane przez supernowoczesny międzynarodowy aeroport ze wszystkimi stolicami świata (co miało niemało ważne znaczenie dla czynnego, aktywnego Borysa Kita). Ulicacmi Frankfurta idziesz, jakby stronicami historii, gdzie stare gotyckie budynki sąsiadują z wysokimi hotelami, ofisami, bankami. Majestatyczne piękno miastu nadaje szeroka rzeka Men, mosty, przytulne piesze ulice z jaskrawymi, bogatymi witrynami wielu magazynów, pomnikami wybitnym ludziom, muzea, skwery i parki, czyste, dopatrzone nadbrzeże i zamieszkałe dzielnice z dużą ilością kwiatów, zieleni i ani jeden dom nie powtarza drugiego – wszstko cieszy i przciąga wzrok.

Borys Kit doskonale znał historię Niemiec, a o Frankfurcie wielu Białorusom, którym wypadła przyjemność korzystać z jego gościnności, mógł opowiadać, jak najlepszy gid – bez koń i ciekawie. Wiadomości o osiedlach, gdzie dziś tak wolno się rozłożył Frankfurt, sięgają czasów do naszej ery. W 794 roku Karł Wielki urządził tu państwowe osiedle europejskiego znaczenia. W XII stoleciu Frankfurt odwiedził Frydryk I Barbaros. W 1356 roku imperator Karł IV wydał Złotą Bułę, która dała możność w tym mieście koronować niemieckich imperatorów. I dzisiaj na starym starożytnym centralnym placu w ogromnej sali miejskiej ratuszy wiszą portrety tych imperatorów, którzy szli na ceremoniaę koronacji w majestatyczną katedrę naprzeciw ratuszy. Przed katedrą można dziś zabaczyć (po badaniach archeologicznych) odsłonięte chodniki rzymskie, które pamiętają legendarnych legionierów Cezara, Domiciana... W 1749 roku we Frankfurcie urodził się Johan Wolfgang Goethe – słynny niemiecki poeta, do muzeum którego i do pomnika idą ludzie różnych narodowości i koloru skóry, aby wyrazić swoje uszanowanie, ukłonić się wielkiemu Niemcu... W 1848 roku we Frankfurcie zbiera się Pierwszy ogólnoniemiecki parlament, na jego budynku i dzisiaj wisi mnóstwo memorialnych tablic, a ogromna sala parlamentu, wywiera silne wrażenie swoim rozmiarem, skromnością i asketyzmem upiększenia – tu odczuwa się tchnienie historii, głosy mówców-parlamentarzystów. Na przeciągu XIX stulecia we Frankfurcie, w sąsiednim Wiesbadenie gościło wielu znakomitych ludzi, zwłaszcza rosyjskiej arystokracji. Tutaj pisał swoje utwory Turgieniew, bywał Dostojewski... Nie chciało się wierzyć, że w czasie wojny, Frankfurt był całkiem zrujnowany, o tyle on dziś ładny i bogaty, a ślady Drugiej wojny światowej można zobaczyć jedynie na zdjęciach w muzeum miasta.

Borys Kit zamieszkał we Frankfurcie nad Menem nie po to by spczywać na laurach, zachwycać się pięknem miasta. On wybrał Frankfurt, jako geograficzne centrum Europy dlatego, że tutaj znajdują się główne europejskie filie Waszyngtońskiego Marylandzkiego Uniwersytetu, w którym on wykładał matematykę od czasu, jak zamieszkał w Waszyngtonie, łącząc tę pracę z naukowo-badawczą działalnością. Pierwsza znajomość z uniwersytetem odbyła się, kiedy Borysowi Kitowi było poręczono napisać książkę o rozwoju kosmonautyki w Związku Radzieckim. W Ameryce istniało prawidło, tematem musiał kierować i sponsować jakikolwiek uniwersytet. I taki sponser znalazł się zupełnie przypadkowo, jak to często bywa w życiu. Pewnego razu Borys Kit leciał do Japonii na Międzynarodowy Kongres, obok z nim siedział profesor Marylandzkiego Uniwersytetu Singer. Oni się zapoznali, rozmówili i profesor Singer zaproponował swój uniwersytet, jako kierownika-garanta książki Borysa Kita. Bezpośrednim kuratorem tej pracy w Marylandzkim Uniwersytecie został profesor John Toll, dekan wydziału fizyki i astronomii, wiadomy uczony, doradca prezydenta SZA, którego później wybrali rektorem uniwersytetu. Po wydaniu książki Borysowi Kitowi zaproponowali pracę wykładowcy matematyki na uniwersytecie. Tak jak on znajdował się na państwowym stanowisku, to mógł czytać lekcje tylko na wieczorowym wydziale, gdzie się uczyli dorośli ludzie, którzy chcieli mieć wyższe wykształcenie.

Mało w Ameryce uniwersytetów o tak bogatym dziedzictwie jak Marylandzki. Dziś to największy uniwersytet w SZA. On powstał w 1807 roku w Baltimore (stan Maryland, niedaleko od Waszyngtona, (otrzymał imię od Matki Bożej – świętej dziewy Marii), zaczynał się z wydziałów medycyny i prawa, potem były otwarte wydziały ze wszystkich gałęzy wiedzy – od humanitarnych do fizyko-matematycznych. Za pół stulecia wyrósł do jednego z głównych w Ameryce. Dzisiaj Marylandzki Uniwersytet – to systema z 11 samodzielnych uniwersytetów w stanie Maryland. Główna i największa jego część znajduje się College-Parku, w przedmieściu Waszyngtona, gdzie są wszystkie wydziały, w tej liczbie i wieczorowy, dla tych kto pracuje (University College). Do tej części Marylandzkiego Uniwersytetu odnoszą się wszystkie filie za granicą Ameriki, znajdują się one na tych kontynentach, gdzie są bazy amerykańskich wojennych sił, gdzie ściśle żyją Amerykanie. Około 600 takich filii jest w Europie, dużo w Japonii, Australii i innych państwach. Istnieje nawet powiedzenie, że w Marylandzkom Uniwersytecie nigdy nie zachodzi słońce.

Borys Kit, mając bardzo dobre charakterystyki i podziękowania rektora, mógł wykładać matematykę w dowolnym z tych centrów. Kiedy on przyjechał do Frankfurtu nad Menem, to został profesorem matematyki Europejskiego działu Marylandzkogo Uniwersytetu, czytał lekcje w filiach Norymberga, Wiesbadena, Darmsztadta, Heidelberga, Hanau (ojczyzna braci Grim) i innych.

Wśród jego uczniów dużo Amerykańców, którzy stali się znakomitymi uczonymi, jak na przykład, profesor matematyki Johon Sassar (uniwersytet stanu Agajo). On się zachwycał swoim nauczycielem matematyki, jego ciekawą, dostępną manierą wykładania, zdolnością pokazać studentowi logikę, głębokość, sedno tej złożonej nauki i napisał książkę „Historia matematyki” ze wstępem Borysa Kita.

Marylandzki Uniwersytet podtrzymuje stałe tradycje, które się ułożyły w czasie jego istnienia. Jednym z samych ciekawych i wzruszających jest ceremonia wręczenia dyplomów. Zazwyczaj akt ukończenia roku akademickiego odbywa się w Heidelbergu, w głównym europejskim centrze Marylandzkiego Uniwersytetu. Tu studeńci otrzymują dyplomy bakaławrów, magistrów i doktorów i w ten że dzień każdego roku jednemu z profesorów wręcza się dyplom honorowego doktora. W 1981 roku Borysowi Kitowi wręczyli dyplom zasłużonego profesora, a w 1990 roku Borys Kit otrzymał dyplom honorowego profesora. Więcej jak 30 lat pracował on w Marylandzkim Uniwersytecie (z 1963 po1993), z nich – 10 lat w SZA i 20 lat w Europie.

Praca nad doktorską dysertacją (1972-1982)

Jednocześnie z początkiem pedagogicznej pracy w Europie Borys Kit począł pracę nad doktorską dysertacją. Od dawna Borysa Kita ciekawiła historia nauki, życie znakomitych ludzi, utalentowanych uczonych, naukowców. Dlatego on i wybrał tematem życie i twórczość jednego z wybitnych matematyków XX stulecia Antoniego Zygmunda. Oficjalnym kierownikiem zgodził się być profesor Regensburgskiego Uniwersytetu, także wiadomy w świecie naukowym uczony matematyk Imra Tot (1921 roku urodzenia, wychodźca z Rumunii, ale żył w Niemczach). Borys Kit pojechał do niego, zaproponował dziesięć wariantów tematów doktorskiej dysertacji. Po wspólnej zgodzie zatrzymali się na temacie ”Antoni Zygmund”, co odpowiadało własnemu życzeniu Borysa Kita. Tak okazał się on doktorantem Regensburgskiego Uniwersytetu. Profesor Imra Tot wiedział o kłopotach związanych z dokumentami swego dysertanta. Regensburgski Uniwersytet przyznał wszystkie dyplomy Borysa Kita, w tej liczbie pracę magisterską, za którą on otrzymał dyplom magistra filozofii w dziedzinie matematyki na Wileńskim Uniwersytecie jeszcze w 30 lata. Regensburgski Unwersytet – jeden z najstarszych w Niemczach. Borys Kit z jego zamiłowaniem do historii, doskonale znał chronologię historycznych zajść miasta, w wypadku potrzeby opowiadał, że w tym miejscu ludzie żyli już w pierwszym stuleciu do naszej ery (kielskie plemię). Rzymianie przyszli tutaj w końcu I stulecia po urodzeniu Chrystusa i pod przewodnictwem Marka Awrela założyli swój obóz Kastra Regina (na rzece Regen). Rzymianie żyli do 400 r. n. e., później przyszły bawarcy z Bogemii i zrobili Regensburg pierwszą stolicą Bawarii. W swoim czasie tutaj często bywał Karł Wielki – założyciel świętej Rzymskiej imperii. Dzisiaj to jeden z najbardziej wiadomych niemieckich miast, z wielką ilością historycznymch pomników, starożytnych bazylik, uniwersytetów. Miasto te dużo dało Borysowi Kitowi i on dumny, że obronił doktorską dysertację w Regensburgu.

Tak o każdym mieście, kraju, miejscu gdzie mu się powiodło być, Borys Kit mógł opowiadać godzinami, o historycznych zajściach, sławnych ludziach, pamiętnikach kultury, architekturze i wszystko to on nawiązywał do własnego życia, podkreślając jak to wzbogaciło jego duchowo, jakby on sam stawał się współuczestnikiem wydażeń i losów, jak to dodawało mu dumy za ludzkość, jej twórczą działalność.

Doktorską dysertację Borys Kit pomyślnie obronił w 1982 roku na posiedzeniu rady naukowej Regensburgskiego Uniwersytetu. Ona była wydana oddzielną książką (1983) pod tytułem: „Antoni Zygmund, his life and his contribution to the mathematics of 20th century”. Borys Kit wykonał ogromną pracę: zebrał i opracował materiał o życiu i naukowej działalności Antoniego Zygmunda (1900-1992), pod kierownictwem krórego obronili swoje prace około setki dysertantów, w tej liczbie 38 doktorów nauk. Przyjacielskie osobiste stosunki związali Borysa Kita z Antonim Zygmundem. Po pierwsze oni – student i profesor – spotkali się na lekcjach, kiedy A. Zygmund pracował na Wileńskim Uniwersytecie, a Borys Kit uczęszczał jego wykłady. Antoni Zygmund szukał wówczas letnisko dla swojej rodziny i Borys Kit pomógł mu w tym – zasiedlił jego z rodziną w Wileńskiej Kolonii – w przedmieściu Wilna, w domie gdzie sam żył. Antoni Zygmund z żoną (ona też wykładała matematykę na uniwersytecie) i synem żyli tam w czasie letnich miesięcy. Syn Georg często chorował i Borys Kit jezdził za lekarstwem, przywoził lekarza. Później Georg skończył w SZA wydział mechaniki, mieszkał w Anglii, miał własny samolot i w jeden ze swych dni urodzin poleciał z przyjacielami dla atrakcji, ale stała się katastrofa i wszyscy zgineli. Ta tragiczna wiadomość podkosiła zdrowie starego Zygmunda. U syna sierotami zostało czworo dzieci. I po dzień dzisiejszy Borys Kit z bólem wspomina ten tragiczny wypadek w rodzinie swego byłego wykładowcy. Do 1939 roku Antoni Zygmund pracował na Wileńskim Uniwersytecie, a Borys Kit do 1933 roku był jego studentem. Oni zostali dobrymi przyjacielami. Później Antoni Zygmund żył w Chicago i kiedy Borys Kit po wojnie przyjechał do Ameryki, między nimi zawięzała się korespondencja, nauczyciel dawał swojemu byłemu uczniowi rekomendacje dla urządzenia się na pracę w Ameryce. Były też osobiste spotkania w Paryżu w 1961 r. Jako człowiek Antoni Zygmund był dobry, wymagający, miał mnóstwo przyjacół, ceniących jego talent, uczniów, którzy zostali znakomitymi naukowcami w świecie. Z Antoniem Zygmundem B. Kit utrzymywał przyjaźne stosunki do ostatnich dni. W 1978 roku Borys Kit odwiedził swego nauczyciela w Chicago. Długo i serdecznie rozmawiali. Borys Kit zapytał, czy ktokolwiek z wielu uczniów profesora napisał książkę o jego życiu i naukowej działalności. Antoni Zygmund odpowiedział, że takiej książki nie ma i Borys Kit, niby prosząc zezwolenia, zaproponował: „Może ja o Was napiszę?” – „Napiszcie” – była odpowiedź. Tak się zarodziła idea doktorskiej dysertacji Borysa Kita. Antoni Zygmund podarował mu wtęczas swoją książkę „Trygometryczne rzędy” z własną dedykcją: „Panu Borysie Kicie. Serdeczne życzenia pomyślności w pracy. Antoni Zygmund”.

Zmar Antoni Zygmund w 1992 roku, przeżył 92 lata. W czasopiśmie Chicagskiego Uniwersytetu był umieszczony nekrolog: „Zasłużony profesor Chicagskiego Uniwersytetu Antoni Zygmund zmar 30 maja 1992 roku w swoim domu w Gajdparku (rejon Chicaga). Twórca Chicagskiej szkoły matematycznej analizy, Antoni Zygmund otrzymał narodową medal nauki – wyższą nagrodę w dziedzinie nauki od prezydenta Ameryki w 1986 roku. Wiadomy w swoim środowisku jako specjalista harmoninej analizy, bardzo ważnej w opracowaniach kosmicznych lotów, krystałografii i łazerów . On napisał sześć książek i 180 naukowych artykułów”. Pochowany Antoni Zygmund w Chicago.

Doktorska desyrtacja Borysa Kita o wielkim wkładzie Antoniego Zygmunda w ogólną naukę – to nie tylko wyraz pamięci i szacunku byłego ucznia swemu nauczycielowi, ale i gruntowna naukowa praca w dziedzinie historii nauki matematycznej. Dzisiaj ta praca Borysa Kita jest wiadoma i na Białorusi. Oto jaką wydali opinię o niej uczeni: A. G. Majsiajonek, A. P. Sadowski, A. A. Piekarski (Instytut biochemii Akademii nauk Białorusi, Grodzieński Państwowy Uniwersytet imienia Janki Kupały): „Imię Borysa Włodzimirowicza Kita – pedagoga i matematyka, historyka nauki, działacza białoruskiej emigracji – stało się wiadomym w ostatnie lata dzisiejszym badaczom dzięki staraniom Towarzystwa Białorusów Świata «Áàöüêàóø÷ûíû» (Ojcowizna) i z inicjatywy akademika J. M. Ostrowskiego.

Dysertacyjna praca Borysa Kita nazywa się „ Antoni Zigmund. Jego życie i wkład w rozwój matematyki XX wieku”. Zwrócenie się do osoby A. Zygmunda było nieprzypadkowym, dlatego że właśnie Zygmund stanął na czele matematycznej szkoły Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, kiedy tam się uczył i przedstawił swoją magisterską pracę Borys Kit. W dysertacji podany jest przegląd polskiej matematycznej szkoły w międzywojenny czas (1919-1939), historia harmoninej analizy, opisanie życia A. Zygmunda i przegląd jego wkładu w rozwój matematycznych nauk.

Antoni Zygmund urodził się w Warszawie, gdzie ukończył początkową i średnią szkołę. W casie Pierwszej wojny światowej znajdował się z rodzicami na Połtawie (Ukraina). Po powrocie do Warszawy w 1919 roku był przyjęty na wydział matematyki Warszawskiego Uniwersytetu. Naukowym kierownikiem Zygmunda był wiadomy polski matematyk S. Saks (1897-1943), który później był jego kolegą w pracy naukowej. Z 1929 roku A.Zygmund znajdował się w Oxfordskim Uniwersytecie, jako stypendiator fonda Rokfellera, gdzie współpracował z wiadomymi uczonymi Harzi i Litlwood. Z 1930 r. A. Zygmund pracował w Wilnie wykładowcą na Uniwersytecie Stefana Batorego, a z początkiem Drugej wojny światowej przeniósł się do SZA, gdzie pracował do końca życia.

Główne naukowe zaciekawienia A. Zygmunda, jak i jego mentora S. Saksa, należały do teorii funkcji rzeczywistych i zespolonych zmiennych i funkcjonalnej analizy. Wyniki jego badań wpływają i dziś na rozwój różnych rozdziałów matematycznej analizy. Właśnie w konstruktywnej teorii funkcji wiadoma jest klasa funkcji Zygmunda i nieliniejność Zygmunda dla pochodnej trygonometrycznego polinoma, w metrycznej teorii funkcyj – twierdzenie Zygmunda o utrzymanych funkcjach, w teorii singularnych integrałów – metod Kalderona – Zygmunda, w funkcjonalnym analizie – twierdzenie Zygmunda o interpolacji operatorów.

Książka A. Zygmunda „Rzędy trygonometryczne” stała się osobliwą encyklopedią wyników różnych rozdziałów teorii funkcji. Pierwsze wydanie tej książki było w 1935 r. w Warszawie, a drugie wydanie znacznie bardziej opracowane i dopełnione, w 1959 roku w Cembridge. Za ubiegły czas książka nieraz była wydawana powtórnie w różnych krajach w tym i w ZSRR. Do dnia dzisiejszego książka zostaje aktualną i cytowaną w artykułach, w których idzie mowa o trygonometrycznych funkcjach.

Pod kierownictwem A. Zygmunda obroniło swe doktorskie prace 38 dysertantów. Jego uczniami byli tacy wiadomi matematycy o światowej sławie, jak A. Marcinkiewicz, M. B. Wajs, R.Z. Koen, B. Makienchaupt, A. Kalderon, F. M.Stejn i inni, znani z następnych wynikików badań: twierdzenie A. Marcinkiewicza i Ryssa-Toryna stało się głównym wynikiem teorii interpolacji operatorów. Bardzo szkoda, że los A. Marcinkiewicza, utalentowanego wileńskiego matematyka, którego nazywali Ewerestem Gałów, była tragiczną. W wieku 30 lat on zginął w Katyni razem z polskimi oficerami i polską inteligencją w 1940 roku. Uczniowie Zygmunda E. M. Stejn i M. B. Wejs dużo zrobili dla rozwoju harmoninej analizy funkcji wielu niewiadomych. A. P. Kalderon razem z A.Zygmundem opracowali teorię mowy singularnych integrałów jednej lub kilku zmiennych W teorii singularnych integrałów dobrze jest znana umowa B. Makienchaupta. R. Koen rozwiązał wiadomy problem hipotezy kantinima.

Jak świadczą dane, przytoczone w dysertacji B. Kita, autorowi udało się historycznie i wielostronnie rozwinąć życiowy i twórczy szlak A. Zygmunda, jego naukowej szkoły, naukowe osiągnięcia jego i wielu jego uczniów i współpracowników. Nie przypadkowo dysertacyjna praca B. Kita, którą można zobaczyć w bibliotekach prawie wszystkich uniwersytetów Europy Zachodniej, była przyznana lepszą pracą Regensburgskiego matematycznego wydziału za 1982 rok. Dysertacja B. Kita posiada niewątpliwie wartość dla wszystkich, kogo ciekawi historia matematyki, a także dla studentów, aspirantów, naukowców, czyje naukowe badania są bliskie interesom A. Zygmunda.

Akademik Międzynarodowej Akademii Astronautyki (1991)

Swoją książką Borys Kit wniósł swój wkład w rozwój historii nauki. Po wydaniu tej książki Borys Kit otrzymał miano doktora nauk filozoficznych, co oznaczało powyższenie autorytetu, profesjonalny rost. To było oficjalne udokumentowanie jego wieloletniej naukowej i pedagogicznej działalności, otwierało dostęp do tytułu profesora, akademika. Cały okres życia w Niemczach, pomimo tego, że prowadził wykłady, pracował nad dysertacją, Borys Kit w dalszym ciągu zajmuje się i naukową dzałalnością, drukuje w czasopismach Ameryki i Niemiec naukowe artykuły, był stałym delegatem wszystkich międzynarodowych kongresów po astronautyce, występował z referatami i z powiadomieniami. Jako uczestnik tych kongresów, on zwiedził Amsterdam, Tokio, Paryż, Afiny, Bremen, Nowy Jork, Constancję, Brussel, Wienę, Salzburg, Monachium, Koblency, Lozanę, Innsbruck, Małezję, Drezno, Montreal, Jerusalim, Osło i inne miasta i kraje. Tutaj nawiązywały się nowe znajomstwa, odbywały się ciekawe spotkania, rozmowy z ciekawymi ludźmi, uczonymi, badaczami kosmosu. W październiku 1978 roku na Kongresie po astronautyce w Munchenie Borys Kit zaprzyjaźnił się z białoruskimi kosmonautami W. Kowalenkiem i P. Klimukiem. Spotkali się sławni Białorusini i Borys Kit z wielkim zaciekawieniem rozpytywał swojch rodaków o Białorusi, jej życiu, zdarzeniach, ciesząc się możności mówić w ojczystym języku.

W 1990 roku Borys Kit na swoje 80-cio lecie otrzymał powinszowanie i podziękowanie od Niemieckiego Towarzystwa Astronautów za wkład w rozwój astronautyki. Gustaw Shtac podarował doktorowi Borysowi Kitowi książkę Germana Obierta „Szlakiem do kosmicznych lotów”z nadpisem: „Ja się cieszę, że my wspólnie robiliśmy dużo dla światowego astronautycznego ruchu” od założyciela i przewodniczącego Niemieckiego Astronautycznego Towarzystwa imienia Germana Obierta Gustawa Shtaca. Borys Kit był z nim znajomy więcej jak 30 lat i prowadził z nim korespondencję w języku niemieckim.

German Obiert (autur, podarowanej książki) – tytan w światowej kosmicznej technice, jeden z pierwszoprzechodźców w astronautyce. Jego imieniem było nazwane Towarzystwo Astronautów w Niemczach. Borys Kit jest wieloletnim przyjacielem i członkiem dyrektoratu, nagrodzony złotym medalem Germana Obierta. On osobiście znał Germana Obierta, spotykał na zebraniach tego towarzystwa. Pewnego razu Borys Kit z Tamarą podoszli do Germana Obierta powińszowali z jubileuszem 90-leciem (urodził się w 1894 roku) i zapytali o samopoczuciu. German Obiert ze smutkiem odpowiedział: „Wszscy mnie chwalią i pozdrawiają, ale nikt z nich nie chciałby być na moim miejscu”. Na świecie było jeszcze dwóch uczonych takiej skali: Rosjanin – Konstantin Ciołkowski i Amerykanin – Robiert Goddar, autor wielu wynalasków w dziedzinie techniki rakiet.

3 października 1991 roku w Ottawie – stolicy Kanady, na uroczystym posiedzeniu Międzynarodowej Akademii Astronautyki razem z Królewską Akademią Kanady Borysowi Kitowi był wręczony dyplom akademika Międzynarodowej Akademii Astronautyki, która się znajduje w Paryżu. Dyplom wręczył doktor Georg Miler – prezydent Międzynarodowej Akademii Astronautyki (były kierownik projektu „Apollo”). Wspólne posiedzenie dwóch akademii było organizowane w związku z Międzynarodowym Kongresem w Montrealu.
To był moment !!!... Kulminacja całej naukowej karjery Borysa Kita. Borys Kit, jako akademik ze światowym imieniem miał zaszczyt być wniesionym do samych presciżowych naukowych biuletynów świata. Jego życiorys, wiadomości o naukowej działalności znajdują się w encyklopedii „Uczoni Ameryki” (“Dictionarz of International Biography”), w biograficznych wiadomościach „Brytańska królewska błękitna księga” (“Royal Blue Book”), w wiadomym słowniku „Kto jest kto w kosmonautyce” (“Who's who in Space”), w wiadomościach „Leaders of American Science”, “American en of Science” (SZA), „Two Thousand Men of Achievement” (Anglia) Życiorys Borysa Kita obok życiorysów innych wybitnych uczonych włożony był do kapsuły czasu, która się znajduje w bibliotece Robierta Goddara w Waszyngtonie (kapsuła będzie wskryta po ubiegu 500 lat).
Tak się realizował Borys Kit, tak stał się wiadomym uczonym w świecie.

KOBIETY I RODZINA W ŻYCIU BORYSA KITA

Mówią, że w życiu każdego mężczyzny bywają trzy kobiety – pierwsza, jedyna i ostatnia.

W 1994 r. będąc w wieku 84 lat, Borys Kit odwiedził ojczysty kraj – Białoruś (Korelicze, Nowogródek). Po 50 latach wspominał ludzi, z którymi żył, pracował i których już nie ma na tym świecie, a także wspomniał o pierwszej miłości...
«... Tego niemożliwie zapomnieć. Ja byłem studentem pierwszego kursu Wileńskiego Uniwersytetu, a ona uczyła się w polskim gimnazjum w Nowogródku. Jej rodzina żyła w Koreliczach i kiedy ja przyjeżdżałem na wakacje, ona przychodziła z koleżanką do mnie w Ogrodniki, pod pretekstem, abym ja im dopomógł w matematyce. Ona była bardzo ładną dziewczynką ze światłymi, pysznymi włosami, szaroniebieskooka, zgrabna. U nas była wielka miłość, ale jej rodzice byli przeciw naszego małżeństwa. Trudności, jakie nam czyniono, tylko jeszcze silniej rozpalały naszą miłość. Stosunki między nami były serdeczne, poufalne, pełne poezji, romantyki. Ja często przyjeżdżałem do Nowogródka (po pożarze w Koreliczach jej rodzina przeniosła się do Nowogródka), aby się z nią spotkać. Godzinami mogłem stać pod jej oknami, nawet w silny mróz, aby zobaczyć miłą twarz.
„...Pod oknami Twoimi chodziłem,
Z bólu wyłem jak pies,
Bo uparła się moja tęsknota,
Bo upar się dziki mój żal,
Że muszę Ciebie zobaczyć...
A była słota... Jesienna słota ...”
Ona nie odważyła się naruszyć wolę rodziców. 4 lata trwała nasza miłość. Myśmy się rozstali. Ostatni raz sptkaliśmy się w Baranowiczach tuż przed wojną. Wspominaliśmy lata ubiegłe, pożałowaliśmy że los nas rozprowadził...
Jej obraz żyje w mojej duszy. Bywało nawet tak, że idąc ulicami Waszyngtona, Paryża albo Frankfurta, ja nagle widzę, w przechodzącej mimo dziewczynie, miłe rysy swojej ukochanej, zgrabną jej postać...»

W 1941 roku Borys Kit zawarł związek małżeński z Niną Korsak i w tymże roku u nich urodził się syn, ale idyllę rodzinnego szczęścia naruszyła wojna. Nina dzieliła z nim ciężkie chwile niemieckiej okupacji, a potem trudności pierwszych lat życia na emigracji. W 1956 roku już w Ameryce Nina urodziła mu jeszcze jednego pięknego syna, więc musiał być szczęśliwym. Mimo nawału pracy Borys Kit znajdował czas na zajęcia i wychowanie synów. Uważał za ich rozwojem, pomagał zdobywać wykształcenie, zabezpieczał materialny dobrobyt. Starszy syn Włodzimierz w swoich profesionalnych zdolnościach poszedł śladami ojca. On ukończył trzy wydziały: nauk politycznych i zagranicznych stosunków dyplomatycznych na Uniwersytecie w Georgia (gdzie wykładali H. Kissinger i Brzeziński), wydział fizyki Marylandzkiego Uniwersytetu, a także wydział elektronnej inżynerii Uniwersytetu im. J.Waszyngtona, gdzie otrzymał stopień magistra. W 60 lata młodzież ciekawiła się kosmosem i Włodzimierz pracował w kosmicznym centrum NASA w Waszyngtonie, w dziale badań defektów satelitów. On uzyskał wysoką kwalifikację w komputerowej technice, pracował kierownikiem jednego z działów Ministerstwa Astronautyki w Waszyngtonie. Pomimo tego, Włodzimierz był wybitnym sportowcem-tenisistem, mistrzem Ameryki.

Młodszy syn Wiktor ukończył Marylandzki Uniwersytet, zajmował się mikrobioliogią, potem wstąpił na wydział medyczny, stał wiadomym chirurgiem, żyje w Baltimorze. Tak, jak wykształcenie w SZA płatne, to wszystkie lata nauki jedynym sponserem synów był ojciec. Synowie Borysa Kita otrzymali doskonałe wykształcenie, poważne, prestiżowe profesje, stali się wysoko opłacalnymi specjalistami, mają własne domy, materialnie są obezpieczeni i wdzięczni ojcowi za podtrzymanie i pomóc .

Syn Wołodzimierz, który się urodzł na Białorusi, dobrze znał języki białoruski i rosyjski. Jemu się powiodło w 1968 roku odwiedzić ojczyznę. On asystował wystawę „Architektura SZA”, którą zajmowała się jego żona Tamara Azarowa (jej ojciec Ormianin, a matka Ukrainka – emigrowała do Ameriki z Ormenii). Wystawa przeprowadzała się w wielu większych miastach byłego ZSRR (w Moskwie, w Petersburgu, w Erewanie, w Mińsku i in.). W Moskwie Włodzimierz wziął udział w wyścigach tenisowych, jako mistrz Ameryki, w Petersburgu zachwycał sią pięknem i historycznymi pomnikami, tego dziwnego miasta, był w miasteczku, gdzie się urodził i żył w dzieciństwie jego ojciec. W Mińsku wystawa działała w hallu teatru opery i miała wielkie powodzenie, stała długa kolejka tych, kto chcał się zapoznać z niewiadomą Ameryką. Tutaj, w czasie demonstracji wystawy, Włodzimierz Kit spotkał się z dziadkiem Włodzimierzem Kitem, a także z dziadkiem i babcią Korsakami (po linii matki). To było czułe, niezaponiane spotkanie różnych pokoleń, krewnych ludzi, rozdzielonych oceanem, różnymi politycznymi systemami, sowiecką ideologią, która nie pozwalała nie tylko się spotykać, ale i korespondować.

Teraz Włodzimierz i Wiktor, sami już są ojcami, lubią się zbierać razem, chociażby raz do roku i Borys Kit na każde święto Bożego Narodzenia śpieszy z daleka na spotkanie z takimi bliskimi krewnymi: wnuczkami, prawnukiem, cieszy się spotkaniu, możności pobyć w Waszyngtonie – w tym ładnym, bogatym mieście – stolicy Stanów Zjednoczonych Ameryki, gdzie przeszła znaczna i sama obfita część jego & #380;ycia.

A jednak po wyjściu na emeryturę Borys Kit nie pozostał z rodziną, ale wybrał dla siebie miejscem stałego zamieszkania Niemcy. Frankfurt nad Menem okazał się szczęśliwym miastem dla Borysa Kita, dlatego że tutaj on spotkał swoją samą wielką, idealną, wzajemną miłość i to uczucie zrobiło go szczęśliwym, pełnym twórczych sił, człowiekiem młodym pomimo wieku.

Po raz pierwszy oni – Borys Kit i Tamara Kaziewicz – spotkali się 8 grudnia 1972 roku w bardzo prozaicznej sprawie. Uczonemu trzeba było zrazu po przyjeździe z Ameryki do Niemc załatwić dokumenty w języku niemieckim w celu zamieszkania we Frankfurcie i jemu radzili zwrócić się do Tamary Koziewicz, jako do bardzo dobrej tłumaczki, która doskonale znała języki: rosyjski, angielski, niemiecki, francuski, ukraiński. Wiadomość języków pomogła Tamarze otrzymać poważną pracę w wiadomych na świecie bankach we Frankfurcie nad Menem, a przed wyjściem na emeryturę ona parę lat pracowała w Państwowym banku Niemiec (Bundesbank), kierowała jego wschodni dział, który prowadził sprawy z państwowymi bankami w Rosji, Białorusi, Ukrainie. Tamara Kaziewicz urodziła się w Kijowie 10 czerwca 1937 roku w mieszanej ukraińsko-niemieckiej rodzinie. Ukrainę pozostawiła w siedmioletnim wieku, wyjechała z rodzicami do Niemiec. Po krótkim pobyciu w Niemczach, rodzina przejeżdża do Ameryki, do miasta Detroitu. Tu Tamara ukończyła gimnazjum, wstąpiła na uniwersytet, ale prędko wyszła zamąż za amerykańskiego Ukraińca, inżyniera Kaziewicza. U nich urodziła się córka Irena. Małżeństwo okazało się niedługotrwałym i po ośmiu latach Tamara razem z córką i rodzicami wrócili do Niemiec i zamieszkała we Frankfurcie nad Menem. Córka Irena wyszła zamąż za austriackiego przedsiębiorca Piotra Wajngandela. Wnuk Aleksander – ładny chłopczyk – wnosi radosną pogodę w dom. W Niemczach żyje też rodzony brat Tamary z rodziną.

Od razu po powrocie do Europy Tamara wstąpiła i świetnie ukończyła instytut języków obcych we Frankfurcie, co później przydało się jej w pracy profesjonalnej. W lata studenckie Tamara, obdarzona muzykalnym słuchem, subtelnym estetycznym gustem, zajmowała się w baletnej studii, zachwycała się teatrem opery, stała się utalentowaną pianistką. Jej wiedza muzyki klasycznej, sztuki baletnej – gruntowna i wszechstronna. Ona rozumienie i odczuwa całe piękno życia. Tamara okazała się tą kobietą, która idealnie podchodziła uczonemu-matematyku, przedstawicielu ścisłych nauk, chociaż Borys Kit także miał niemałe humanitarne zdolności, wiadomości – zachwycał się muzyką klasyczną, literaturą, historią, malarstwem, sam dobrze rysował, orientował się w architekturnych stylach i kierunkach, znał historię europejskich państw, miast, muzeów. To był związek jaskrawych, duchowo bogatych ludzi – mężczyzny i kobiety. Oni doskonale dopełniali jeden drugiego, nie obciążając codziennymi kłopotami, umiejąc odpoczywać, wzbogacać swoje wiadomości, mając możność wędrować po całym świecie. Tamara stale towarzyszyła Borysowi Kitowi na publiczne międzynarodowe forum, na spotkaniach z absolwentami uniwersytetów , na spotkaniach ze znanymi naukowcami świata. Jej wiedza języków, erudycja, abstynencja, dobre wychowanie, umiejętność ładnie i gustownie się ubierać, godnie, swobodnie prowadzić siebie z różnymi ludźmi, wznosiły autorytet Borysa Kita, napełniała go dumą i szczęściem od uświadomienia, że ma już wiele lat poufalne stosunki z taką nadzwyczajną kobietą. Naprawdę, przyjemnie patrzeć na nich, kiedy oni obok – cieszy widok ich ciepłych, szczerych, serdecznych stosunków. Zachwyca ich zdolność tak układać wzajemne życie, by go nie obciążać drobiazgami bytu codziennego, im udało się stworzyć atmosfersię stałej wzajemnej adoracji. Tamara, nie tylko żona, ale i bezintersowna, mądra pomocnica we wszystkich sprawach bliskiego człowieka, w jego profesjonalnej działalności: sekretarz, korektor, tłumacz, dobrożyczliwy radca. Ona zdołała okrążyć Borysa Kita w trudny momęt jego życia takim ciepłem rodzinnym i zrozumieniem, jakie się rzadko spotyka u dzisiejszych ludzi, zdołała utrzymać dobre stosunki z jego dorosłymi synami. Wielu z rodaków, którzy bywali we Frankfurte nad Menem i widzieli Borysa Kita razem z Tamarą mogą potwierdzić i zrozumieć uczucia znakomitego uczonego, który nieraz powtarzał: „Ja jestem nadzwyczaj wdzięczny Tamarze za wszystkie te szczęśliwe lata mego życia w Niemczach, za poświęcenie się mnie, za pierwsze spotkanie, które przyniosło dużo szczęścia, spokoju i pewności, że ja nigdy nie byłem i nie będę samotnym”.


POWROT W INTELEKTUALNE ŻYCIE BIAŁORUSI
DO JEJ HISTORII I WDZIECZNEJ PAMIECI RODAKOW

Pierwszy przyjazd Borysa Kita do ojczystego kraju, czerwiec 1992 r.
Znajomość białoruskiej społeczności
z naukową i oświatową działalnością Borysa Kita, 1993 r.

Drugi przyjazd Borysa Kita do ojczystego kraju, wrzesień 1994 r.
1995 – jubileuszowy rok B. Kita

Pierwszy przyjazd Borysa Kita do ojczystego kraju, czerwiec 1992 r.

Na swojej Ojczyźnie Borys Kit stał się wiadomym, po otrzymaniu Bałorusią niezależności.

„Ja uważam, że jest to główne zdarzenie XX wieku. – powiedział Borys Kit – Nakoniec po tylu latach walki, cierpienia, niewoli, różnych okupacyj nasz naród otrzymał swoją niepodległość, pełną suwerenność, którą przyznali i inne państwa. Takiego jeszcze nie było w naszej historii”.

To wielkie wydarzenie on odznaczył przyjazdem do ojczystego kraju, co wyzwało falę publikacyj, wspomnień, spotkań z tymi, z kim był zaprzyjaźniony w młode lata. Było organizowane spotkanie nauczyciela z byłymi uczniami, inicjował go Aleś Gatkowicz – uczeń Borysa Kita po szkole handlowej (teraz dziennikarz, pisze pod pseudonimem A. Giliarczyk, żyje w mieście Leeds, Anglia).

Spotkanie odbyło się 19 czerwca 1992 roku w Mołodecznie – wzruszające, niezapomniane, radosne i jednocześnie z uczuciem smutku, od świadomości prędko przeleciałych młodych lat i odeszłych na zawsze bliskich ludzi.

Bezpośrednio zajmowali się organizacją spotkania: Irina Zubricka – współpracownik historyczno-krajoznawczego muzeum w Mołodecznie, byli uczniowie handlowej szkoły – Walentyna Cieniciawicka i artysta-malarz Kastuś Choroszewicz. Im się udało odnaleść i zebrać razem czterdzieście osób. Na spotkanie przyszło też wielu mieszkańców Mołodeczna i jego okolic, obecny był G. Kochanowski (1936-1994) – wiadomy uczony krajoznawca, historyk Mikołaj Jarmołowicz, byli przedstawiciele miejskiego komitetu wykonawczego, przedstawiciele społecznych organizacyj, BNF i wielu dziennikarzy. Oficjalną część prowadził mer miasta Genadij Karpienko. Wszystkim chciało się zobaczyć i posłuchać słynnego rodaka.

Występując na spotkaniu, Borys Kit mówił w języku białoruskim, którego nie zapomniał, żyjąc na obczyźnie. Borys Kit opowiadał o swoim życiu za granicą, o naukowej i pedagogicznej pracy w SZA i w Niemczach, o białoruskiej emigracji, gorąco popierał ideę narodowego odrodzenia.

Wielu zebranych ciekawiło, jak mu się udało zostać wiadomym uczonym? Na to on krótko odpowiedział, że jego naukowa kariera – zwykłe zjawisko w wolnym świecie, że mu po prostu się powiodło w życiu. Jednak nietrudno było zrozumieć, że po to by popaść do wyższej naukowej amerykańskiej elity, jest potrzebny wrodzony talent, poświęcenie się pracy, duże wiadomości, ciągłe samokształtowanie się.

Część nieoficjalną spotkania prowadził profesor Piotr Kuziukowicz, rozpoczął ją słowami: „Borys Kit odczuł naszą trwogę i przyjechał. To pierwszy powrót naszego nauczyciela”... U występójących byłych uczni, chłopców i dziewcząt, a teraz ludzi w wieku odczuwała się pewna powściągliwość, za którą skrywało się wielkie wzruszenie, w wyniku przeżyć w powojenne czasy, kiedy trzeba było „trzymać język za zębami” dla własnej bezpieczności. Ale we wszystkich wystąpieniach słyszała się myśl, że dzięki takim pedagogom, jak Borys Kit im się udało nie tylko stać wykształconymi ludźmi, ale i świadomymi Białorusinami z wyraźnie określonym światopogłądem. Ziarno białoruskiego odrodzenia było rzucone właśnie w handlowej szkole. W tej szkole dzieci zaczeły się uczyć historii ojczystego kraju, mowy, literatury, sztuki, tu oni się dowiedzieli o przeszłych tragicznych stronicach swojej Ojczyzny.

I zaczeły się radosne i smutne wspomnienia na spotkaniu po 50 latach: „Ja i niektórzy mieszkańce naszego miasta dobrze pamiętamy Borysa Kita, kiedy mu było trochę więcej jak 30 lat. To był bardzo inteligentny człowiek. Taktowny w stosunku jak do uczniów, tak i do nauczycieli. Troskliwy w sprawach administrowania i po ojcowsku czuły w stosunku do każdego z nas. Odczuwało się, że głównym w jego działalności było całkowite poświęcenie się sprawie oświaty w planie narodowego odrodzenia wśród białoruskiej młodzieży...”

„...Nam się powiodło, bo mieliśmy Was wychowawcem, który oddawał swoje zdrowie i siły, aby nas wykształcić, skierować na drogę do lepszej przyszłości, dać nam narodową świadomość. My jesteśmy Wam bezmiernie wdzięczni...”

„...Mnie dotkneło i wzruszyło, że za tak długi czas Wy nie zapomnieliście Ojczyzny i białoruskiej mowy i teraz tak aktywnie pomagacie nam przeżyć trudny czas...”

„... To była trudna droga – zaczynać w cudzym kraju z zera i dopąć takich wyżyn!..”

„ O Waszej dobroci, inteligentności u mnie pozostały same światłe wspomnienia. Pamiętam, jak Wy w czarnym kościumie, młody, ładny, pokazywaliście nam, na jednym z instytuckich wieczorów, jak trzeba tańczyć mazura...”

„...Trudno uświadomić: poprzez półwieku myśmy się spotkali z Wami, dyrektorem, którego szanowaliśmy i lubiliśmy... Wy – człowiek, który nie może żyć spokojnie, dla siebie. Wy, widocznie, jesteście urodzeni robić dobro. Takich ludzi mało na świecie...”

W wystąpieniu W. Cienciawickiej, podczas okupacji była wywieziona do Niemiec, odsłonił się dramatyczny los kobiety, której powiodło się spotkać z Borysem Kitem w obozie dla przesiedlonych osób. I tutaj nauczyciel przyszedł z pomocą swojej uczennicy, pomógł jej powrócić do ojczystego kraju.

Wielu z byłych uczniów ze szkoły handlowej opowiadali o tym, że nauka w tej szkole stała się dla nich po wojnie głównym oskarżeniem – NKSW wznosił tę zwyczajną sprawę w stopień współpracy z Niemcami, i niektórzy z nich trafili do GULAGa i tam zakończyli swoją „.naukę”. Piekło, opisane Dante w „Boskiej komedii”, pokazałoby się rajem w porównaniu ze stalinowsko-beryjewskimi koncentracyjnymi obozami. I to co im się dowiodło zobaczyć i przeżyć tam, straszniej „Archipelaga GULAGa” A. Sołżenicyna.

Były uczeń Borysa Władzimirowicza, teraz profesor medycyny Piotr Markowicz Kuziukowicz w swoim przemówieniu podkreślił, że o żadnej współpracy z okupantami nie było i nie mogło być mowy, młodzież po prostu się uczyła w białoruskiej szkole, u białoruskich nauczycieli, jak to robili ich jednolatki na całym świecie, oswajając początki narodowej oświaty i kultury. Jednak i Niemcy, i władza sowiecka ujemnie odnosili się do narodowego odrodzenia. Właśnie za te idee Niemcy aresztowali Borysa Kita, a po wojnie on, jak i wielu jego uczniów, pewnie popadłby do GLAGa, gdyby nie wyjechał za granicę.

Nigdy nie myślał profesor, że mu wypadnie zobaczyć swego nauczyciela; o którym on nic nie wiedział wszystkie te 50 lat. Z dumą za Białorusinów mówił on o wielkich zdolnościach Borysa Kita, jako uczonego, który współpracował obok z wiadomymi w świecie ludźmi, zachował swóją miłość do Ojczyzny, króra była mu zaszczepiona z dzieciństwa. „Borys Władzimirowicz mógł – mówił profesor Kuziukowicz,– po ukończeniu uniwersytetu, pójść pracować do najlepszej polskiej szkoły, ale postanowił uczyć biednych białoruskich dzieci. I w czasie wojny, kiedy on organizował handlową szkołę, myśmy odczuwali w niej ojczysty, białoruski duch. Tę atmosferę tworzył Borys Kit wspólnie z białoruskimi nauczycielami. Ponadto, niektórych on uratował z obozów wojennych jeńców, dał schronienie i pracę. Zasługą dyrektora było to, że w instytucie panowało zespolenie i demokracja. On starał się dać nam wszechstronne wiadomości, zwłaszcza humanitarne. Pracowały fakultatywy muzyki, malarstwa, wykładali estetykę i etykę. Ja i po dzień dzisiejszy zachwycam się nadzwyczajnym talentem swego nauczyciela, który wykładał matematykę, nadzwyczaj dostępnie tłumaczył ten złożony przedmiot uczniom. Wiele ja przyswoiłem z jego metody pracy, kiedy sam zaczełem uczyć studentów. Mnie dziwi i wzrusza białoruskość Borysa Kita. Inni na jego miejscu staliby na dosiągniętym, spokojnie pochłaniając plon swojej niełatwej pracy i światowej sławy, a on, pomimo tego, że na Białorusi był prawie zapomniany, wrócił, aby zrobić cokolwiek pożytecznego dla Ojczyzny. Moim zdaniem, patiotyczna działalność Borysa Kita odpowiada pogłądom Maksyma Bogdanowicza, które wypowiedział w cudownym wierszu „Pogonia”: „...tylko w sercu niespokojnym poczuję za kraj ojczysty strach...” I naprawdę, Borys Kit zawsze tam, gdzie pojawia się groźba białoruskości. W 30 lata on prowadził walkę z polskimi władzami o istnienie białoruskich szkół. W czasie niemieckiej okupacji z wielkim trudem otwiera handlową szkołę w Mołodecznie, pracuje na dobro bialoruskiej oświaty. I teraz, gdy Białoruś staje się niezależnym krajem, on oczarowany ideą stworzenia narodowego uniwersytetu z mnóstwem filii w różnych miastach republiki. Ciężko uświadamiać, że tacy ludzie byli zmuszeni pozostawić Ojczyznę, swój naród i pracować za granicą, oddając wiedzę i talent cudzej krainie. Ale i tam on zrobił dużo dla kochanej Białorusi, udowodnił, że i Białorusini czegoś są warci, nie są gorsi od innych. On sławił Białoruski naród, który powinien o tym wiedzieć i pamiętać...”

Uczestnicy tego pamiętnego spotkania razem z szanownym gościem odwiedzili historyczno-krajoznawczy muzeum w Mołodecznie, gdzie była otwarta unikalna ekspozycja białoruskiego narodowego odrodzenia. Z ciekawością ogłądali ludzie z siwymi głowami siebie, młodych, ładnych, na wspólnych zdjęciach byłych uczni handlowej szkoły. Oni wówczas jeszcze nie wiedzieli, jaki ciężki los czeka ich i patrzyli na świat wesoło, z uśmiechem, pełni ufności.

Były uczeń, a teraz wiadomy malarz-pejzażysta Kastuś Choroszewicz przyszykował wystawę swoich obrazów, na których zebrani zobaczyli malownicze białoruskie krajobrazy, miłej sercu białoruskiej przyrody, która nadchneła nie jedno pokolenie malarzy, poetów, pisarzy. Zakończyło się spotkanie gawędą przy stole, pieśniami biesiadników. Dzwięczała „Pogonia”, „Lubię swój kraj” i inne patriotyczne piosenki.

Ale nie tylko z byłymi uczniami spotykał się Borys Kit latem 1992 roku, kiedy pierwszy raz przyjechał na Białoruś. On był w Akademii nauk, zapoznał się z akademikiem F. Fiodorowym, R. Goreckim, członkiem korespondentem BAN (Białoruskiej Akademii Nauk) W. Grybkowskim, który podarował mu swoją książkę „Łazery”. ( Nawiasem mówiąc, Borys Kit był osobiście znajpmy z A. Prochorowym, N. Basowym – utalentowanymi rosyjskimi uczonymi, badaczami łazerów.)

Jego przyjął minister spraw zagranicznych Piotr Kuzmicz Krawczenko, z którym się złożyły dobre stosunki. Dzięki poparciu ministra Borys Kit mógł przyjechać pierwszy raz do ojczystego kraju, przekazać swoje naukowe dziedzictwo, różne dokumenty i materiały w Nowogródzki historyczno-krajoznawczy muzeum, a w marcu 1994 roku P. K. Krawczenko i były ambasador w Niemczach P. Sadowski zaprosili Borysa Kita z żoną Tamarą przyjechać z Frankfurtu nad Menem do Bonu na otwarcie Białoruskiej Ambysady.

Borys Kit był ciepło przyjęty kolektywem Białoruskiej encyklopedii, kierownikiem której był wówczas Michaił Aleksandrowicz Tkacziow, wiadomy uczony, społeczny działacz, do którego Borys Kit odnosił się z wielkim szacunkiem i który zdążył przed śmiercią pozostawić w książce „Wielcy mistrze artylerii” (Seria „Nasi sławni rodacy”) własną wskazówkę miejsca Borysa Kita w historii nauki: „...symbolicznie, że teraz tak dużo naszych rodaków zajmuje się problemami techniki rakiet. Tutaj palmę pierwszeństwa musimy oddać wychodźcu z Nowogródka, synowi prostego chłopa ze wsi Ogorodniki Borysowi Kitowi.”

Pierwszym o Borysie Kicie wspomniał na Białorusi twórca Międzynarodowej Asocjacji Białorusów, dyrektor Narodowego naukowo-oświatowego centrum im. F. Skoryny, profesor Adam Maldzis, który w swoim czasie zwrócił się do prezydenta Akademii Nauk Białorusi z propozycją wybrania Borysa Kita – zagranicznym członkiem Akademii Nauk Białorusi, charakteryzując go jako aktywnego, utalentowanego uczonego w dziedzinie historii astronautyki i matematyki, encyklopedystę, który dużo wie o historii oświaty na Białorusi, o historii białoruskiego odrodzeniowego ruchu

Wiadomy białoruski pisarz Borys Sawczenko w książce „Widzimy sny o Białorusi” (1990 r.) zebrał główną informację o białoruskiej emigracji powojennych czasów i postawił Borysa Kita na pierwszym miejscu wśród uczonych zagranicza.

Borys Kit chciał przynieść praktyczną korzyść Białorusi, tę dobrą tradycję on nigdy nie przerywał, pomagając rodakom na emigracji i w wydaniu książek, i w ustaleniu stałych radioaudycii dla Białorusów, żyjących w Australii, w organizowaniu białoruskiego muzeum w niemieckim mieście Lajmenie. W Berlinie działa naukowa organizacja „Międzynarodowe towarzystwo naukowe im Borysa Kita”, kierownik – Białorusin Walerij Wiktorowicz Zarecki (urodził się w Wiciebsku, wykształcenie otrzymał w Mińsku, uczony fizyk był zaproszony na pracę do Niemiec.)

Nadszedł czas, kiedy na Białorusi zmienia się stosunek do tych ludzi, którzy nie z własnej winy i woli, zmuszeni byli zostawić Ojczyznę.

Znajomość białoruskiej społeczności
z naukową i oświatową działalnością Borysa Kita, 1993 r.

Ruszyła bryła zapomnienia...
6 kwietnia 1993 roku w związku z dniem urodzin Borysa Kita w Białoruskim Uniwersytecie Kultury odbyło się świąteczne przedsięwzięcie, mające na celu zapoznanie studentów i wykładowców z jego życiem i naukową działalnością. Na uroczystości wystąpili: Adam Maldzis, Jura Chadyka, Olga Ipatowa, Rusłan Koczetkow, Lidia Sawik. Odbył się świonteczny koncert. Były wysłane pozdrowienia, ze słowami wdzięczności: „...tam, za granicą, Wy całą duszą z nami, pomagacie rodzonej Białorusi i słowem i czynem...” Zapis tej uroczystości z życzeniami były odprawione Borysowi Kitowi do Frankfurtu nad Menem, a wiadomość o tym przedsięwzięciu była nadana po telewizji.

Na małej Ojczyźnie Borysa Kita w Koreliczach 5,6 czerwca 1993 roku przeszły pierwsze krajoznawcze odczyty, organizowane Korelickim Komitetem Wykonawczym i Narodowym naukowo-oświatowym centrum imienia F. Skoryny, na którym były przeczytane referaty o historii Korelicz, zebrani wysłuchali opowiadania o życiu i działalności sławnych ludzi, których wyhodowała ta obfita ziemia. Borys Kit jej żywa historia, działacz i legenda dla tych wielu rodaków, którzy byli na sali i którzy żyli obok z jego rodzicami, bliskimi ludźmi, mogli widzieć przyrodnią siostrę Borysa Władzimirowicza Kita – Irinę Władzimirownę – sympatyczną, zgrabną kobietę, bardzo podobną do starszego brata. Ona przyszła posłuchać, co powiedzą o nim ludzie, zgdziła się pokazać, gdzie kiedyś stała chata Kitów w Ogrodnikach. Na tym miejscu dzisiaj jedna z ulic w Koreliczach. Ciche wioskowe miasteczko, zieleń sadów, ogrodów, za nimi blisko jezioro i z dala las. Na miejscu starej chaty stoi przytulny, dopatrzony dom, żyją tu nieznajomi ludzie. Borys Kit, kiedy był tu latem 1992 roku nie mógł poznać swego starego miejsca życia. I tylko wysoka grusza i rozgałęziona jabłoń życzliwie szeleściły swymi liśćmi w znak wdzięczności za to, że kiedyś posadził ich na ojcowskiej ziemi.

W lipcu 1993 r. odbyła się Międzynarodowa naukowa konferencja „3-cich Nowogródzkich odczytów”, w której wzieli udział uczeni z Mińska, Grodna, Wilna, Moskwy, Białostoka. Na konferencji z powiadomieniem o archiwum Borysa Kita wystąpiła dyrektor Nowogródzkiego historyczno-krajoznawczego muzeum Tamara Wiarszycka: „ W lutym 1993 r. wybitny uczony z dziedziny astronautyki Borys Włodzimirowicz Kit przekazał do fondusza naszego muzeum pierwszą część swego osobistego archiwum. W ciągu roku materiały wpływały do muzeum i teraz fundusz archiwum B.W. Kita zawiera więcej jak 300 jednostek konserwacji ...” Są to dokumenty, zdjęcia, korespondencja, naukowe prace słynnego rodaka.

Tu w Nowogródzkim historyczno-krajoznawczemu muzeum, został odkryty memorialny pokój Borysa Kita, gdzie się znajduje jego portret, narysowany białoruską malarką Raisą Siplewicz, której po mistszowsku, artystycznie udało się pokazać swego wybitnego rodaka, podkreślić delikatność, ludzkość szczerego Białorusina. Słynnego uczonego my widzimy w profesorskiej mantii, świecącym się wewnętrznym duchownym, intelektualnym pięknem, w głębokim zamyśleniu, on jakby wpatruje się w nas dobrym przenikliwym wzrokiem, starając się zrozumieć, kto my – Białorusini – dziś i dokąd dążymy.

Drugi przyjazd Borysa Kita do ojczystego kraju, wrzesień 1994 r.

Znajomość z pracą różnych oświatowych instytucyj.
Udział w posiedzeniach Międzynarodowej Akademii Nauk Eurazji (MANE).
Wyjazd na małą Ojczyznę (Mir, Korelicze, Nowogródek).
Podróż do Grodna.
Referat „O badaniach i perspektywach lotów na Mars”.

Dziesięć dni, z 20 po 30 września 1994 roku, trwał drugi przyjazd Borysa Kita na Białoruś. On był zaproszony do Mińska na odkrycie Międzynarodowej Akademii Nauk Eurazji, która miła się odbyć 24-26 września. Bardziej długi pobyt był zaplanowany, Borys Kit chciał lepiej poznać życie ludzi i pracę różnych instytucyj. W czas przybycia Borysa Kita z Frankfurtu nad Menem do Mińska w aeroporcie-2 jego ciepło witali przedstawiciele Towarzystwa Białorusów świata, naukowego centrum im. Skoryny, a także grupa kinostudii „Białoruś film”, która towarzyszyła mu we wszystkich jego spotkaniach i wyjazdach, szykowała dokumentalny film „Borys Władzimirowicz Kit”.

Pierwszy dzień on spędził w towarzystwie «Áàöüêàóø÷ûíû» („Ojcowizny”) w centrum im F. Skoryny, gdzie się odbyło spotkanie ze znakomitymi uczonymi Białorusi, w czasie którego o celach i problemach akademii Eurazji mówił J. Sziriajew (akademik, z pochodzenia Białorusin, żyje w Moskwie).

Następnego dnia otbyło się spotkanie Borysa Kita z kolektywem redakcji gazety „Głos Ojczyzny” (redaktor Wacław Mackiewicz). W przyjaźnej atmosferze Borys Kit czuł się, jak u siebie w domu, dużo opowiadał o dziejach na Zachodzie, odpowiadał na pytania i sam zadawał pytania. On był zadwolony nie tylko tym, że gazeta dużo artykułów poświęcała mu, ale tym, że gazeta stała się ciekawą, pojemną, stale umieszcza materiały o działaczach białoruskiej emigracji, daje objektywną informację o zajściach na Białorusi, zwraca ojcowiznie zapomniane, albo raniej zabronione imiona utalentowanych Białorusinów, ich twórczą i naukową dziedziczność.

Jako pedagoga, nauczyciela, profesora Borysa Kita ciekawiły mińskie instytucje oświatowe. On odwiedził Białoruski Technologiczny Uniwersytet, był w Białoruskim Uniwersytecie Kultury i w jednej z mińskich śriednich szkół.

W Technologicznym Uniwersytecie oglądał galerię słynnych białoruskich uczonych, gdzie się znajdował i jego portret. Galerię organizowali entuzjaści (wykładowca Jarosław Milaszkiewicz – przywodniczący Towarzystwa białoruskiej mowy na uniwersytecie, portrety malował malarz-portrecista Fiodor Kaszkurewicz). Galeria przeznaczona sławnym synom i córkom swojej ziemi, którzy zdobywali honor i sławę jak Białoruskiemu narodowi, tak i narodom innych krajów i weszli do historii światowej nauki.

Borys Kit z wielką ciekawością i uwagą ogłądał galerię, był fotografowany i filmowany obok swego portretu. Potem rektor profesor Iwan Michajlowicz Żarski zapoznał go z profesorami i wykładowcami uniwersytetu, organizacją procesu nauczania, odbył się dynamiczny, ciekawy dyjalog matematyków, których ciekawiły nie tylko wązko profesjonalne problemy, ale i życiowe, ostre, przejmójące pytania tyczące się życia Białoruskiego nadodu. („Co pomogło Wam w emigracji utrzymać się i wznieść się?”, „Wy żyliście, pracowaliście i odwiedziliście wiele krajów, byliście pedagogiem – jak i w czym można porównać młodzież?”, „Jak uratować naukę, właściwie matematykę?”, „Dlaczego nie znalazło się na Białorusi w 30 lata czcigodnych przywódców, którzy by mogli poprowadzić za sobą naród?” – takie i wiele innych pytań powstawało podczas rozmowy w kabinecie rektora). Profesor Aleksej Sałamonow przeczytał wiersz, który bardzo odpowiadał momentowi i duchu spotkania: „Ja na zawsze z tobą, Białoruś!”.

Ale najbardziej wzruszyły Borysa Kita nasze młode talenty w Białoruskim Uniwersytecie Kultury; gdzie on był obecny na zajęciach, repetycjach w klasie Drobysza (twórczość ludowa, zespół „Wałaczobniki”, w klasie Balajewej (ludowa choreografia, szła repetycja terazniejszych i starożytnych obrzędowych tańców), słuchał wystąpienia orkiestry muzyki ludowej „Spadczyna” (kierownik Albina Skorobogaćko), jaką mu przedstawiała rektor uniwersyteta Jadwiga Grygorowicz.

I już zupełnie młodym odczuł siebie Borys Kit w czasie spotkania z uczniami Mińskiego matematycznego liceum. On jakby powrócił do swojej młodości, wspominał lata, kiedy wykładał matematykę w Wileńskim i Nowogródzkim gimnazjum. „Ja po prostu jestem szczęśliwy; że widzę was tu. Ja byłem nauczycielem i dyrektorem białoruskiego gimnazjum, ale ja, żyjąc w emigracji, nigdy nie zapominałem Ojczyzny, mowy. Ja bardzo lubię matematykę, bez niej niemożliwie przedstawić nasze życie, ona – podstawa wszystkich nauk, nawet humanitarnych. Ja długi czas pracowałem w dziedzinie kosmicznych badań, gdzie wszystko oparte jest na matematyce. Ona dała początek komputerom, dziś kośmiczna, komputerowa era. Podróż na Księżyc obliczona matematycznie, to wielkie osiągnięcie ludzkości. Pracując w dziale astronautyki, ja badałem wszystko, co się tyczyło płynnego wodoru, dzisiaj on podstawa kosmicznych lotów. Ale ze wszystkich profesyj ja wydzielam nauczycielską, ja cały czas pracowałem pedagogiem – i na Białorusi, i w dalekiej Ameryce. To tak honorowo – nieść wiedzę młodzieży. Wy pójdziecie dalej, będziecie rozwijać naukę. Wszystko mnie cieszy na mojej Ojczyźnie, szczególnie wy, młodzi – moi kontynuatorzy...”

Możliwie pierwszy raz w życiu widzieli uczniowie żywego Białorusa-emigranta, akademika Międzynarodowej Akademii Astronautyki, który przeżył 50 lat za granicą i tak pięknie mówił po białorusku. Ich ciekawiło jego życie osobiste, życie w Ameryce, pytali jakimi językami włada, prosili opowiedzie o słynnym białoruskim matematyku XVI wieku Siemianowiczu, jaki począł to, co później kontynuował Ciołkowski w XIX wieku, ciekawiło ich, czy polecą ludzie w XXI wieku na Mars... Z ucziami mówił rzeczywiście Nauczyciel...

Tak, nawiązać rozmowę on mógł z ludźmi różnego wieku i różnych profesyj. W czasie posiedzenia Międzynarodowej Akademii Nauk Eurazji Borys Kit zapoznał się z metropolitem Filaretem, merem Mińska A. Gerasimenkiem, przewodniczącym Narodowego Banka Białorusi S.Bagdankiewiczem, mówił z akademikiem R. Goreckiem, merem Mołodeczna G. Karpienkiem, z którym się spotykał jeszcze w czasie swego pierwszego pobytu na Białorusi, z wieloma znakomitymi uczonymi z Rosji. Na spotkanie z nim przychodzili i przyjeżdżali jego byli uczniowie: z Wilna przyjechał Rostisław Miluk, z Mińska akademik Aleś Rakowicz. Narodowy poeta Białorusi Nił Gilewicz podarował Borysowi Kitowi nowy zbiór swoich wierszy ”Na wysokim oltarzu” z poświęconym mu nadpisem: ”Wybitnemu synowi Białoruskiej ziemi akademikowi Borysowi Kitowi – w dzień naszego osobistego zapoznania się. Pobłogosław, Boże, Wielkiego Człowieka naszego! Matce-Białorusi bardzo potrzebna jego siła i zdrowie. Nił Gilewicz 22.09.1994r. Mińsk.”

Borys Kit otryzmał od przewodniczącego białoruskiej wspólnoty na Litwie Piotra Małafieja oficjalne zaproszenie od Białorusów z Wilna w 1995 roku odwiedzić Wilnius, odznaczyć tam 85-letni jubileusz. I on obiecał, jeżeli zdrowie pozwoli, przyjechać do Wilna.

Posiedzenia Międzynarodowej Akademii Nauk Eurazji (MANE) odbywały się 24-26 września w Mińsku. Borys Kit był wybrany wice-prezydentem i rzeczywistym akademikiem. Na czele Międzynarodowej Akademii Nauk Eurazji stanął wiadomy uczony z Moskwy Jewgenij Sziriajew. Międzynarodowa Akademia Nauk Eurazji miała na celu nie konfrontację z Akademią Nauk Białorusi i innymi państwowymi instytucjami, a po pierwsze – współpracę z uczonymi wszystkich krajów w dziedzinie kultury i nauki na korzyść Białorusi. O tym mówił na pierwszej generalnej asamblei MANE mer miasta Mińska Aleksandr Gerasimienko, króry wiele w czym dopomógł w urzeczywistnieniu samej idei akademii. „Przyjemnie, że Międzynarodowa Akademija Nauk Eurazji jest organizowana właśnie w Mińsku i wybrała nasze miasto swoją kwaterą sztabu. Zdaję sobie sprawę z wielkiej odpowiedzialność władz miasta za stworzenie normalnych warunków pracy akademii. Cele jakie ona stawi, są bliskie i zrozumiałe nam, bo dla Białorusi dziś, jak nigdy raniej, potrzebne jest zachowanie i dalszy rozwój już raniej stworzonych naukowych, ekonomicznych i duchownych więzi. Nam jest ważna, jak nigdy, strukturalna przebudowa ekonomiki, skierowana na rozwój energoekonomicznych technologii i zjednoczenia wytworów pojemnych resórsów, a także rozwiązanie zagadnień, zwięzanych z konwersją. Rozwój tego wszystkiego potrzebuje rozwoju wieloprofilowej, wysokorozwiniętej nauki jako podstawy technicznego, ekonomicznego i społecznego progresu narodu.”

Właśnie dlatego do nowej akademii zostali wybrani nie tylko R. Gorecki, W. Ragojsza, G. Cichun, A. Maldis, I. Lisztwan i inni białoruscy uczeni, ale i A. Sawin, M. Majsiejew, A. Rowszenbach, B. Korniłow – wiadomi uczeni z Rosji, A. Barszczewski z Polski, W. Kipiel ze SZA, uczeni z Ukrainy. Jako honorowi członkowi zostali wybrani Mitropolita Miński i Patriarcha Ekzarch całej Białorusi Filareta, śpiewak Wiktor Skorobogaćko, asocjatywnym członkiem został wybrany A. Gerasimenko, członkiem-korespondentem – Georg Dzingli z Anglii...

Po ukończeniu pracy Międzynarodowej Akademii Nauk Eurazji dzięki staraniom Olgi Ipatowej był organizowany wyjazd Borysa Kita do miejsc związanych z jego dzieciństwem i wiekiem młodzieńczym – Mir, Korelicze, Nowogródek i Grodno (gdzie on dotychczas nie był).

Historyczny Mirski zamek spotkał gościa swymi odnowionymi ścianami w otoczeniu zieleni drzew starego parka – wszystko tutaj mówiło o przeszłych, dalekich czasach i o dniu dzisiejszym, o złożonym i sprzecznym czasie, jaki przeżywa nasz kraj.

Po drodze na swoją małą Ojczyznę, zachwycał się Borys Kit widokim pięknej przyrody, wspominał różne przygody ze swego dzieciństwa: „...tutaj koło rzeki Serwecz, w czasie Pierwszej wojny światowej przechodziła linija obrony Hindenburga, na wiele kilometrów był naciągnięty kolczasty drót, i my, chłopcy ze wsi, często ukradkiem podpełzaliśmy, nas ciekawiło wszystko, co było wzbronione... Po drodze z Korelicz do Nowogródka, gdzieś powinna się znajdować stara kapliczka, opisana A. Mickiewiczem w „Dziadach”, na schodach której odpoczywałem, kiedy pieszo wracałem z Nowogródka do domu... A jakie potężne dęby!” Boris Kit poprosił zytrzymać się, by się przypatrzeć ich rozgałęzonym wierzchołkom. On wspomniał ich małymi dąbkami, takimi, jakim był wtenczas on sam, a teraz, one mądre, wiele przeżyli, zobaczyli na swoim wieku, spotkali się niby stare przjaciele i Borys Kit czule witał się z nimi, pieszczotliwie dotykając ogrubiałej kory palcami...

Na przytulnym placu w Koreliczach Borysa Kita serdecznie witali krewni, znajomi ludzie, było organizowane przyjęcie u przewodniczącego wykonawczego komitetu miasta Korelicz Jana Alfiarowicza, zastępca Aleksandr Samiec – naprawdę aktywni działacze Białorusi, pełni miłości do swego kraju. Oni zaprosili gościa przyjechać w następnym roku na święto 600-lecia pierwszego upominania Mira i Korelicz w starych kronikach, jakie będzie szyroko się odznaczać. Odbyło się spotkanie ludności Korelicz ze swym słynnym rodakiem. Wspomnienia, pytania, wystąpienia, autografie na książce ”Powrót”. Ciekawymi i wzruszającymi były słowa byłego ucznia B. W. Kita Piotra Nowika, który specjalnie przyjechał z Wilna na spotkanie z nauczycielem: „Ja także urodziłem się we wsi Ogorodniki, 13-letnim chłopcem Borys Kit przywiózł mnie do Wileńskiego białoruskiego gimnazjum, zatroszczył się o bezpłatne utrzymanie, jak i dla wieliu innych uczniów, za to my mu jesteśmi bardzo wdzięczni, a także za to, że nasz nauczyciel zaszczepiał nam idee białoruskości. Biorąc wzór z niego, ja także całe życie pracowałem nauczycielem, teraz jestem na emeryturze, inwalida wojenny. Ja się cieszę spotkaniu z Borysem Władzimirowiczem, mam nadzieję, że teraz on częściej będzie odwiedzać ojczysty kraj. B. Kit dużo opowiadał o sobie, odpowiadał na różne pytania, z ciekawością obejrzał przeznaczoną mu wystawę pod dewizą:
„Rodzony dom, daj mi odwagę, wiem czeka mnie droga, nieuniknione pokuty, daj mi mądrość wiekuistego twego progu.” (Piotr Łaman).
Były wspólne i pojedyńcze zdjęcia na pamiątkę i pożegnalne słowa Aleksandra Samca: „Wdzięczni jesteśmi Wam za to, że nie zapomnieliście nas, ojczystej mowy, dzięki i niski ukłon, że Wy realizowaliście się jako Człowiek, Uczony, rozsławiliście naszą Korelicką ziemię, jaka dała Wam swoją siłę, aby wytrwać wszystkie wypróbowania w ciągu Waszego długiego życia. Chcę podarować Wam białoruski ręcznik z datą dzisiejszego spotkania i pamiątkowy znak Mira na pamiątkę, a także kwiaty...”

A potem była mogiła ojca na Korelickim cmentarzu, dokąd jechali po byłej wsi Ogrodniki, ulicą, która się teraz nazywa Październikowa (Oktiabrskaja). Mogiły zajmują wysokie, ładne miejsce. Tutaj cicho spoczywają rodzice pod szum wysokich sosien, a w zamglonej niedaleko okolicy widniały się Korelicze, Ogroniki, gdzie kiedyś stała chata ojca, króry teraz spoczywa za zielonym ogrodzeniem pod skromnym pomnikiem. Mogiła Włodzmierza Aleksandrowicza Kita (1882-1970), starannie dopatrzona przez Irinę Władzimirownę.

O czym myślał Borys Kit, kiedy położył kwiaty na mogiły rodziców i szedł do maszyny, ciągle się oglądając na to święte miejsce? Tu swoja ziemia, rodzone, bliskie ludzie, rodaki, zwolenniki jego talentu, byli uczniowie, ojczyste niebo... A jeszcze obok starożytny Nowogródek, gdzie upłyneły jego pierwsze młodzieńcze lata, gdzie i teraz stoi budynek białoruskiego gimnazjum, gdzie w krajoznawczym muzeum znajduje się jego naukowe dziedzictwo i dokąd on przekazał swoją togę akademika...

Spotkanie w Nowogródku było również ciepłym i wzruszającym, jak i w Koreliczach. W wielkiej, ładnej sali muzycznej szkoły zebrało się dużo ludzi. Tutaj Borysowi Kitowi przewodniczącym Nowogródzkiego wykonawczego komitetu G. Bakiem był wręczony Dyplom honorowego obywatela Nowogródka (postanowieniem 18 sesii Nowogródzkiej Rady Miejskiej od 16 czerwca 1994 r.).

Wiele dobrych słów i serdecznych życzeń było wypowiedziano w adres gościa. Czytała swoje wiersze (poświęcone B.W. Kitowi) Olga Ipatowa, słowa wdzięczności za przekazaną dziedziczność wypowiedziała Tamara Wiarszycka – dyrektor historyczno-krajoznawczego muzeum, ze wspomnieniami wystąpił Aleksiej Oniszczenko, autor książki o Nowogródzkim gimnazjum i były uczeń tego gimnazjum miejscowy poeta Samson Pierłowicz. Od Nowogródzkiego zjednoczenia białorusów świata Borysa Kita witała Tatiana Caruk, dziewczęta w narodowynych strojach wręczyli honorowemu gościowi wianek z kwiatów i zielonych dębowych liści – symbol honoru, wieczności i sławy. Wzruszony Borys Kit dziękując powiedział: „Po tym, co ja widzałem i słyszałem w ciągu swego życia – to dla mnie najszczęśliwszy moment. Szczęśliwy jestem, że myśmy dożyli do tych czasów, kiedy pojawiła się możność przyjechać do Ojczyzny, spotkać się z drogimi, serdecznymi przyjacielami. Nasza niezależna republika staje się wiadomą w świecie. Dziękuję za okazaną cześć, za szczęście być wśród Was...”

Długo potem spacerował Borys Kit w miłym towarzystwie po Nowogródku. Zatrzymali się u góry Mindoga, o tym pomniku XIII wieku ciekawie i szczegółowo opowiadała Wiarszycka, byli na starożytnym placu Nowogródzkiego zamku, skąd się odkrywa cudowny widok na miasto i jego okolice, i wiadomo, nie mogli ominąć byłego Nowogródzkiego gimnazjum, które się znajdóje u stóp zamkowej góry. Spokojem świeciły się o zmroku okna, za którymi siedzieli uczniowie, coś pisali, słuchali nauczycielki. A były dyrektor patrzał na nich i cichą radością świeciły się jego oczy – sprawa jego żyje... Wyszli wykładowcy, zaprosili do szkoły, powiadomili, że ona się nazywa imieniem Adama Mickiewicza, ale oni mają nadzieję odnowić jej historię, zebrać wiadomości o jej pierwszym dyrektorze i budowniczym.

A tymczasem on jakby się pogrążył w swoją młodość, słuchając wzruszające opowiadanie Janiny Szostak: „Ja byłam kiedyś uczennicą Borysa Kita, miałam szczęście uczyć się w Wileńskim gimnazjum, kiedy Wy tam wykładaliście matematykę i pozostawilście w naszych sercach dobre wspomnienia. Gdy Wilno odeszło do Litwy, to białoruskie gimnazjum było przeniesione powrotnie do Nowogródka. W Nowogródku pozostał budynek Nowogródzkiego gimnazjum, który nasi rodzice prywatnie, na swój koszt, budowali, a polskie władze zabrali w 1934 r. Na początku 1940 roku prawie wszyscy uczniowie Wileńskiego gimnazjum i część nauczycieli, dzięki staraniom Borysa Kita, wrócili do Nowogródka, jak na swoje dziedzictwo. Szkoła już przy władzy Radzieckiej stała się nazywać 1-ą białoruską szkołą. Jej organizatorem i pierwszym dyrektorem stał Borys Kit.

Bardzo dużo kłopotów wzwalił na swoje plecy dyrektor. Uzgodninie programów nauczania, określenie poziomu wiedzy uczniów, organizowanie bursy, odżywiania, ogrzewania. Nie było podręczników, pojawiły się nowe dyscypliny, ale już na początku nowego szkolnego roku (1940-1941) szkoła pracowała normalnie. My, uczniowie, z wielkim szacunkiem odnosiliśmy się do swoich nauczycieli, lubiliśmy ich, szanowaliśmy ich niełatwą pracę, chociaż stosunki między nami były przyjacielskie. Jeszcze w Wileńskim gimnazjum naszym wychowawcą klasy był Borys Kit. On organizowywał dla nas dużo ekskursyj. Byliśmy na Zielonych jeziorach, w Trokach.

Szczególnie się zapamiętała wycieczka na jezioro Narocz. Borys Kit sam był młody i lubił młodzież. Narocz daleko, dlatego dziewczynki pojechały pociągiem, a chłopcy popłyli po Wilii. Odpoczywając na jeziorze sami gotowaliśmy kartofle, kaszę, dużo pływaliśmy, urządzaliśmy wyścigi, było dużo żartów i śmiechu...”

I tu w opowiadanie swej uczennicy wrywa się Borys Kit: „A pamiętacie, jak płyliśmy na lódkach jeziorem, niebo było czyste, błękitne, tylko daleko na horyzońcie pojawiła się, słabo widzialna, chmurka. Ale z niej, dopóki płyliśmy, zaczeła się straszna burza, jezioro zaczeło się pienić, pojawiły się wysokie fale, niektórzy uczniowie przestraszyli się, mali zaczeli płakać. Ja cały czas starałem się ich podtrzymać na duchu, zmuszałem płynąć przeciw fal, ale i sam bardzo się niepokoiłem o dzieci. Kiedyśmy dotarli do brzegu, rybacy bardzo się zdziwili, że się znaleźli tacy odważni, nawet oni, doświadczeni i zahartowani, nie wychodzą w taką pogodę na jezioro. Na brzegu była niewielka wieś, dzieci nakarmili kartoflą i kwaśnym mlekiem. Z powrotem do Wilna wracaliśmy, płynąc po Wilii w dół z biegiem rzeki, zatrzymywaliśmy się u rodziców uczniów, prowadziliśmy propagandę białoruskości, mówiliśmy tylko po białorusku, opowiadaliśmy o swoim gimnazjum, śpiewaliśmy białoruskie pieśni... Ja pamiętam, kiedy sam byłem uczniem Nowogródzkiego gimnazjum, to my nieraz z nauczycielami organizowaliśmy takie wyjazdy, płyliśmy po Niemnu od Jaremii do Lubczy, dawaliśmy koncerty w języku białoruskim, opowiadaliśmy o białoruskiej historii, literaturze, czytaliśmy wiersze...”

Wspomnienia znów przedłuża Jadwiga Szostak: „Ja pamiętam nasz wieczór pożegnalny. My z Wami, Borys Władzimirowicz, poszliśmy za okolicę miasta. Klasa poręczyła mi wypowiedzieć Wam słowa wdzięczności za Waszą oddaną pracę z nami, za cudowne lekcje z fizyki i matematyki, opowiadania z astronomii, historii, literatury, muzyki. Wszystko Wy wiedzieliście, wszystkim ciekawiliście się, byliście nam przykładem, budziliście chęć wiedzy. My wtęczas wręczyliśmy Wam album ze zdjęciami uczniów naszej klasy. Wracaliśmy do domu i nie wiedzieliśmy wówczas, że Druga wojna światowa przekreśli wszystkie młodzieńcze marzenia, rozrzuci nas po świecie, i z wieloma już nie uda się spotkać. Dlatego my dziś jesteśmy bardzo radzi Was widzieć, przyjmować na rodzonej ziemi...”

Znowu zdjęcia na pamiątkę na ganku byłego gimnazjum, obok okna pokoju w którym kiedyś żył, będąc dyrektorem, Borys Władzimirowicz Kit.

Dalszy ciąg rozmowy był już w pomieszczeniu Nowogródzkiego historyczno-krajoznawczego muzeum, gdzie dla wielu sławnych nowogródczan poświęcona była wielka ekspozycja. Borys Kit poznał tu na zdjęciach wielu swoich znajomych: Czatyrkę, P. Skrabca, L. Borysoglebskogo, którzy razem z nim pracowali w Nowogródzkim gimnazjum. Znowu fala wspomnień pochłoneła Borysa Kita i on opowiadał o młodych latach, o pierwszej miłości, o Nowogródku 20-30 lat, niezapomnianych przyjacielach, których już nie ma... Arkadij Laszewicz... Uczeń, pomocnik, przyjaciel Borysa Kita. Oddany sprawom społecznym, białoruski patriota, pomagał w przeprowadzeniu Wileńskiego gimnazjum do Nowogródka, był przewodniczącym uczniowskiego komitetu Nowogródzkiego gimnazjum, występował na różnych uroczystościach. Później został wojewodą Białostockim, prowadził białoruską politykę. Rząd Polski był niezadwolony z jego dzałalności. A. Laszewicza przeprowadzili do Warszawy, gdzie on wkrótce zmar. Żyje jego syn, teraz profesor medycyny Warszawskiego Uniwersytetu w Białymstoku. On odbywał praktykę u profesora Krzysztofa Marlicza (mąż córki Fiodara Iliaszewicza). Borys Władzimirowicz dowiedział się o synie Laszewicza, zadzwonił mu i oni długo mówili, wspominali ojca – Arkadia Laszewicza, jego pełną partiotyzmu białoruską duszę...

Bardzo serdecznie i wzruszająco mówił Borys Kit o utaletowanym poecie, patriocie Białorusi Fiodorze Iliaszewiczu „Z początku zaprzyjaźniłem się z jego bratem Mikołajem Iliaszewiczem (ich chłopska rodzina żyła w Prużanach). On zakończył Prażski Uniwersytet, historyczny wydział. Uczył się i żył Mikołaj w Pradze razem z Władzimierzem Żyłkiem, Wincentem Żuk-Gryszkiewiczem, Janem Geniuszem, Mikołajem Goroszkiem, Aleksandrem i Piotrem Orsami. Mikołaj Iliaszewicz wydał w Pradze pierwszą książkę w czeskim języku „Białoruś i Białorusini”, w której objektywnie pokazał rolę Białoruskiego wojennego zjazdu (jesień 1917 r.), ogólnochbiałoruskiego zjazdu w Mińsku (grudzień 1917 r.), Słuckiego powstania w listopadzie 1920 r. Książka M. Iljaszewicza w sowieckiej Białorusi była spotkana niechętnie. Nigdy powtórnie nie wydawała się, jednak czeska społeczność miała możność zapoznać się z historią, kulturą, przyrodą Białorusi, z życiem Białorusów w Polsce, Litwie, Łotwii, przeczytać w tłumaczeniu na czeską mowę wiersze J. Kupały, J Kołosa, C. Gartnego, M. Czaroty, A. Dudara, A. Morkowki, poznać prozę T. Guszczy, bajki A.Siarżputowskogo. Po powrócie do Ojczyzny, Mikołaj Iliaszewicz wykładał w Wileńskim białoruskim gimnazjum literaturę i historię, a ja matematykę, myśmy się bardzo zaprzyjaźnili, żyliśmy w jednym domu. Bardzo szkoda, Mikołaj zachorował na gruźlicę i zmar w 1934 roku. Za jego trumną szło całe gimnazjum, dzwięczał pogrzebowy marsz Szopena, przemówienia, nad przedwcześnie zmarłym szczerym białoruskim patriocie, mówiło wielu wykładowców. Pochowany Mikołaj Iliaszewicz na Wileńskim cmentarzu. Zamienił Mikołaja jego młodszy brat Fiodor, który także skończył historyczny wydział ale Wileńskiego Uniwersytetu, począł wykładać historię i białoruską literaturę. Fiodor już wtęczas był wiadomym poetą, ja się zachwycałem jego wierszami, poświęconymi ojczystemu kraju. My wtedy byliśmy zajęci białoruską działalnością, a Fiodor mógł wypowiedzieć nasze uczucia, dążenia do jedności Białorusi wysokim poetyckim słowem, które znajdywało odgłos w sercach słuchaczy.

Możliwie i naprawdę wielu bojowników o białoruską ideę przyszło za rano, niektórzy wcześnie zmarli, inni cały czas odczuwali prześladowanie ze strony polskich władz, trafili do więzienia na Łukiszkach... Fiodor był zwolniony z pracy w gimnazjum za swój patriotyzm, a ja miałem dokument, który administracji gimnazjum nie dawał prawa zwolnić mnie bez zezwolenia Ministerstwa Oświaty, chociaż ja wykładałem matematykę w języku białoruskim i brałem aktywny udział w białoruskich sprawach. Jednak, kiedy ja przeprowadziłem uczniów w 1934 roku z Nowogródzkiego gimnazjum w Wileńskie, to i na mnie Polacy zaczeli zbierać kompromitujący materiał.

Tak się stało, że z Warszawy do Wilna przyjechał nowy inspektor gimnazjum – Juliusz Balicki. Sprawdził Białoruskie ginmazjum, nie znając jeszcze zakulisowych rokowań miejscowych polskich władz, on wydał mi wspaniałą charakterystykę, bo jemu się bardzo spodobały moje lekcje i dlatego ja, jako najlepszy nauczyciel gimnazjum, stałem się niedostępnym dla swawoli miejscowych władz. Ale mnie prześladowali w inny sposób – zabronili wyjeżdżać za granicę, jako osobie „politycznie podejżanej”. Pamiętam była organizowana ekskursja nauczycieli do Europy Zachodniej, ja już załatwiłem dokumenty, wniosłem opłatę, napisałem Białorusom do Berlina, aby spotkali (w Berlinie w tym czasie uczył się Kałosza), ale oficjalne polskie władze w ostatnią chwilę odmówili mi w wizie, wykreślili moje imię z listy ekskursantów, tym bardziej, że im było wiadomo, że ja byłem aresztowany i siedziałem w więzieniu na Łukiszkach, po rozgromie TBSz, chociaż ja wówczas byłem jeszcze studentem Wileńskiego Uniwersytetu, a przewodniczącym TBSz był Grigorij Romanowicz Szirma. Jak teraz pamiętam – we czwartek miałem czytać referat na seminarium z matematyki, a w poniedziałek mnie aresztowali, i wsadzili do więzienia na Łukiszkach, w sąsiedniej celi siedział G. Szirma. Szło śledztwo, czy należę do komunistycznej partii. Ja trafiłem do jednej celi ze studentem Chaniawkiem, którego wkrótce wypuścili. Jednemu było strasznie w celi, ja bardzo przeżywałem, niepokoiłem się. Podczas spaceru w więziennym podwórku spotkałem Wasyla Ragulę, byłego białoruskiego senatora w polskim sejmie. Rozmówiliśmy się i ja powiedziałem, że Chaniawkę wypuścili, a mnie smutno i przykro siedzieć jednemu. Ragula pomówił z kierownikiem ochrony, aby mnie przeprowadzili do jego celi i tu ja się poczułem zupełnie inaczej, owiele lepiej. Wasyl Ragula podniósł mnie na duchu, mnie młodemu studentowi (21rok), dużo opowiadał o swoim życiu, uspakajał, nastrajał na nową walkę za białoruską ideę. Śledztwo stwierdziło, że ja nie należę do żadnej partii i ja byłem zwolniony z więzienia i poszłem na zajęcia, studeńcii nawet nie zwrócili uwagi na moją nieobecność i nie wiedzieli, że ja parę dni siedziałem w więzieniu.

Ja byłem bardzo duchowo bliskim z Fiodorem Iliaszewiczem, cały czas przyjaźniłem się z nim, podtrzymywałem jak najleprze stosunki z jego rodziną. Po wojnie ja trafiłem do Munchena, a Fiodor Iliaszewicz, jaki zawsze pomagał Białorusinom, podczas emigracji, żył w Watenstedcie, gdzie się znajdował obóz dla przesiedlonych osób. Tutaj on założył białoruskie gimnazjum imienia F. Boguszewicza i wykładał, jak i w Wilnie, historię, białoruski język i literaturę. Razem z Alesiem Gatkowiczem urządzali literackie wieczory, wydawali gazetę, organizowali białoruskie życie w tym niemieckim mieście. Często tu przjeżdżał czytać swoje wiersze Majsiej Siadniow, u nich z Fiodorem były przyjacielskie stosunki, u poetów było dużo wspólnych interesów. Ja przyjechałem do Watensztatu w 1946 roku, aby odwiedzić i spotkać się z Białorusami, wśród których było dużo moich uczniów, znajomych. I Fiodor Iliaszewicz i Aleś Gadkowicz bardzo się ucieszyli spotkaniu, bo chodziły pogłoski, że ja zginełem, wpadłem w ręce gestapo. Aleś Gatkowicz żył z Fiodorem Iliaszewiczem w jednym pokoju, on ustąpił mi swoje łóżko, i my z Fiodorem przegadaliśmy całą noc, wspominaliśmy Ojczyznę, Wilno, bliskich ludzi, swoje młode lata na Białorusi. Nikt z nas nie myślał, że to nasze ostatnie spotkanie, że Fiodor Iliaszewicz zginie tak rano i tragicznie. Ja często czytałem wiersze Fiodora Iliaszewicza, Majsieja Siadniowa podczas swoich lekcji, zachwycałem się ich poetyckim darem.”.

Borys Kit mówił a jego z przyjemnością słuchali, bo kto i kiedy opowie tak wzruszająco i ciekawie o dziejach utalentowanych ludzi Białorusi, z którymi jego łączyła w ciągu wielu lat wspólna walka o białoruskie odrodzenie ... Słuchali, zadawali pytania, dopełniali, sami opowiadali – pracownikom muzeum, historykom swego kraju było co opowiedzieć gościu. I dyrektor muzeum Tamara Wiarszycka – młoda, piękna kobieta, wykształcony specjalista muzeum z doskonałą wiedzą angielskiego, niemieckiego, białoruskiego języków, i Mikołaj Gajba – naukowy współpracownik, autor historyczno-krajoznawczego szkica o Nowogródku, wydany oddzielną książką, i Iwan Siergiejewicz Gryń – były współpracownik muzeum (nadzwyczaj podobny do cara Mikołaja II, jak trafnie spstrzegł Borys Kit), teraz inspektor po ochronie historyczno-kulturalnego i intelektualnego dziedzictwa Nowogródzkiego kraju ciekawie z głęboką wiedzą opowiadali o dziejach swego kraju . W ekspozycjach historyczno-krajoznawczego muzeum, z miłością zebranych i pięknie udekorowanych, odczuwał się wysoki estetychny gust, gruntowne historychne i naukowe badania prawdziwych odrodzeńców Ojczyzny.

A przed sobą mieli jeszcze spotkanie z Grodnem – cudownym starożytnym białoruskim miastem, które zachwyca każdego, kto chociażby raz przeszedł się jego ulicami, stał nad Niemnem, widział stary i nowy zamek, pałace, Kałożę, mówił z wybitnymi przedstawicielami białoruskiego narodu.

Najpierw o mieście swojej młodości opowiedziała w drodze do Grodna Olga Ipatowa, a później przewodnikami byli dawni znajomi Borysa Kita Andrzej Majsiajonek – ludowy deputata Grodzieńskiej obwodowej rady, zastępca dyrektora po naukowej pracy Instytutu biochemii Akademii Nauk Białorusi (z 1995r. – dyrektor), kierownik krajoznawczego stowarzyszenia (on wiele pisał o Borysie Kicie, występował z referatami o jego naukowej pracy), Aleś Krawcewicz – prorektor po naukowej pracy Grodzieńskiego Uniwersytetu, wiadomy archeolog, historyk, autor wielu naukowych prac, i Wincenty Buko – doktor biologicznych nauk, kierownik laboratorium gepatologii Instytutu biochemii Białorusi, króry się zapoznał z Borysem Władzimirowiczem podczas swojej podróży po Niemczach we Frankfurcie nad Menem. Jakże przyjemnie było słuchać tych zakochanych w swojej pracy ludzi, prawdziwych białoruskich inteligentów, którzy doskonale znali swój kraj, jego historię i którzy dużo robią dla narodowego odrodzenia się Białorusi. Wzruszająco opowiadał Aleś Krawcewicz o Królewskim zamku, gdzie teraz znajduje się muzeum, biblioteka, (z jej bogatym działem rzadkich książek, jakimi zarządza pracowita, oddana swojej sprawie – Wanda Iwanowna Szocik), o starym zamku Stefana Batorego, o pałacu Witolda, o śwątyni XII stólecia, odkopanej przez archeologów, powiadomił także skąd nazwa Kałożskiej cerkwi, pomnika architektury czasów Witolda. W 1853 roku prawą część jej podmyły wody Niemna i ona upadła do rzeki – tak i stoi Kałoża – jedna część drewniana, druga kamienna, z majlikowym tęczowym wzorem, na którym można dojrzeć klejma majstrów XII wieku. A trochę niżej Kałoży wzniesiony jest pomiątkowy znak „Pogonia na Grunwald. 1410” (autor Aleś Draniec). Wszystkie te starożytne pomniki kultury, zbudowane naszymi przodkami na wysokim, stromym brzegu Niemna, toną w zieleni starych parków i sadów, ledwie dotkniętych złotem wczesnej jesieni. Z wielką uwagą i ciekawością słuchał, patrząc na to piękno człowiek, który objezdził cały świat, i zdawałoby się, że go niczym niemożliwie zdziwić. Później Borys Kit powiedział, że Grodno niemniej ciekawe i piękne miasto w porównaniu z zachodnioeuropejskimi miastami.

Nastąpił dzień 28 września. Z samego rana Borys Kit odwiedził Instytut Biochemii. Andrzej Majsiajonek przedstawił go dyrektorowi instytuta, opowiedział o dzałalności i strukturze tego naukowego centrum i o jego założycielu i pierwszym dyrektorze akademiku Jurju Michajłowiczu Ostrowskim, który rano umarł w 1992 roku, ale pozostawił po sobie dobrą pamięć wśród ludzi. O tym świadczy odkryty w instytucie muzeum J. M. Ostrowskogo. On korespondował z Borysem Kitem, telefonował mu do Frankfurtu nad Menem, zwrócił się z propozycją do prezydenta Akademii Nauk Białorusi o wybraniu B. W. Kita honorowym akademikiem ANB. J. M. Ostrowski był nie tylko wybitnym uczonym-biochemikiem, doktorem nauk medycznych, ale i aktywnym społecznym działaczem, przyjmował aktywny udział w odbudowie zrujnowanego białoruskiego historyczno-kulturalnego dziedzictwa, liczył główną, najpilniejszą sprawą w odrodzeniu Białorusi wychowanie narodowej świadomości, był członkiem Grodzieńskiej rady TBM, pracował nad książką „Białorusy: genetyka, religija, narodowość”, ciekawił się historią, literaturą. On przyjaźnił się z Wasylem Bykowym, jemu darowała swoje książki Łarisa Genijusz, pisali mu Zośka Wieraś, Leon Łuckiewicz, on zachwycał się twórczością W. Korotkiewicza, i innych klasyków białoruskiej literatury. Memorialny kabinet-muzeum dużo mówi zwiedzającym interesantom o J. M. Ostrowskim – Uczonym, Człowieku, Obywatelu, Białorusinie.

Był Borys Kit i położył kwiaty koło memorialnej płyty na domie, gdzie mieszkał Grygori Romanowicz Szirma, z którym on był osobiście znajomy jeszcze w 30-lata, zwiedził muzeum Maksyma Bogdanowicza, ekskursję przeprowadziła organizatorka tego muzeum, znana poetka Danuta Biczel-Zagnietowa. Ona z zamiłowanuem mówiła o losie i twórczości naszego słynnego poety. Borys Kit odznaczył, że muzeum Maksyma Bogdanowicza przypomniał mu muzeum Betchowina w Bonie, ten sam europejski poźiom i w ujęciu materjału, i bogactwie eksponatów, i w intelekcie kierownika.

Ale głównym wydarzeniem stał się dla Borysa Kita pobyt w Grodzieńskim Uniwersytecie imienia Janki Kupały, ku pomniku któremu obok głównego wejścia on złożył kwiaty. Było organizowane przyjęcie w rektoracie, dokąd zaprosili i grodzieńską telewizję. Rektor uniwersytetu profesor Leonid Michajłowicz Kiwa powiadomił, że Grodzieński Uniwersytet został utworzony w 1978 roku, na podstawie szkoły pedagogicznej. Teraz tutaj pracuje wiele fakultetów z samych różnych dziedzin, uczy się 7 tysięcy studentów (na dziennym i wieczorowym wydziałach), którym czytają wykłady 600 wykładowców wyższej kategorii: profesorowie, doktorowie, kandydaci nauk.

Borysowi Kitowi był nadany tytuł Honorowego profesora Grodzieńskiego Uniwersytetu. Borys Kit serdecznie podziękował, że go przyjeli w grono Grodzieńskiego Uniwersytetu i poprosił, jeżeli będzie możność, otworzyć filiję uniwersytetu w Nowogródku. Na tę proźbę rektor odpowiedział, że on sam pochodzi z Nowogródka. Skończył Białoruski Państwowy Uniwersytet w Mińsku, a jego młodszy brat i siostra uczą się w szkole, dyrektorem której był B. W. Kit i że on zbiera się otworzyć tam liceum humanitarnych nauk i licejum z ekonomicznym profilem, ale teraz bardzo ciężko z materialnym ubezpieczeniem, uniwersytetowi nie wystarcza lokali. Wydzielona dobra placówka na brzegu Niemna, niedaleko Kałoży, dla budowy nowych korpusów uniwersyteta, ale stan ekonomiczny w kraju na tyle trudny, że niewiadomo kiedy się znajdą środki na to. Borys Kit obiecał pomóc w nawiązaniu stosunków z europejskimi uniwersytetami, jak już pomógł Instytutowi Biochemii i A. Majsiajonkowi nawiązać stosunki z Jelskim Uniwersytetem.

W interwiu dla telewizji Borys Kit podkreślił, że jest szczęśliwy znowu odwiedzić Ojczyznę, i nie tylko on ale i wielu emigrantów Białorusów, będą zadwoleni, że mu wręczyli dyplom honorowego obywatela Nowogródka i honorowego profesora Grodzieńskiego Uniwersyteta i że on szczerze wierzy w nasze nacjonalne odrodzenie, tym bardziej kiedy zobaczył, spotkał się z młodzieżą, wieloma Białorusinami, którzy ofiarnie pracują w sprawie białoruskiej idei. Z powrotem drogi nie ma, w całym świecie dziś odczuwa się ruch do niezależności. I jeszcze on powiedział, że mu bardzo się spodobało miasto, o jakim tak ciekawie opowiadał Aleś Krawcewicz. On był wzruszony pięknymi starożytnymi pomnikami, muzeami, ludźmi Grodna, tutaj mu dowiodło się bydć po raz pierwszy, ale ta podróż zostanie w jego pamięci na całe życie. Na pożegnanie rektor uniwersytetu podarował Borysowi Kitowi książki: „Grodno” i „Grodzieński Państwowy Uniwersytet”, a Aleś Krawcewicz swoje historyczne badania „Grodzieński zamek” i „Tewtońska orda. Od Jerozolimy do Grunwalda”.

Niezapomnianą okazała się dla Borysa Kita podróż do Grodna jeszcze i dlatego, że na spotkaniu ze studentami fizyko-matematycznego wydziału, jakie prowadził rektor uniwersytetu, Borys Kit znowu się okazał w swoim żywiole wykładowcy swojej ulubionej matematyki, znowu dużo opowiadał o sobie, o swojej pracy w Ameryce i pedagogicznej działalnożci na uniwersytetach Europy, powińszował młodzież z niezależną Białorusią. „Wy zobaczycie Białoruś w następnym stuleciu. Wy będziecie świadkami rozkwitu naszego kraju...”

O następstwie pokoleń, splocie ludzkich losów, idei narodowego odrodzenia mówiła w swoim ciekawym wystąpieniu Olga Ipatowa, w końcu przeczytała swoje wiersze, poświęcone Borysowi Kitowi i Grodnu – miastu swojej młodości.

I posypało się mnóstwo pytań, jakie świadczyły, że studentom było ciekawie zapoznać się ze sławnym Białorusem, usłyszeć jego zdanie odnośnie różnych życiowych problemów. Po odpowiedzi na pytania studentów, Borys Kit przeczytał referat „O badaniach i perspektywach polotów na Mars”

Badania i perspektywy polotów na Mars

Przed przyjazdem na Białoruś ja się związałem telefonicznie z Andrzejem Majsiajonkiem i powiadomiłem go o swoim zamiarze odwiedzić Grodno. Andrzej Majsiajonek poprosił mnie przyszykować nieduży referat na dowolny temat. Ja wybrałem z dziedziny astronautyki, której poświęciłem wiele lat, żyjąc w Ameryce. Ja liczę, że Białoruś dziś, jako niezależne państwo, może się także dołączyć do światowego ruchu astronautycznego.

Temat mego referatu może się pokazać dziwnym i nierealnym. Ale uwierzcie mi, progresywny świat zajmuje się problemem polotu do najbardziej na to odpowiedniej planety Mars.

Niewątpliwie, że taki projekt będzie projektem następnego stulecia. Mnie już nie będzie, ale wy, młodzi, będziecie dźwigać to wielkie dzieło.

Kiedy w naszym stuleciu, udało się tak wiele osiągniąć jak: wysłanie Związkiem Radzieckim na orbitę Ziemi pierwszego sztucznego satelity Ziemi "Sputnik 1" (4 października 1957 r.), polot w kosmos pierwszego człowieka – Jurija Gagarina na pokładzie "Wostok 1" (12 kwietnia 1961 roku), pierwszy spacer kosmiczny, dokonany przez Alekseja Leonowa (w 1965 r.), wyprawa na orbitę pierwszej stacji kosmicznej "Salut 1" (w 1971 r) i lądowania pierwszego człowieka na Księżycu (21 lipca 1969roku, w amerykańskiej misji "Apollo 11"), kiedy dwoje astronautów – Neil Armstrong i Edwin Aldrin – wylądowali na powierzchnię Księżyca i później przedłużały się loty na Księżyc aż do 1972 r. i 12-tu kosmonautów odbyło podróż na Księżyc. Początki eksploracji kosmosu, można powiedzieć, były napędzane przez wyścig kosmiczny pomiędzy Związkiem Radzieckim i SZA. Był to jeden z przejawów rewalizacji geopolitycznej, takiej jak zimna wojna. Ale po skończeniu się zimnej wojny konkurencja zmieniła się we współpracę, co widać na przykładzie Międzynarodowej Stancji Kosmicznej.

Człowiek nigdy nie może się wtrzymać na osiągniętym. Przyszłość przedstawia się następnie, kiedy człowiek będzie mógł oswoić inną planetę, to do jego usług będzie tylko Mars. W ostatnim czasie wiele mówią, piszą, prowadzą dyskusje na kongresach nie tylko o różnych projektach po astronautyce, ale i o możliwości przyszłych badań i opanowania planety Mars. Dlatego mi się i wydało, że temat o możliwości polotu człowieka na Mars, byłby najbardziej ciekawym i odpowiednim dla młodych uczonych.

Mam nadzieję, że mój nieduży referat, powiększy wasze zaciekawienie, białoruskiego społeczeństwa i państwa, i sprowadzi was i Białoruś do aktywnego udziału w światowym astronautycznym ruchu, jak to dziś robi wiele państw – członków Międzynarodowej astronautycznej federacji, która co roku zbiera w różnych krajach świata kongresy. W tym roku astronautyczny kongres odbędzie się w m. Jerosolimie (Izrael). Dziś tylko dwa państwa – SZA i Rosja – zdolni są samodzielnie pracować nad proektem polotu na Mars. Możłiwie w przyszłości te dwa kraje zjednoczą wysiłki, do tego wszystko idzie, i wówczas sprawa ta pójdzie łatwiej. Były już podczas kongresów zgłoszenia odnośnie koordynacji lotów na Mars, pomiędzy Rosją a SZA. O tym szła mowa podczas drugiej Międzynarodowej konferencji po badaniu Układu Słonecznego w Pasadenie (Kalifornia, śierpień 1990 r.) pomiędzy profesorem Waleriem Barsukowym i Georgiem Bushem (w owym czasie – prezydentem SZA).

Co się tyczy planów samej Rosji, to ona ma zamiar w 1996 r. wysłać bezzałogowy statek kosmiczny na księżyc Marsa – Fobos, a w 1997 r. wspólnie z Francją planuje wysłać kosmictny statek w rejon pasa asterojdów pomiędzy Ziemią a Marsem. W 1998 r. Rosja zamierza odnowić badania planety Wenus. Obie rosyjskie próby wysłania kosmicznych statków na Fobos w przeszłe lata nie urzeczywistniły się. Co się tyczy SZA, to u nas, jak i w Rosji, możliwie w mniejszym stopniu, trwa ekonomiczny kryzys, co przeszkadza kongresowi wydzielić subsydje. Podliczyli, że cena badań i polotu na Mars może się okazać trochę większą, aniżeli dzisiejszy deficyt biudżetu SZA (więcej tryliona dolarów) i dlatego wielu deputatów kongresu liczą, że możliwie lepej zaczekać z takimi wielkimi proektami.

A jednak, pomimo tych trudności, istnieje i będzie istnieć zawsze, żądza wiedzy, buntowniczy duch, który zmuszał człowieka odkrywać polarne bieguny, płyć na małych statkach po oceanie w niewiadomą dal, pokonywać powietrzne oceany, lecieć na Księżyc. Oczarowany ciekawością człowiek pragnie zbadać kosmiczną dal, wbrew logiki i rozumu.

Zanim przejdziemy do pytania, jak zbadać i polecieć na Mars, zrobimy nieduży przegląd tego, co już wiemy o tej tajemniczej planecie.

Czerwonawy kolor planety Mars, przyczynił się do tego, że trzy tysiące lat temu wawilońscy astronomi, powiązali ją ze strasznym bogiem wojny Niergałem, imieniem którego ona i była nazwana. Grecy i Rzymianie identyfikowali ją ze swoimi bogami Aresem i Marsem. Pierwszy raz zobaczył planetę Mars w teleskop wielki uczony Galileo Galilei w 1610 roku, a w 1877 roku amerykański astronom Asaph Hall odkrył Fobos i Dejmos – księżyce Marsa.

Mars znajduje się w odległości 228 milionów kilometrów od Słońca. Jego rok wynosi 687 dni, a doba – 24,6 godzin. Średnica planety – 6 787 kilometrów, masa – jedna dziesiąta Ziemi. Siła przyciągania na powierzchni Marsa wynosi 40% ziemnej. Średnia temperatura równa się -50 ºC, najwyższa temperatura sięga -1,5 ºC, a na polarnych biegunach dochodzi do – 130 ºC , co prawie w dwa razy chłodniej, aniżeli na Ziemi, w same straszne syberyjskie mrozy.

Mars otrzymuje w dwa razy mniej energii od Słońca w porównaniu z Ziemią. Atmosfera jego sucha i rozrzedzona, a skalista powierzchność ufarbowana jakby w rdzawy kolor, z powodu wielkich zasobów rudy żelaznej.

W końcu XIX stulecia, kiedy się pojawiły zdjęcia z wiadomą „siecią kanałów”, rozegrała się fantazja u ludzi na Ziemi i pojawiły się pytania – czy jest życie na Marsie? Pisarze fantaści wydali książki na ten temat: „Wojna światów” G. Wells, „Aelita” A. Tołstogo, „Marsyjańskie kroniki” R. Bradbury i inne. Ale jak to zawsze bywa, rozpalona fantazja przycichła, jak tylko nauka wyjaśniła tajemnice Marsa.

W 1965 i 1973 latach Amerykańce odprawili na orbitę Marsa kosmiczne statki-laboratoria „Marinar-4” i „Marinar-9”. Te laboratoria przysłały na Ziemię precyzyjne zdjęcia „Kanałów”. Okazało się, że to nie są kanały, zbudowane mądrymi istotami, ale wyschłe łoża potężnych wodnych potoków. Kolosalne dziury-zbiorniki wody, okazały się ogromnymi kanionami w porównaniu z którym wielki kanion amerykański Grand Kanion – to tylto niegłęboka szczelina górska. A księżyce Marsa – to ogromne kamienne głyby nieprawidłowej formy ze średnicą 26 km u Fobosa i 16 km u Dejmosa. A jeszcze później, w 1976 roku „Wiking-1” i „Wiking-2” usiadły na powierzchnię Marsa, zrobiły analizę gruntu, i wysłały na Ziemię powiadomienie: „Mars martwa planeta, żadnego życia tu nie ma, nawet w formie mikroorganizmów.” Biorąc pod uwagę, że próby „Wykingów” mogą się odnosić tylko do tej miejscowości, więc potrzebna była pełna mapa planety. W tym celu po upływie 17 lat, 25 września 1992 roku, z mysa Canaveral (Florida) podjął się w niebo statek-laboratorium „Mars-Obsierwier”. Jego zadaniem było pokonać 12 milionów kilometrów, przetrwać w locie 11 miesięcy i wyjść na orbitę Marsa w śierpniu 1993 roku. Celem tego projektu było otrzymanie dokładnego topograficznego zdjęcia, szczegółowy analiz atmesferycznych warunków i poszukiwanie oznaków życia w różnych miejscowościach Marsa. Bardzo ważnym było także odnalezienie odpowiedniego miejsca dla lądowania przyszłych statków, jak automatycznych, tak i załogowych.

Program projektu, obliczony na trzy lata, kosztem w 980 milionów dolarów, wyzwał w naukowym środowisku wielką ciekawość i wzruszenie. Odprawić taki statek możliwie tylko raz w ciągu 26 miesięcy, kiedy Mars i Ziemia znajdują się odnośnie siebie w najbardziej dogodnym położeniu. „Mars-Obserwator”, który waży 2,5 tony, będzie się obracać wokół Marsa na wysokości 400 km i pracować bezustannie wszystkie 687 dni – marsyański rok. Laboratorium wyposażona jest we wszystko, co mogła dać ówczesna technika. Jej wideokamery są zdolne przekazywać dokładne, wyraziste kształty przedmiotów, mających długość paru metrów. Głównym celem laboratorii – przyszykowanie się do przyszłełego lądowania człowieka na Marsie. W pomóc „Mars-Obserwatorowi” niedawno był zapuszczony za pomocą „Shattle” kosmiczny teleskop robot-fotoobektyw, który robi dokładne zdjęcia Marsa. Ostatnio wszystkie kosmiczne proekty realizowane są za pomocą amerykańskiego kosmicznego samolotu-wahadłowca „Shattle”. Z myślą, że na Marsie nie ma życia uczeni już się zżyli. Teraz idzie spór o tym, czy było tam raniej jakiekolwiek życie? I wielu myślą, że Mars jest podobny do Ziemi i w jakim on teraz stanie – do takiego stanu dojdzie i Zemia.

W czym różnica między tymi planetami? Jak widzimy, Ziemia posiada wodę, co się przyczyniło do pojawienia w oceanach wodorośli, które pochłaniały z atmosfery dwótlenek węgla. On się wyrzucał do atmosfery tektonicznymi siłami i napełniał ją tlenem, tworząc idealną równowagę, która utrzymuje klimat, co sprzyja życiu na Ziemi.

Mars, widocznie, kiedyś też posiadał wodę na swojej powierzchni. Ale on mniejszy od Ziemi, tektoniczne procesy były mniej aktywne, wobec tego dwótlenek węgla więcej się pochłaniał z atmosfery, aniżeli powracał z powrotem. Nie było słoja dwótlenku węgla wokół planety, który by nie dopuścił ochłodzenia i podtrzymałby życie (efekt porowy). W rezultacie woda zamarzła i Mars stał się chłodnym, suchym i martwym. Nad planetą przenoszą się straszne wichury, które roznoszą pył, napełniony rudą żelazną, jakiej dużo w powłoce Marsa, co robi go czerwonawym.

Możliwie miliony lat temu wszystko było inyczej na czerwonej planecie. Wyschłe wodorośle, olbrzmie szczeliny mówią o tym, że tu kiedyś burzyły się potoki wodne. A raz była woda, znaczy było i życie, możliwie i rozumne. Jeżeli byli nadzielone rozumem istoty, możliwie oni urządzili wzryw jądrowy? Ale czy się uda odnowić tam życie?

Teraz powstaje pytanie – będzie kiedykolwiek znowu życie na Marsie, a nie pytanie – czy jest życie na Marsie? Teraz ludzkość zastanawia się: „Czy nasz człowiek powróci życie na Marsie, zrobi jego filią Ziemi?”

Ekspedycję na Mars można wykonać na kosmicznym statku, jednak ta możliwość znajduje się w sferze domysłów. Ciekawe przepuszczenia podaje amerykański astronauta Michael Collins, który ma wielkie doświadczenie w kosmicznej działalności, dlatego że sam uczestniczył w polocie na Księżyc. On napisał książkę „Misja na Marsie”, w której podaje bardzoo ciekawe rady. Oto niektóre z nich: dobrze by było zbudować nie jeden kosmiczny statek ale dwa, które by poleciały na Mars (na przykład jeden amerykański , a drugi europejski) w celu, by drugi cały czas leciał dla podtrzymania pierwszego. Pierwszy usiądzie na powierzchni Marsa, drugi będzie się znajdował na orbicie Fobosa, który się znajduje w odległości 9 400 km od Marsa. System podtrzymania życia na kosmicznym statku ma sobą przedstawiać cykł zamknięty, gdzie wszystko będzie się wykorzystywać powtórnie.

Podróż na Mars, będzie o wiele trudniejszą i skomplikowaną w porównaniu z podróżą na Księżyc . Tu przydzi się zetknąć z całym komplektem problemów, od śmiertelnie niebezpiecznej kosmicznej radioaktywności, do tak zwanego „kosmicznego stresu”, który może być wywołany silnym nerwowym napięciem załogi statku, szczególnie z powodu kosmicznej nostalgii po rodzonej Ziemi, kiedy kosmonauci będą ją widzieć, jako małą gwiazdkę, odległą o miliony kilometrów.

Dla większej pewności Collins radzi posyłać kosmonautów parami – męża i żonę – które by żyły w oddzielnych wygodnych pomieszczeniach na statku. Wiele niespodzianek może oczekiwać tych marsyjańskich kosmonautów; jak na przykład: już upominana kosmiczna radioaktywność ale wyzwana nagle zwiększoną słoneczną radioaktywnością, meteorytami i t.p.

Bardzo dużo problemów przynosi długa nieważka, w stanie której zmienia się cyrkulacja krwi, występują objawy choroby morskiej. Może się stać, że w mózgu człowieka zwiększy się ilość krwi, co doprowadzi do zniknięcia „nadmiaru” osocza krwi, do atrofii mięśni, do zwiększenia objętości serca, do odwodnienia organizmu i wszystko to w nieobracalnym procesie.

Zupełnie coś innego przeprowadzić parę miesięcy na ziemnej orbicie, powrócić na Ziemię i od razu okazać się wśród lekarzy i zupełnie inna sprawa polecieć na Mars, wyjść ze statku i od razu przystąpić do tytanicznej pracy po zagospodarowaniu niewiadomej planety. Bardzo ważną będzie sterylność statka. Sama bezpieczna bakteria na Ziemi, kiedy popadnie na Mars, może tam zajść jej mutacja i ona okaże się niebezpieczną dla załogi statka.

Przepuśćmy, że kosmiczne statki zaczeły latać na Mars – co czeka pierwszych kosmonautów, którzy zechcą go zagospodarować, przekształcić martwą planetę w zieloną z możliwością życia na niej człowieka?

Pierwsi ludzie na Marsie będą zmuszeni żyć w jaskiniach i norach, aby się schronić od radioaktywnych promieni i strasznego chłodu. Wodę częściowo będą otrzymywać z polarnych biegunów. Z wody elektrolizem otrzmają tlen, a wodoród zjednoczy się z dwótlenkiem węgla w atmosferze i da metan – trochę ciepła i paliwa rakietowego. Na Marsie jest wszystko dla produkcji betonu, szkła i metalu.

Mimo wielkich trudności polotu na Mars, wyżej podanych, byli wypytani w wielkiej ilości amerykańscy uczeni – możliwa taka wędrówka, czy raczej, nie? Większoś uczonych wypowiedziała się, że możliwa, przy współczesnym rozwoju technicznym, który się ciągle doskonali.

W Ameryce jeszcze przy prezydeńcie Bushu, pod naciskiem kół naukowych była ogłoszona, tak nazwana, inicjatywa kosmicznych badań (IKB), sednem której stał się projekt eksploracji Marsa. Przyszykować odpowiednie referaty, naukową analizę tego proektu było poręczono czterem najbardziej przyznanym naukowo-badawczym centrum SZA. Otrzymane dane z centrów opracowali i przedstawili następne rady dla dalszej kosmicznej działalności:

Możliwe jest badanie kosmosu za pomocą automatycznych maszyn-robotów, polecieć na Mars nie od razu z Ziemi, a z początku na Księżyc, a później na Mars.

Mars – planeta, na którą człowiek chce polecieć i ją zagospodarować. Technika na tyle się doskonali, że to możliwe będzie dla osiągnęcia!

Rezultatem działalności amerykańskiej IKB był referat Stephorda. NASA – Ministerstwo astronautyki zebrało grupę – 40 najwybitniejszych uczonych pod kierownictwem byłego astronauty Tomasa Stephorda, aby opracować kośmiczne plany SZA na przyszłość. Grupa przystąpiła do pracy w sierpniu 1990 roku i pracowała w ciągu 10 miesięcy. Rezultatem był referat na 180 stronicach, króry wydał następne rekomendacje:

Pełne i dokładne badanie planety Mars: początel polotu na Księżyc około 2005 roku.

Pierwszy polot człowieka na Mars w celu zatrzymania się tam na okres od 30dni do 100 dni około 2014 r..

Powtórnie polecieć na Mars około 2016 roku i przebyć tam około 600 dni.

Albo: z początku polecieć na Księżyc w 2003 roku przy szerokim podtrzymaniu automatycznych maszyn-robotów. Później na Mars w 2014 roku.

Polot na Księżyc w 2004 roku i stamtąd badać Mars, dokąd polecą w 2014 roku i tam się zatrzmają od 30 do 100 dni.

Dla projekta polotu na Mars wykorzystać wszyatkie możliwe resursy, jakie się znajdują w kosmosie. W tym celu zbudować fabryki-robotów na Księżycu około 2003 roku z człowiekiem około 2004 roku i polotem na Mars około 2016 roku.

Referat T. Stephorda daje jeszcze następne rekomendacje:

Wykorzystać w projekcie oswojenia Marsa te same rakietowe silniki pierwszego stopnia, jakie były wykorzystywane w projekcie „Apollon”, „Saturn V”.

Zwykłe silniki, lub w kombinacji z ciekłym wodorodem, jakie będą jeszcze bardziej udoskonalone do 1998 rokui i będą mogły podjąć ciężar od 150 do 250 ton.

Także zamiast ciekłego wodorodu można wykorzystać kondycyjną naftę, kiedy będą udoskonalone te silniki, co może się okazać bardziej ekonomicznym i bezpiecznym.

W następnych silnikach wielostopniowych marsowego statku muszą być wykorzystywane jądrowe silniki ze wszystkimi udoskonaleniami. I na Marsie i na Księżycu musi się wykorzystywać jądrowa energija, która da maksymum megowatów elektryczności.

Program IKB wprowadzić do programu szkół, aby wychować i właściwie przyszykować przyszłych uczonych i inżenierów. Zaprosić wszystkich, kto jest w stanie podawać idee w IKB.

Referat T. Stepherda kończy się słowami: „Ameryka stoi na progu nowego tysiąclecia i nowych osiągnięć. Nasze dzisiejsze osiągnięcia, przechodzą intensywną próbę, my mamy wiele skoplikowanych i trudnych problemów, podobnych do tych, jakie mieliśmy w epokę proekta „Apollon” na przykład, takie pytanie jak, po co są potrzebne tak wielkie projekty i ogromne pieniężne wydatki, związane z nimi?

IKB musi odrodzić u Amerykańców duch konkurencji i narodowej czci. W dzisiejszym świecie niepewności IKB musi i ma możliwość wzniecić, zachęcić nasz naród do nowch wielkich osiągnięć.

Niewątpliwie, dalniejszy rozwój techniczny, musi stanąć na czele tak wielkich projektów, jak polot na Mars. Można począć z miewielkim biudżetem. Wielkie narody w przeszłości stale badali i zagospodarowywali nowe przestrzenia. Kosmos – to sfera uprzemysłowionego świata XXI stulecia. My Amerykanie musimy zapytać siebie: jaka będzie nasza rola w przyszłych badaniach Układu Słonecznego – będziemy na czele, czy w ogonie u innych, albo stać w stronie od wszystkiego?

W końcu tego niedużego referatu chcę powiedzieć następujące. My już stoimy na progu nowego tysąclecia, które oczywiście przyniesie ludzkości wiele nowych osiągnięć w nauce i technice. Już dużo osiągneliśmy w XX stuleciu. Pojawiła się nowa nauka – astronautyka, która wciąż bardziej i bardziej wzrusza człowieka. Już mamy Międzynarodową astronautyczną federację, która jedna wysiłki uczonych całego świata. Astronautyka wykłada się na specjalnych fakultetach w Harwardzkim, Stephordzkim, w Monachium i innych uniwersytetach. Możliwie kiedykolwiek i białoruskie niezależne państwo dołączy się do światowego astronautycznego ruchu!?


***

O pobyciu Borysa Kita w Grodnie pisały miejscowe gazety „...27-28 września w Grodnie z nieoficjalną wizytą znajdował się akademik Międzynarodowej Akademii Astronautyki, wiadomy społeczny i pedagogiczny działacz Zachodniej Białorusi i białoruskiej emigracji, sławny syn przyniemianskiego kraju, profesor, doktor filozofii Borys Władimirowicz Kit. Do wielu naukowych i honorowych nazw Borysa Kita w tych dniach dodało się członkostwo w Międzynarodowej Akademii „Eurazji”, posiedzenia jakiej odbywały się z 24 po 26 września w Mińsku i na której on był wybrany wice-prezydentem. Dlatego nic dziwnego, że główna uwaga wice-prezydenta „Eurazji” w Grodnie była skierowana na akademickie i uniwersyteckie środowisko spotkania z uczonymi, omówienie perspektywy współpracy z akademią, jaka widzi swoim celem zbliżenie i koordynację naukowych badań w różnych regionach Europy. W organizacji pierwszej wizyty B. Kita do Grodna pezyczynili się: redakcja gazety „Kultura”, rektor Grodzieńskiego Uniwersytetu im. J. Kupały i Grodzieńska filia fundusza podtrzymania demokratycznych reform...” (Andrzej Majsiajonok „Akademik Borys Kit po raz pierwszy odwiedził Grodno”, gazeta „Gromada”7-13 października 1994 r.).

W ostatni dzień pobytu na Białorusi Borys Kit w Hotelu Mińsk odpowiadał na różne pytania zebranym dzienikarzom gazet, radio i telewizji. Około trzech godzin mówił on z nimi, wszystko to filmował kinoreżyser, narodowy artysta republiki, laureata Państwowej nagrody – Wiktor Daszuk. Film jego „Borys Kit – ostatni z magikanów” był pokazany 21 października 1994 roku białoruską telewizją.

Przed odjazdem we Frankfurt nad Menem Borys Kit złośył wizytę TBZ „Baćkauszczynie”, gdzie przewodnicząca towarzystwa Anna Surmacz wręczyła mu na pamięć książki.

Dziesięć dni był z nami Borys Władzimirowicz, o nim dużo pisały gazety: „Kultura”, „Zwiezda”(Gwiazda), „Wiadomości Akademii Nauk Białorusi”, „Grodzieńska prawda”, „Głos Ojczyzny, „Pogonia”, „Nowe życie”, „Połymia”(Ognisko) i inne.

Powrót synów i córek naszej Ojczyzny, którzy z tych lub innych powodów pozostawili kraj i teraz, kiedy zaczeły się spełniać ich marzenia o niepodległej Białorusi, chcieliby znów odczuwać siebie na rodzonej ziemi nie tylko gośćmi, ale i potrzebnymi jej w nauce, biznesu, kulturze. Doktor astronautyki, zasłużony profesor Marlendzkiego Uniwersytetu Borys Kit, któremu w kwietniu 1994 roku spełniło się 84 lata, pełen nadzei nawiązać ścisłe kontakty między uczonymi Ameryki, Niemiec i białoruskimi uczonymi. Jego nadzwyczaj energiczne zajścia pomogły już w stworzeniu nowych programów naszemu Uniwersytetu Kultury, który on także odwiedził w czasie swego pobytu, przeznaczonego odkryciu nowoutworzonej Międzynarodowej Akademii Nauk Eurazji.
Druga wizyta wiadomego w świecie uczonego Borysa Kita naszego rodaka na swoją Ojczyznę była nadzwyczaj płodną...

1995 – jubileuszowy rok B. Kita

85-lecie B. Kita szeroko, hucznie odznaczało białoruskie społeczeństwo w ojczystym kraju. Oprócz jubileuszowych artykułów w gazetach („Literatura i sztuka”, „Kultura”, „Głos Ojczyzny”, „Czerwony sztandar”, „Wiedomości Akademii Nauk”, „Stolica”, „Imie”, „Pogonia”, „Nowe życie”, i in.) urządzone były wystawy ku czci uczonego (w Mołodecznie, Grodnie, Postawach, Głębokim, w Państwowym archiwum technicznej i naukowej dokumentacji w Mińsku). Odbyły się wieczory w Państwowej Bibiotece, w bibliotece imenia Janki Kupały, gdzie z wspomnieniami dzielił się były uczeń B. Kita profesor Piotr M. Kaziukowicz, czytała swoje wiersze Olga Ipatowa, a także w Republikańskim instytucie zagadnień kultury. W Domu weterana 6 kwietnia odbyła się premiera filmu o Borysie Kicie reżysera R. Jasińskiego, operatora L. Słobinskiego).

Zjednoczenie Białorusów świata „Baćkauszczyna” i Narodowy naukowo-oświatowy centrum imienia F. Skoryny przeprowadzili wieczór ku czci 85-lecia B. Kita w jego dzień urodzin 6 kwietnia w sali Skoryńskiego centrum, gdzie była otwarta wystawa „Białorusini w świecie”. Niemałe miejsce w niej było poświęcone życiu i działalności wybitnego rodaka. Oprócz wiodących wieczór, G. Surmacz i Adama Maldisa, występowali akademik R. Gorecki, rektor Białoruskiego Uniwersytetu Kultury J. Grigorowicz, autorka książki o B. Kicie L. Sawik, były ambasador Białorusi w Niemczach deputata Rady Najwyższej P. Sadowski, pisarze O. Ipatowa, A. Lis, J. Lecka. Dzwięczały wiersze poświęcone Borysowi Kitowi, białoruskie narodowe piosenki. Jubilatu był wysłany specjalny list z zapisem tego wieczoru.

Odbyło się świąteczne przedsięwzięcia i w Nowogródku, o tym pisała gazeta „Nowe życie”.
„...W ostatnich czasach imię B. Kita często się upomina, kiedy zachodzi mowa o Międzynarodowej Akademii Nauk Eurazji, wiceprezydentem której on był wybrany w przeszłym roku. MANE ma na celu zjednoczenie działalności uczonych państw Europy i Azji dla wspólnego rozwiązywania najbardziej aktualnych kwestyj. Imię B. Kita brzmi także w związku z odkryciem Humanistycznego Białoruskiego Uniwersytetu z wieloma filiami po całej krainie, w tej liczbie i w Nowogródku. A to znaczy, że w swoim wieku 85 lat B. Kit szuka nowe sfery dla zastosowania swojej wiedzy, jak to robił w ciągu całego życia, tym razem na Białorusi, na Ojczyźnie, miłość do której zachował w sercu.

W średniej szkole, w krórej kiedyś znajdowało się Białoruskie gimnazjum i dyrektorem której w 1939 r. był B.Kit, odbył się wieczór poświęcony jubileuszu słynnego rodaka z demonstracją filmu opowiadającego o życiu i naukowej działalności Borysa Kita. W czasie spotkania zebranym były przedstawione najbardziej ciekawe archiwalia B. Kita, które się znajdują w Nowogródzkim muzeum. Dla tych, kto się raniej spotykał z B. Kitem, była to możliwość jeszcze raz odczuć jego niepowtarzalne oczarowanie, wzniosłość ducha, siłę charakteru, a dla uczni starszoklasistów – lekcja, jak może człowiek dysponować swoim życiem i czego osiągnąć, jeżeli on stale pracuje, powyższa swoją wiedzę, sferę działalności, stopień kwalifikacji, ciągle w poszukiwaniu nowego dla realizacji swych możliwości...”

Co może być ważniejszego dla Nauczyciela, jak jego życiowe, pedagogiczne, naukowe osięgnięcia przekazują się młodemu pokoleniu, stają się przykładem miłości do Ojczyzny i ludzkości? I nawet jeżeli wśród uczniów, zebranych na sali, znalazł się chociażby jeden, podrastający talent, który oczarowany działalnością B. Kita, pójdzie jego drogą, sławiąc Białoruś, znaczy – Nauczyciel żył nie daremnie, sztafeta podchwycona...

A to, że sztafeta podchwycona, świadczy chociażby to, że jeszcze przed trzema latami temu, o Borysie Kicie prawie nic nie wiedzieli na Białorusi, a dzisiaj on z pełnym prawem wszedł w kohortę jej słynnych synów, jego życie stało się częścią kulturalnego życia białoruskiego narodu. O nim układają wiersze, piszą artykuły, rysują portrety, nakręcają filmy, zbierają dokumenty dla archiwum, organizują wystawy i wieczory. Utalentowany białoruski rzeźbiarz Iwan Akimowicz Mićko, zaciekawiony kosmosem, autor rzeźb prawie wszystkich kosmonautów Ziemi, wylepił pamiątkową medal Borysa Kita i ma na myśli stworzenie rzeźby jego popiersia...
Więc z pełnym prawem poczucia honoru mógł czytać Boris Kit jubileuszowe powińszowania, które mu przysłali jego szczere wielbiciele.”

O czym myślał B. Kit w dzień 85-lecia w niemieckim mieście Frankfurcie nad Menem? O tym opowiada Wieronika Czerkasowa (1959-2004), utalentowana biełoruska dzieńnikarka, która dwa razy spotkała się z Borysem Kitem w Niemczach. Jej duży artykuł, poświęcony jubileuszu Borysa Kita był wydrukowany w mińskiej gazecie „Imie”, 31 maja 1995 r. Niżej podany urywki z tego artykułu.
„...Wspominając najbardziej wybitnych w historii Białorusi ludzi, większość, na pewno wspomną F. Skorynę, K. Kalinowskiego, Kupałę i Kołosa. Ktoś, pomyśląc, doda do tego spisa Efrosinię Połocką, kosmonautów, paru pisarzy ze szkołnego programu, i zupełnie sprawiedliwie Wasyla Bykowa. Tymczasem, sam W. Bykow 6 kwietnia tego roku na tytułowym liście swojej książki „We mgle” napisał następne słowa „Najpierwszemu Białorusu w świecie. Z głębokim szacunkiem – autor”. Takim sposobem, jeden z najbardziej znanych w świecie Białorusów przekazuje tytuł „Najpierwszego” człowiekowi, nazwisko którego większość przeczytała teraz w raz pierwszy ...

W tym roku my przyjechaliśmy do Niemiec 30 marca, i ja byłam rada możliwożci powińszować Borysa Kita 6 kwietnia z jego 85-leciem. Wkrótce, on zadzwonił mi i zaprosił na obiad w wiadomy hamburgski hotel „Cztery pory roku”... Na spotkanie Borys Kit przyjechał z Tamarą, bardzo elegantną, pełną wdzięku, doskonale wykształconą kobietą, która już wiele lat jest jego oddaną towarzyszką. Borys Kit nadzwyczaj energiczny, młody na wygląd, rześki człowiek. Patrząc na niego trudno uwierzyć, że mu się spełniło 85 lat, i że wszystkie te lata czas powoli i biernie przechodził przez jego życie, a sam on pokonując trudne przeszkody przebijał się przez ten czas...

Na moje pytanie, czym się on zajmuje teraz, Borys Kit uśmiechnął się: „ Szukam pieniądze dla Białorusi. – i już poważnie powiedział – Mam kolegę, dobrego adwokata, on po całym świecie rozsyła listy z proźbą dopomóc Białorusi... Wiadomo, nie wszyscy biegną z pomocą, ale niekiedy przychodzą z pomocą... Mam nadzeję, że czymś będę mógł pomóc Ojczyźnie. Wszystko co robiłem w ciągu życia, ja robiłem z myślą o Ojczyźnie, dla jej dobra i sławy.”

Swoje wrażenia ze spotkania z Borysem Kitem w jubileuszuy rok wypowiedziała i muzykoznawca O. Dadiomowa w gazecie „Literatura i sztuka”, 11 sierpnia 1995 r. „...Przed ostatnią swoją „podróżą po nuty” ja się denerwowałam więcej niż zwykle: pierwszy raz w życiu musiałam jechać do Niemiec – dokąd prowadzi wiele naszych muzyczno-historycznych ścieżek. W XIX st. tutaj żył i napisał swego „Fausta” Antoni Radziwiłł, tu się uczył Moniuszko i Jelski. Jeszcze raniej – w drugiej połowie XVIII st. – tutaj często przyjeżdżał przyszły autor libretta „Agatki” Maciej Radzwiłł, bywali Michał Kazimier i Michał Ogiński, Jogan(Jan) Gołand. Właśnie z Niemiec popadł Maciej Radzwiłł do Nieświeża, aby napisać tu muzykę „Agatki”, balet „Orfeusz w piekle” i inne kompozycie i nazawsze pozostał na Białorusi...

Po pierwsze Niemcy wywarły wielkie wrażenie uregulowanym bytem, wszystko jakby specjalnie sporządzone jest dla ciebie.. I zupełnie zdumiewającą okazała się jakby „marsyjańska” Państwowa biblioteka w Berlinie – nadzwyczaj wielka, technicznie wyposażona. W dużych salach wszystko zautomatyzowane. Każdy czytelnik ma na stole personalny komputer i może skorzystać z kopiarki. Dosłownie, w ciągu pół godziny dla ciebie znajdują i przynoszę rękopisy z samych odległych przechowalni, a dla nas, obcokrajowców, to wykonali jeszcze prędzej. Sam doktor Janecke – kierownik działu, kiedy się dowiedział o celi naszego wizytu, zaproponował własną pomóc w poszukiwaniu. Mowa szła o materiałach, jakie się tu zachowały z dawnych czasów – rękopisy Radziwiłła, Gołanda, Rusa. Nam wkrótce przynieśli zamówione i pozwolili zromić kopie nie tylko wydania nut z XVIII st., ale i ze starożytnych rękopisów!

To samo we Frankfurcie nad Menem: wszędzie zielone światło w pracy i życzliwość personelu. Ale w tym zupełnie amerykańskim mieście, w którym nowoczesne lustrzane drapacze chmur łączą się ze starożytnymi katedrami, bazylikami, powiązały się w naszej pamięci z wypadkiem nie mniej ciekawym, od naukowych poszukiwań. Mam na myśli spotkanie z Borysem Kitem. Myślę, że nie ma potrzeby przedstawiać go tutaj: byłego chłopca z Nowogródku, który z młodych lat walczył o białoruską kulturę, więzień faszystowskich katowni, później – emigrant i nakoniec – honor amerykańskiej i światowej astronautyki. Jego naprawdę trzeba zobaczyć – rzeźwy, zupełnie młody w swoje 85 lat, szczerze cieszy się każdemu spotkaniu z rodakami i serdecznie rad im pomóc czym tylko może.

On był naszym przewodnikiem we Frankfurcie, przyprowadził nas w Międzynarodowe centrum rękopisów nut. Trzeba było widzieć, jakie wrażenie wywarło na pracowników tego centrum, zjawienie się na progu ich instytucji samego Borysa Kita! Jego znają na Zachodzie nie tylko ludzie, nauk technicznych, ale i humanistycznych, i to nie jest dziwnym. Doktor filozofii w dziedzinie matematyki, encyklopedysta, znawca europejskich języków, on posiada gruntowną wiedzę w dziedzinie światowej literatury, malarstwa, muzyki. Jego rozważania o muzykalnej kulturze – właśnie w różnych jej ujawnieniach – wydały mi się o tyle dokładnymi, o ile i paradoksalnymi. A kiedy Borys Kit dowiedział się o niektórych faktach z historii średniowiecznej muzyki Białorusi, on zachwycony wymówił: „Ja będę wszystkim o tym opowiadać, możecie liczyć, że wy znaleźliście naprawdę wielbiciela białoruskiej muzykologii!”. I później przy rozstawaniu: „ Zobaczycie w Europie wam wszędzie będą pomagać, dlatego że obraz europejskiej kultury musi otwarzać pełnię, a bez białoruskiej kultury – nieodłącznej części ogólnoeuropejskiej kultury – to jest niemożliwe.”
Naprawdę jego słowa okazały się porocze...”

W lipcu 1995 r. Borys Kit w rok swego 85-lecia odbył podróż do miasta swojej młodości –Wilna (Wilniusa). Tutaj on się uczył na uniwersytecie i wykładał w byłym Białoruskim gimnazjum. To miasto, w którym on począł karierę uczonego, tu on otrzymał dyplom magistra-filozofii. Borys Kit był zaproszony przez wileńskich Białorusów i swoimi byłymi uczniami do miasta, którego nie widział więcej jak półwieku. Spotykali go w Wileńskim aeroporcie przedstawiciele białoruskiej ambasady w Wilnie, dyrektor Białoruskiego centrum kultury w Szalczyninkaj Piotr Małafej, białoruski społeczny działacz Rostisław Miluk, autor monografii o białoruskim gimnazjum Aleksej Aniszczyk, najbardziej bliskie, którzy się doczekali tego dnia, przyjaciele, współbracia po nauce i byli uczniowie. Większość z nich już z białymi głowami. Okrzyki zachwytu, szczere, radosne przywitania, gorońce obięcia i łzy...

Przyjazd B. Kita zbieg się ze świętem Dnia Niepodległości Białorusi, które odbywało się w Wileńskiej filharmonii. Na tę uroczystość B. Kit był zaproszony białoruskim ambasadorem w Litwie panem J. Wojtowiczem. Na świento Niepodległości przybyli przedstawiciele władz i artyści z Mińska, był obecny mer Wilniusa i wiadomy białoruski działacz Fiodor Niuńka, L.Łuckiewicz – były uczeń B. Kita, przyszykował jego wystąpienie dla litewskiej telewizji.

W pierwszej połowie dnia 28 lipca Borys Kit był na zebraniu Towarzystwa białoruskiej kultury, na które się zebrało dużo Białorusinów: nauczycieli, działaczów białoruskiej kultury, gości z Mińska. Prowadził zebranie Fiodor Niuńka. Na początku wystąpił Anatolij Butewicz – minister kultury Republiki Białoruś, występowali goście z Mińska, powiadomił o swej działalności i odpowiedział na pytania ambasador Białorusi pan J. Wojtowicz...

Druga część zebrania była poświęcona spotkaniu Borysa Kita. Kiedy on, trochę spóźniony, wszedł na salę, wszyscy obecni pomimo tego, że wystąpował A. Butewicza, stojąc, głośnymi oklaskami witali wybitnego Białorusa.

Potem, w tenże dzień byli w Szalczyninkaj na otwarciu Białoruskiego centrum kultury, który postanowili nazwać imieniem Borysa Kita. Był piękny letni dzień, olśniewająco świeciło słońce. Maszyna niosła się drogą obsadzoną brzozami, za którymi widać było zielone pola i opodal zieleń leśną. A oto pojawiły się przytulne domy, czystego miasteczka Szalczyninkaj.

W niewielkiej sali białoruskiego centrum zebrały się Białorusini, żyjące w Szalczyninkaj, mieszkańce miasteczka, był obecny mer miasta i kierownik rejonu Józef Rybak... Zebranie rozpoczął kierownik białoruskiej kolonii w Szalczyninkaj P. Małafej, który się zwrócił do Borysa Kita z pytaniem: czy nie ma nic przeciw, aby jego imię było nadane Białoruskiemu centrum kultury? Borys Kit dał zgodę.

Zaczeła się ciekawa rozmowa Białorusinów ze swym słynnym rodakiem, fotografie na pamiątkę, krótka przechadzka po miasteczku Szalczyninkaj. A kiedy znowu wrócili w Białoruskie centrum, to drzwi jego były opasane wstążką. Borysowi Kitowi, jako honorowemu gościu i patronu centrum, poręczono rozciąć wstążkę i otworzyć teraz już Białoruskie centrum kultury imienia Borysa Kita. A Borysowi Kitowi wręczyli symboliczny klucz.. Nad wejściem, gdzie raniej w języku litewskim i białoruskim był nadpis „Białoruskie centrum kultury”, dodali „...im. Borysa Kita”. Znowu występowali goście i gospodarze. Wszczęła się ciekawa rozmowa z merem J. Rybakiem, przy tym rozmowa swobodnie przechodził z języka białoruskiego na polski i rosyjski. Mer opowiedział o sytuacji w rejonie i mieście, o pomocy jaką okazują miejscowe władze mniejszościom narodowym, o perspektywach dalniejszego rozwoju i o współpracy. Odczuwało się, że J. Rybak szczerze jest zainteresowany w owocowej i skutecznej współpracy z Białorusami.

Nieoficjalna część spotkania odbyła się w drodze odwrotnej do Wilna w przydrożnej restauracji, położonej w pięknej miejscowości nad brzegiem jeziora, tutaj uczestnicy spotkania już w mniejszej ilości odznaczyli przyjazd gościa i wydarzenie, jakie się odbyło w Szalczyninkaj...

Towarzyszył Borysowi Kitowi Białorusin, profesor, doktor chemii Mikołaj Jarczak, który wraz z żoną specjalnie przybył z Rygi na spotkanie. Nie mógło, wśród obecnych nie powstać mowy o dzisiejszym stanie na Białorusi, odczuwał się ruch wstecz w duchowym i i historycznym Odrodzeniu Baćkauszczyny, pogorszenie ekonomiczne i materialne w życiu większości ludzi, prostych Białorusinów, którzy się okazali za krawędzią biedności. Swój niepokojący nastruj, niepatrząc na świąteczne przecęwzięcie w jego cześć, wypowiedział Borys Kit, przeczytał na pamięć „Pogoń” Maksyma Bogdanowicza.

Kiedy w serce strwożone ukłuje
O los Kraju – Ojczyzny mej strach,
To wspominam świętą Ostrą Bramę
I ryceży na groźnych koniach.

Białą pianą pokryte mkną konie,
Pędzą rączo, dech ich piersi rozrywa:
Bo pradawnej Litewskiej Pogoni
Nie pokona nikt, nie zatrzyma.

W jaką dal niezmierzoną lecicie?
A za wami, przed wami – mkną lata.
Za kim w pogoń tę waszą spieszycie?
Gdzie i kędy prowadzi was trasa?

Może one, Białoruś, poniosły
By odnaleść Twe dzieci w tej goni,
Co się Ciebie wyrzekły, nie pomną,
Zaprzedały, oddały w niewolę?

Kołatajcie do serc ich – mieczami,
Nie pozwólcie obcymi się stać!
Niech poczują ich serca nocami
Jak im ziemi Ojczystej jest brak...

Matko – Ojczyzno, Matko nasza,
Nie sposób znieść taki ból!..
Przebacz, przytul syna swojego,
Dla Ciebie żyć i umierać pozwól.

A tam wciąż lecą, mkną, pędzą konie
Srebnej zbroi szczęk dzwoni uszyma...
Bo pradawnej Litewskiej Pogoni
Nie pokona nikt, nie zatrzyma.

Przekład Elechro

Piękny wiersz, pełny niepokóju i obawy będzie mu wtórować i w ostatni dzień pobytu, kied Borys Kit spacerował starymi, wązkimi ulicami Wilna. On postał u świętej Ostrobramskiej Bramy, u murów bazylianskich, gdzie kiedyś się mieściło białoruskie gimnazjum, i on będąc jeszcze studentem, był zaproszony wykładać matematykę, był w Świato-Duchowym klasztorze. Do pełnego wyczerpania chodził on po wązkich ulicach starego miasta, kościoły, cerkwie, katedra, niezapomniana alma-mater. I cały ten czas w duszy brzmiały słowa poety Maksyma Bohdanowicza: „Mati Rodnaja, Mati-Kraina.. Ty prabacz, Ty primi swojego syna...” Spacer po Wilnie był dopełniony ciekawymi opowiadaniami L. Łuckiewicza.

Gościnnie przyjmowało białoruskie społeczeństwo swego wybitnrgo rodaka. O jego pobycie w Wiłnie pisały litewskie gazety „Echo Litwy”, „Wieczorowe nowości” i in.

Prędko przeleciały radosne, wzruszające dni spotkań. I oto smutek rozłąki z miastem młodych lat, z bliskimi ludźmi. Znowu aeroport, samolot do Frankfurt nad Menem, gdzie Borys Kit będzie żył nie tylko wspomnieniami, ale i w dalszym ciągu kontynuować swoją naukową działalność: W końcu września on będzie na Międzynarodowym kongresie astronautów w stolicy Norwegii Osło, w listopadzie przyjedzie do Mińska na kolejną sesiję Międzynarodowej akademii nauk Eurazji, a przed tym w maju będzie jeszcze i w Moskwie na kolejnej sesii Międzynarodowej akademii nauk Eurazji dla okazania pomocy w wybraniu nowych członków: L. N. Kiwacza, N. P. Jarczaka, W. U. Buko, P. T. Kuziukowicza, A. G. Majsiajonka, A. K. Krawcewicza, L S. Sawik, . M. Ipatowej, Dżona Sassar, M. I. Siadniowa. Przyjmie u siebie we Frankfurcie prezydenta MANE akademika J, Sziriajewa; akademika W. Płatonowa – byłego prezydenta Akademii Nauk Białorusi.

Bogatym był na wydażenia jubileuszowy rok.
Na początku lipca, przed pojazdem do Wilna, Borys Kit był zaproszony na kolejne zebranie Niemieckiego Towarzystwa po astronautyce, gdzie mu w związku z 85-leciem wręczyli złoty medal Germana Obierta za poważny wkład w rozwój astronautyki.

Borys Kit naprawdę powrócił w intelektualne życie Białorusi, do jej historii i pamięci wdzięcznych rodaków.

Czasowy plenipotent do spraw SZA na Białorusi Georg Albiert Krol powiedział: „Boris Kit – wiadomy uczony w SZA z wspaniałą opinią. Historia jego życia – bogata i tragiczna jednocześnie – bardzo ważna nie tylko dla was. Ameryka jest dumną ze swego obywatela”.


*****

Borys Włodimirowicz Kit
przeżył długie, ciekawe, jaskrawe życie.
Zmarł on w wieku prawie 108 lat.
Pamięć o nim jako o
Człowieku, Uczonym i Patriocie
zostanie w pamięci ludzkości na wieki.

Uwaga:
Przejście ma stronicę internetową poświęconą pamięci nauczycielki A. Szumskiej , która pochdziła też z miasteczka Korelicze i uczyła się w szkole podstawowej, w której w tym czasie uczył się Borys Kit.